[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Właśnie zamierzałem to zrobić! - zełgałem w \ywe oczy.
Igła wahnęła się parę razy, po czym wskazała dokładnie na podłogę.
- Na dół. Zrobimy z niego kupkę molekuł - rozkazałem. I dokładnie to miałem na myśli.
Skonstruowałem bowiem coś w rodzaju domowej bomby, na której wymalowałem jego imię.
Tym razem byłem zdecydowany nie pozostawić niczego przypadkowi. Bomba gwarantowała
rozkład na czynniki pierwsze wszystkiego w promieniu pięciu jardów.
Po chwilowej przerwie walka wybuchła ze wzmo\oną siłą. Przejście na dół zablokował
jakiś uparty miotacz ognia, tote\ krztusząc się dymem przeszliśmy przez wywaloną wybuchem
dziurę do sąsiedniego pomieszczenia. Było to jakieś laboratorium, którego pracownicy rzucili
się na nas z tym, co kto miał pod ręką. W trakcie zamieszania coś się jeszcze rozbiło, coś pękło
i smród rozlanych chemikaliów zaczął dusić w gardle.
- Uggh! - sapnęła Angelina. - Widziałeś, co było w tych słojach?
- Nie i nie mam zamiaru tego oglądać. Jazda w dół.
Obojętne, co to było, ale skoro wyprowadziło z równowagi kogoś tak odpornego jak
Angelina, to mnie zapewne od razu posłałoby na poszukiwanie pastylek na \ołądek.
Zbli\aliśmy się do celu, a z ka\dym krokiem opór rósł tak, \e praktycznie trzeba było
wyrąbywać sobie drogę. Przejście ułatwiał nam tylko fakt, \e obrońcy uzbrojeni byli w
najrozmaitsze przedmioty, które jednak na broń niezbyt się nadawały - siekiery, łomy, gołe ręce
były w zastraszającej obfitości. Ponieśliśmy następną stratę, gdy jeden z Marsjan został
dosłownie przybity do podło\a piką spuszczoną z góry. Nawet nie zdą\yłem zauwa\yć
sprawcy. Spojrzałem na zegarek i zakląłem - mieliśmy ju\ małe spóznienie.
- Czekaj! - wychrypiał Diyan. - Igła niczego nie pokazuje!
Stanęliśmy w wąskim korytarzu.
- Jaki kierunek wskazywała, gdy ostatni raz na nią patrzyłeś? - spytałem, gdy\ to
właśnie on niósł teraz detektor.
- Prosto w dół korytarza. Zupełnie, jakby zródło było na tym samym poziomie.
- Musieli wyłączyć time-helix. Detektor działa tylko w czasie jego pracy. No nic,
ruszamy. Jeszcze jeden wysiłek i będziemy u celu!
Ruszyliśmy. I ponieśliśmy następną stratę przy przechodzeniu przez jakieś dziwne
krzaki z kolcami. Kolce były zatrute i musiałem poświęcić ostatni granat termitowy, by spalić
krzaki. Amunicję i granaty zu\ywaliśmy zresztą w zastraszającym tempie. Po krótkiej, ale
za\artej walce w następnej sali magazynek mojego pistoletu był pusty, a drogę tymczasem
zatarasowały nam potę\ne drzwi. Sięgnąłem po granat akurat w chwili, gdy pojaśniał ekran
komunikatora znajdującego się obok wejścia.
- Przegrałeś po raz ostatni - oznajmił On krzywiąc się do mnie paskudnie.
- Zawsze lubiłem sobie pogadać - odpowiedziałem, po czym zwróciłem się do Angeliny
w języku, którego On na pewno nie znał: - Zostały ci granaty?
- Ja mówię, a ty będziesz słuchał - oświadczył On.
- Jeden - szepnęła Angelina.
- Zamieniam się w słuch - powiedziałem do niego. - Wywal te drzwi! - rozkazałem
Angelinie.
- Przeniosłem ju\ wszystkich, którzy będą mi potrzebni w bezpieczne miejsce, tam,
gdzie nikt nas nie znajdzie. Posłałem te\ wszystkie maszyny. Jestem ostatnim, który tam
wyrusza, a kiedy to zrobię, ta maszyneria zostanie zniszczona. - Granat wybuchł, ale drzwi były
za grube i Angelina musiała u\yć kul rozpryskowych. On tymczasem mówił, jakby nic się nie
stało. - Wiem, skąd przybyłeś, człowieku z przyszłości, i zniszczę ciebie, mego jedynego
przeciwnika, a przeszłość i przyszłość, i cała wieczność będą moje. Moje! MOJE! - wrzeszczał
jeszcze, kiedy drzwi nareszcie puściły i jako pierwszy wpadłem do środka.
Moje kule eksplodowały ju\ wśród delikatnych urządzeń, gdy bomba szybowała
jeszcze w powietrzu. On zdą\ył jednak uruchomić urządzenie i zniknął, a gdy bomba w końcu
wybuchła, stała się większym zagro\eniem dla nas ni\ dla niego. Padliśmy na ziemię, a gdy
przestało nam wyć nad głowami, aparatura stanowiła kupkę rozniesionego po sali szmelcu. On
odezwał się ponownie i lufa mojego pistoletu spojrzała natychmiast ku niemu, ale był to tylko
kolejny ekran.
- Zrobiłem ten zapis na wypadek, gdybym musiał opuścić ten świat w pośpiechu. Mogę
cię śledzić poprzez czas i będę to robił, a\ zniszczę ciebie i wszystkich, z którymi jesteś.
Wszyscy zginiecie! Będę kontrolował światy i wieczność. I będę niszczył światy tak, jak
zniszczę Ziemię. Zostawiam wam tylko tyle czasu, abyście to sobie dobrze uświadomili i
cierpieli. Nie macie mo\liwości ucieczki. Za godzinę wszystkie głowice nuklearne na tej
planecie zostanÄ… odpalone. Ziemia zostanie zniszczona!
22
Rozwalenie odtwarzacza było niewielką pociechą, ale zrobiłem to - jednym strzałem.
Plastik i elektroniczny złom rozleciały się po pokoju, a kretyński śmiech umilkł.
- Zrobiłeś, co mogłeś! - Angelina pogładziła mnie po dłoni.
- Ale to i tak za mało. Szkoda tylko, \e ciebie w to wciągnąłem.
- Nie chciałabym, \eby było inaczej. Cokolwiek nas spotka, będziemy razem.
- Wygląda na to, \e coś strasznego wyrządzono waszym ludziom - odezwał się Diyan. -
Przykro mi z tego powodu.
- Nie ma czego \ałować. Wszyscy siedzimy w tym gównie.
- W pewnym sensie tak - jedna godzina. Ale Mars jest uratowany, a dla nas, którzy tu
zginiemy, to jest najwa\niejsze. Nasi ludzie i nasze rodziny będą \yć.
- Chciałbym móc powiedzieć to samo - westchnąłem, po czym po\yczyłem jego
rozpylacz i załatwiłem parkę tubylców nachalnie pchających się przez drzwi. - Myśmy
przegrali i tu, i wszędzie. Sam się dziwię, \e jeszcze w ogóle istniejemy. Powinniśmy zgasnąć
jak zdmuchnięte świece.
- Czy mo\emy coś jeszcze zrobić? - spytała Angelina.
- Nie, nie mo\na wyprzedzić atomówki. Time-helix jest kupą złomu, i to tyle na ten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]