[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyjaśnień Edyty, tylko przyglądał się Zośce i klientce. Edyta też wytrzeszczała oczy, z
ciekawością oglądając interesującą postać Fredki. Nawet dostojna pani Maria raczyła rzucić
spojrzenie w tÄ™ stronÄ™.
Fredka mogła skompromitować każdą kobietę. Wprawdzie nie była brzydka, ale było w jej
zachowaniu, gestach, śmiechu coś wulgarnego. Nawet niezbyt bystry obserwator mógł się
domyślić, z jakich sfer pochodzi ta osoba. Grzywka, jaskrawy makijaż, sposób patrzenia
187
wszystko to zdawało się krzyczeć obserwatorowi: przyjacielu, oto jestem, jak mnie chcesz...
Edyta znacząco spojrzała na kierownika, jakby chciała powiedzieć: No, no, ale ta nasza
Zośka ma znajomości . Widocznie jednak w jego wzroku dojrzała naganę, bo odwróciła się
bokiem.
Fredka przymierzała buty, grymasiła, żądała coraz to innych par. Robiła z siebie wielką panią
i sprawiało jej widoczną przyjemność, że dawna zwycięska rywalka musi teraz ją obsługiwać.
Zośka znosiła wszystko cierpliwie, starała się nawet uśmiechać, a w duchu modliła się, żeby
wreszcie ta kompromitująca znajoma poszła sobie do wszystkich diabłów.
Fredka wstała wreszcie i robiąc minę rozgrymaszonego dziecka powiedziała krygując się i
sepleniÄ…c pieszczotliwie:
Chyba jednak nic u was nie kupiÄ™. Strasznie marny macie towar. Ty zresztÄ… wiesz, czego mi
potrzeba.
Wkrótce nadejdzie nowy transport Zośka usiłowała nie dopuszczać do rozmowy na swój
temat. Może wtedy coś znajdziemy...
Poszukam jeszcze gdzie indziej odparła Fredka i nagle zagadnęła: Ale opowiedz trochę o
sobie. Jakże ci się powodzi? Zadowolona jesteś z pracy?
Owszem, oczywiście bąkała Zośka coraz bardziej się denerwując.
Swoją drogą dziwię ci się, jak możesz tu wytrzymać paplała rozkosznie Fredka. Taka
dziewczyna jak ty, marnujesz siÄ™ w sklepie.
Dobrze mi tu...
Nie mogę tego pojąć. Moja droga, ty nigdy nie miałaś fantazji. Tak samo zresztą z tym
twoim panem. Póki pływał, to dobrze, ale jak przestał pływać, to czemu jeszcze go tolerujesz?
Teraz już wszyscy z nieukrywanym zainteresowaniem przysłuchiwali się rozmowie. Zośka
oblała się rumieńcem i nie wiedziała, co czynić. Rozumiała, że Fredka złośliwie pragnie ją
skompromitować. Ale przecież była ekspedientką i obowiązywała ją zawodowa uprzejmość
wobec klientki.
Zdobyła się z trudem na słowa:
Zostawmy te sprawy. Czym mogę jeszcze służyć?
Fredka jednak wiedziała, co czyni. Za nic w świecie nie zrezygnowałaby teraz z rozkosznej
zemsty. Tak długo nie mogła dosięgnąć znienawidzonej rywalki, a oto teraz okazja sama się
nadarzyła. Mówiła więc dalej nie zwracając uwagi na słowa Zośki.
188
Mam nadzieję, że długo nie wytrzymasz w takim stanie. W końcu chyba zmądrzejesz i
rzucisz to do diabła. Są przecież ciekawsze rzeczy od sklepu i takiego życia... Zniżyła głos i
mówiła szeptem, który było słychać w każdym zakątku sklepu. Nie bądz głupia. Taka
dziewczyna jak ty marnuje siÄ™! W Albatrosie stale pytajÄ… o ciebie...
Precz!
Fredka odskoczyła jak oparzona. Pamiętała dobrze, że nie warto tej dziewczyny doprowadzać
do ostateczności. Odsunęła się na bezpieczną odległość i pogardliwie wydęła wargi:
Och, niepotrzebnie się złościsz! Nic złego przecież ci nie powiedziałam. A po buty może tu
jeszcze kiedyÅ› wpadnÄ™, jak nie znajdÄ™ w innym sklepie.
Wyszła, triumfująco uśmiechając się pod nosem i kołysząc biodrami.
Po jej wyjściu zapadła w sklepie krępująca cisza. Zośka nie śmiała spojrzeć nikomu w oczy.
Edyta skwapliwie zaczęła coś mówić do kierownika, lecz on nie słuchał i niegrzecznie odszedł do
swego pokoju. Pani Maria znacząco wzruszyła ramionami, rzuciła Zośce przeciągłe spojrzenie i
pogrążyła się w lekturze.
A Zośka usiadła na swym stołku i nisko pochyliła głowę.
Rozdział XVII
Edyta już do samego wieczora straciła ochotę na ploteczki. Chociaż ruch w dalszym ciągu był
bardzo słaby, nie podeszła jednak do Zośki, nie zagadała, unikała nawet jej wzroku.
Dzień ten, jak na złość, wlókł się nieznośnie wolno i Zośka odetchnęła z prawdziwą ulgą,
kiedy wreszcie nadeszła pora zdawania kierownikowi pieniędzy. Ponieważ nie chciała wychodzić
razem z koleżankami, odczekała trochę, dopóki nie oddały swego utargu, i dopiero wtedy weszła
do jego pokoju.
Przystojny władca sklepu obuwniczego siedział przy biurku i wypełniał jakieś rubryki w
formularzu. Zdawał się nie dostrzegać Zośki. Kiedy jednak trzasnęły drzwi za Edytą i panią
Marią, podniósł się i bez słowa wyszedł. Wyjrzał na ulicę, a następnie przekręcił klucz w
drzwiach. Dokonawszy tego, wolno wrócił na miejsce i stanął przed nierozumiejącą jego
postępowania dziewczyną.
189
Oto pieniądze powiedziała kładąc na biurku plik banknotów i wysypując brzęczący bilon.
Równocześnie ogarnął ją jakiś niepokój. Kierownik nigdy nie zachowywał się tak tajemniczo.
Stał przyglądając się badawczo, jakby ją widział pierwszy raz. Na jego ustach błąkał się
zagadkowy uśmieszek.
Dobrze powiedział wreszcie. Porozmawiamy trochę.
O co chodzi, panie kierowniku? Zośka była zaniepokojona nie na żarty.
On jednak nie zwracał na to uwagi, flegmatycznie sięgnął do kieszeni, wyciągnął papierosy,
nie częstując jej zapalił i wypuścił kłąb dymu aż pod sufit.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]