[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardzo wysoko.
Była perfekcjonistką, dlatego też' niszczyła każdą pracę, która nie zaspokajała jej wymagań i zaczynała od
nowa.
W niedzielę rano Grant wreszcie się zbuntował.
- Sabrino, zlituj się. Nawet Stwórca musiał siódmego dnia odpocząć!
Już przybrała buntowniczy wyraz twarzy, gdy dotarło do niej, że ojciec ma rację. Palce ją świerzbiały, by
znów ująć posłuszny materiał i nadawać mu pożądany ksztah, jednak rozsądek przeważył.
- Muszę zrobić parę rzeczy na łódce. Może pojechałabyś ze mną? - zaproponował ojciec. - Debora jest bez
reszty zajęta gotowaniem. Jak cię znam, to gdy tylko spuszczę cię z oka, znowu się tu wślizgniesz.
- W cale tak nie zrobię - roześmiała się.
- Nie zrobisz? Na pewno? Nic z tego, zabieram ciÄ™ ze sobÄ…· . '- No wiesz, jesteÅ› okropny! Nie ufasz wÅ‚asnej
córce!
- zawołała z udawanym oburzeniem. - Cóż, skoro tak, to rzeczywiście nie mam wyjścia i pojadę z tobą, -
Ubierz się ciepło, bo mocno dzisiaj wieje. Tylko niech to nie będzie nic zanadto wyjściowego. Zamierzam cię
zatrudnić do pracy pod pokładem.
- Ach, tak. Wiedziałam, że masz jakiś cel w zabraniu mnie ze sobą. - Sabrina pokiwała głową ze
zrozumieniem.
- Chyba nie sądziłaś, że zależy mi na twoim towarzystwie, a nie na twoich rękach? - roześmiał się i zszedł na
dół.
Wiatr okazał się rzeczywiście dość przejmujący, ale w kabinie Sabrina nie czuła jego zimnych podmuchów.
Wkrótce jednak pożałowała tego, gdy po raz kolejny ocierała przednimieniem spocone czoło. Jej jedwabiste
ciemne włosy były zupełnie wilgotne i pozlepiane.
Z podciągniętymi rękawami szorowała szafki i. zlewozmywak. Gruby sweter g~zł ją w szyję i przeszkadzał
okropnie, ale chwilowo nic na to nie mogła poradzić, gdyż ręce miała brudne już niemal po łokcie. Gdy
wreszcie I skończyła, postanowiła, że zawoła ojca na kawę. Chociaż on się chyba zbytnio nie
przepracowywał, gdyż od dłuższego czasu z pokładu dobiegała ożywiona rozmowa kilku osób.
, Sabrina zastanowiła się, czy nie powinna zaparzyć więcej kawy i zaproponować jej wszystkim. Tak, to był
dobry pomysł. Gdy opłukiwała zlew, usłyszała, że ktoś schodzi na dół.
- Tato, chcę zrobić kawę. Może twoi znajomi też by się napili, co o tym sądzisz?
- Myślę, że to świetny pomysł. .
- Bay! Wróciłeś! - Zaskoczona, nie zdążyła powstrzymać radosnego okrzyku.
- Tak, wczoraj wieczorem. Podejrzewałem, że znowu pojawisz się w niedzielę w porcie, ale nie wpadłbym na
to, iż ojciec zatrudni cię w charakterze galernika, który odwala naj cięższą robotę.
lJśmiechnęła się.
- lJdał ci się wyjazd?
- Owszem, zała~iłem parę spraw. Przy okazji przypadkowo natknąłem się na kogoś, kogo dawno nie
widziałem.
Rozmawia właśnie z twoim ojcem. Chcesz go poznać?
Sabrina poczuła nagłą ulgę, gdyż była prawie pewna, iż Bay mówi o jakiejś kobiecie. Miała nadzieję, że
wyraz jej twarzy nie zdradził tych obaw. Nie chciała, by Bay myślał, iż jest zazdrosna. Byli przecież tylko
przyjaciółmi.
~ Zaraz przyjdę. Zaparzę tylko kawę, przyniosę też cukier i śmietankę w proszku. Możesz wziąć ze sobą
kubki?
StojÄ… w szafce.
Po paru minutach ostrożnie wyszła na pokład, a wiatr przyjemnie zaczął chłodzić jej twarz.
_ Pozwól, że ja to wezmę - ojciec zabrał jej dzbanek' i dwie puszki.
_ To jest Sabrina Lane - przedstawił Bay. - A to mój stary przyjaciel, doktor Joe Browning.
. - Tylko nie stary, dobrze? - odezwał sięjowialny męski głos, a po chwili Sabrina poczuła silny uścisk dłoni. -
Proszę mi mówić po prostu Joe, tak jak moi pacjenci.
- Miło mi - powiedziała z rezerwą. Od czasu wypadku żywiła do lekarzy niechęć. Nie dlatego, że ją zle
traktowali, po prostu przypominali jej, przez co przeszła.
_ Pani ojciec zdradził mi, że nie widzi pani zaledwie od kilku miesięcy. Jak na tak krótki okres, widzę, iż radzi
pani sobie nadspodziewanie dobfye. " - A mam jakieś wyjście? - spytała nieco uszczypliwie.
_ Owszem. Zawsze może pani zacząć sobie radzić zle:
Ta nonsensowna uwaga spowodowała, że Sabrina uśmiechnęła 'się mimo woli. Ten lekarz wydawał się inny
niż pozostali.
_ Początkowo wpadałam na wszystko i wszystkich - wyznała. .
- Używa pani laski, czy też ma może specjalnego psa?
_ Nawet nie czekał na odpowiedz, tylko ciągnął dalej.
_ Słyszałem, że teraz tresuje się w tym celu nie tylko owczarki, ale również inne rasy. Czy wyobraża sobie
pani takiego wychuchanego pudelka z czerwonÄ… kokardkÄ… prowadzÄ…cego jakÄ…Å› niewidomÄ… osobÄ™?
Oczywiście nie kwestionuję wrodzonej inteligencji pudli, ale wyglądałoby to raczeJ niepoważnie.
Sabrina roześmiała się głośno, gdyż oczami wyobrazni ujrzała' opisywaną scenę. Jej niechęć zniknęła
zupełnie i dalsza rozmowa potoczyła się już w przyja~ej atmosferze. Doktor Joe mówił za trzech, a jego
pogodny nastrój udzielił się wszystkim.
Niepostrzeżenie zeszło na temat wypadku Sabriny i przyczyn jej kalectwa. Nagle coś jej przyszło na myśL -
Chwileczkę - przerwała lekarzowi w pół zdania.
- Jakim pan jest lekarzem, jeśli wolno. spytać?
- Bardzo dobrym - obrócił jej pytanie w żart. - Chirurgiem, jeśli chce pani wiedzieć.
- Ajakiej specializacji? - Nagle podniosła rękę. - Nie, niech sama zgadnę. Pan się specjalizuje w chirurgii
oczu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]