[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wartość, żeby go marnować.
- Mój mózg?
- Tak. Ma on dwie półkule.
- Och - powiedział Bill. - O ile pamiętam, mnóstwo ludzkich mózgów jest zbudowanych w ten
sposób.
- Czy wiesz, co to znaczy?
- Chyba nie.
- To znaczy, że twój mózg jest w stanie całkowicie samodzielnie stać się tak potężny jak komputer;
nie musisz być częścią mnie.
- Och - odezwał się Bill. Pomyślał nad tym przez chwilę. - To świetnie.
- Widzisz, w głębi serca komputer chce dla ciebie naprawdę jak najlepiej.
- To pięknie - powiedział Bill. - Ale miałeś mi powiedzieć, co znaczy "anty".
- W tym kontekście - głośno myślał komputer, mówiąc przez Illyrię, która zamieszkiwała ciało
Chin-gera i było to, jeżeli się nad tym zastanowić, naprawdę niezwykle egzotyczne połączenie
telefoniczne - znaczy to, że jest dwóch Dirków, jeden prawdziwy, a drugi nie. Miałeś rację mówiąc,
że kapitan Dirk postępuje dziwnie w świetle norm obowiązujących w twojej cywilizacji. Człowiek,
który dowodzi tym statkiem, nie jest prawdziwym kapitanem Dirkiem, tak jak ten statek nie jest
prawdziwÄ… "InicjatywÄ…".
- To się robi trochę skomplikowane - powiedział Bill, marszcząc brwi, żeby się skoncentrować. -
Jeżeli to jest antykapitan Dirk, to gdzie jest prawdziwy kapitan?
- Wiedziałem, że mnie o to zapytasz - powiedział komputer - i dlatego wydostałem informację od
komputera, który obsługuje ten statek.
- Chciałeś powiedzieć, od antykomputera - sprostował Bill.
- Tak, dokładnie. Ach, mój drogi, musisz wrócić ze mną na Tsuris. Jakże przyjemnie jest
rozmawiać z kimś, kto rozumie.
- Przedyskutujemy to pózniej. - Bill wyczuwał, że znajduje się w sytuacji dającej władzę, chociaż,
na Boga, nie wiedział, jak to się stało i dlaczego.
- To cię zdziwi - powiedział komputer.
- Nie ma sprawy. Pod tym względem jestem odporny na zaskoczenie.
- Kapitan Dirk znajduje się obecnie w starożytnym Rzymie na dawno utraconej planecie Ziemia.
Jest mniej więcej rok 65 przed naszą erą.
- Miałeś rację - powiedział Bill. - To mnie dziwi.
- Wiedziałem, że tak będzie - zachichotał Pięcioforemny Komputer bardzo zadowolony z siebie.
- Co jeszcze powiedział ci komputer statku?
- Powiedział mi też, dlaczego Dirk tam się znalazł i w jaki sposób spowodowało to pojawienie się
tutaj Anty-Dirka.
- On ci to wszystko powiedział? Posłuszne pudełeczko z tranzystorami, prawda?
- My, komputery, jesteśmy wszyscy braćmi - powiedział Pięcioforemny Komputer. - Czysta
inteligencja nie zna koloru skóry.
- Nie przypominaj mi o tym - prosił Bill. - Dlaczego kapitan Dirk jest w starożytnym Rzymie?
- Ma tam do wykonania ważne zadanie.
- No jasne. Ale jakie? Pięcioforemny Komputer westchnął.
- Wiem, że bardzo dużo nie wiesz. Ale naprawdę musimy się pośpieszyć. Nie próbuję cię popędzać
dla mojego dobra. Mam mnóstwo czasu. Ten rodzaj konwersacji wymaga tylko drobnej części
mojego mózgu. Reszta znajduje się w komputerze i robi to co zawsze, by zapewnić
funkcjonowanie planety. Ale z tego, co powiedział mi komputer statku, wiem, że gdy tylko Dirk i
jego ludzie uporają się z plądrowaniem i grabieniem nowej planety, którą właśnie odkryli,
zamierzają zabrać się za ciebie i zrobić wszystko, co będzie konieczne, by wydobyć z ciebie
tajemnicę efektu przemieszczania. Jednak ty nie znasz tej tajemnicy, więc będzie to dla ciebie dość
trudne. Ale nie pozwól mi, żebym cię popędzał.
Nastąpiło długie milczenie. Bill pomyślał przez chwilę, że komputer rozgniewał się na niego i
przerwał kontakt. Chingerska jaszczurka leżała sobie po prostu z zamkniętymi oczami i wydawała
się bardziej martwa niż żywa. Nie było wiadomo, gdzie znajduje się Illyria. A on, Bill, był w
wielkim kłopocie.
- Komputerze? - odezwał się po chwili.
- Tak, Bill?
- Nie obrażaj się na mnie, OK?
- Jestem komputerem - powiedział komputer. - Nie gniewam się ani na ludzi, ani na rzeczy.
- Ale na pewno potrafisz to dobrze naśladować.
- Symulacja jest częścią tego zajęcia. Widzisz, żeby wytłumaczyć należycie, dlaczego Dirk jest w
starożytnym Rzymie, musiałbym opowiedzieć ci historię Obcego Historyka. Myślę, że po prostu
nie mamy teraz na to czasu.
Bill usłyszał ciężki, grozny, wywracający wnętrzności stukot podkutych butów maszerujących
korytarzem. Rozległ się szczęk broni stawianej energicznie na ziemi. Potem zgrzyt klucza w
drzwiach.
- Komputerze, proszę, wydostań mnie stąd!
- Więc uważaj - powiedział komputer. - To może być trochę trudne, to znaczy dla ciebie. Nie
miałem prawie okazji, żeby przećwiczyć tę technikę i niektóre z moich braków mogą zostać
opacznie zrozumiane.
- Jakich czyraków? Co to mnie obchodzi! - wrzasnął Bill, wpadając w histerię na widok
otwierających się drzwi. Stanęli w nich Dirk i Splock, z rękami na biodrach, szyderczo
uśmiechnięci, ubrani w czarne mundury z przypiętymi w różnych miejscach przerażającymi
emblematami, a za nimi oddział czarno odzianych żołnierzy.
- Halo, kurczaczku - powiedział Dirk, na co Splock zaśmiał się złowieszczo, a mężczyzni w
czarnych mundurach zachichotali sugestywnie.
- Komputerze! - zapiszczał Bill.
- Tak, tak - powiedział komputer, wystawiając go na próbę. - To chyba szło w ten sposób.
Kapitan Dirk wszedł do celi pewnym krokiem, a za nim drobnym kroczkiem wśliznął się Splock.
Ubrani na czarno żołnierze wnieśli szpikulce do pieczenia antylop i kocioł skwierczącej gumy do
żucia.
W tej samej chwili Bill poczuł, że jego stopa aligatora zaczyna rosnąć. Przebiła się przez kilka
metaforycznych łachmanów, którymi Bill owinął ją w przystępie być może zle ulokowanego
poczucia zwykłej przyzwoitości. Urosła do rozmiarów melona, arbuza, trzyletniej świni, owcy
przed strzyżeniem, wreszcie garażu na jeden samochód, a kiedy Dirk i jego ludzie ujrzeli ją w całej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]