[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siebie i popijały boski napój, pogryzając domowymi wafelkami przyrządzonymi i sprezentowanymi
wszystkim chętnym przez Różę. Maria przyniosła ich spore pudełko.
W pokoju byli obecni również dwaj panowie, obaj blondyni -jeden przebywał w sferach
zdecydowanie parterowych i tam co jakiś czas wykonywał jeden lub dwa ruchy puszystym
ogo¬nem. Drugim byÅ‚ PaweÅ‚, który wczoraj przyjechaÅ‚ z Aberdeen, dokÄ…d wraz z kolegami
doprowadził statek, a teraz miał dwa tygodnie wolnego. I on przyniósł Lucy ciasteczka, ładnie
za¬pakowane w pudeÅ‚ko z jakimÅ› Å›redniowiecznym zamkiem na tle szkockiej kratki. Jego
herbatniki mogły jednak poczekać, nie zawierały bowiem kremu, jakim Róża nadziała swoje
pischingerki".
Kto się wybiera i po co? spytał, drapiąc Ferdynanda Wspaniałego za uchem.
My z Ferdim. Może chcecie się wybrać z nami? Paweł, co masz lepszego do roboty?
Marysia, nie chcesz zobaczyć Ferdulka w akcji?
Zawsze chcę zobaczyć Ferdulka w akcji. Kiedy tam idziecie?
Pojutrze. Na dwunastÄ….
To musiałabym się zwolnić u twojego taty, Paweł. Jakoś mi nie wypada&
A jeśli ci to załatwię?
To co innego.
Paweł zwrócił się teraz do Lucy.
Patrz, jaka spryciula z naszej Mareszki. Tak naprawdę sama by załatwiła co trzeba, ale
chce, żebym się pogodził z ojcem.
No to się pogódz wzruszyła ramionami Lucy. Jeśli dobrze pamiętam, masz bardzo
fajnego ojca.
Wszystkim panienkom zawsze się podobał westchnął Paweł. %7łebym to ja tak potrafił.
Matko, ale z ciebie kokiet. To co, jesteśmy umówieni? To bym powiedziała Markowi, że
nie musi przychodzić. Ja w zasadzie sama bym sobie dała radę, z Ferdim, ale będzie mi o wiele
przyjemniej z wami.
A co ty& co wy macie w przedszkolu do załatwienia? spytała Maria.
Chcę sprawdzić, czy Ferdi nadaje się do prowadzenia dogoterapii. Oczywiście myślałam o
dzieciach, no i o sobie w charakterze terapeutki. Jeśli gdzieś nie bardzo daleko jest jakiś ośrodek
szkoleniowy, to chybabym siÄ™ zdecydo¬waÅ‚a. Tak naprawdÄ™ jestem pewna, że Ferdi siÄ™ nadaje.
MuszÄ™ to tylko zobaczyć na wÅ‚asne oczy. No i spraw¬dzić, co na to rodzice. Uważam, że jako duet
bylibyśmy wyjątkowi, bo nie tylko prowadzilibyśmy terapię, ale przy okazji dzieci oswajałyby się z
widokiem osoby na wózku. I to takiej, która bardzo mało się rusza, prawie wcale. Ale jakoś sobie
przy pomocy Ferdzia radzę i to by też mogło być wychowawcze.
To jest jakieÅ› integracyjne przedszkole?
Tak. Małe i prywatne. Wszystkie dzieci razem, nie ma grup. Mają tam jednego małego
zanikowca i jedno dziecko z Å‚agodnÄ… formÄ… autyzmu. To co, umawiamy siÄ™?
Szpinak. Całe liście. To podstawa. Cztery listki mięty na całą miskę. Cebula w piórkach.
Dwa zdzbÅ‚a szczypiorku, po¬krajane drobno.
Maria zastygÅ‚a na moment nad miskÄ…, w której kompo¬nowaÅ‚a saÅ‚atÄ™ dla pana Stefana.
Garść skwarków z boczku& stopiła trochę domowego smalcu, wyłowiła skwarki i dołożyła do
saÅ‚aty. Cztery truskawki. Może trzy wystarczÄ…? W pla¬sterkach. Czy to nie przesada z tymi
truskawkami?! Jednak trzy. TrochÄ™ oliwy. Odrobina pieprzu i soli. Ocet balsamiczny bardzo
ostrożnie.
Ciekawe, czy to da się zjeść.
Trzasnęły drzwi i do kuchni wmaszerował swym kołyszą, cym krokiem Makaron,
wybiegany włas'nie i wyspacerowany a teraz zwabiony niezawodnym węchem. Skwareczki!
Mogę ci dać truskawkę, chcesz?
Makaron nie chciał. Zaznaczył więc tylko merdaniem ogona swoją ogólną sympatię dla
osoby kuchennej i poszedł złożyć swe długie ciało na kanapie.
Jesteśmy, Mareszko. Znowu będzie mnie pani karmiła trawą?
Szpinakiem.
Odmawiam. Chociaż może nie, on nie wygląda tak, jak to pamiętam z dzieciństwa.
Wrzuciła pani do niego truskawki?
Tytułem eksperymentu. Och, zapomniałabym o serze. Wrzucę tu trochę gorgonzoli. I
parmezan& albo lepiej pecorino. Malutko, kilka listków. Kiedyś jadłam taką sałatkę w jakiejś
restauracji, ale nie pamiętam, gdzie to było.
Gdyby się pani rzuciła w te przyjęcia, miałaby pani jak znalazł.
No właśnie.
SÅ‚użę jako królik doÅ›wiadczalny. CoÅ› mi mówi, że ja wy¬gram na tym najbardziej.
Zdecydowała się pani już?
Nie, jeszcze nie. Muszę pogadać z chłopakami. Panie Stefanie, a co by było, gdybyśmy
zaprosili Pawła na obiad?
Pan Stefan rozsiadł się w kuchennym krześle i zabębnił palcami w stół. Maria próbowała
coś wyczytać z jego twarzy, ale nie wyrażała ona nic.
Jest w Szczecinie czy dopiero będzie?
Jest. 1 zgłosił się do pani, a nie do ojca. No, to akurat rozumiem.
Naprawdę nie chce pan go widzieć?
Nie, dlaczego, chętnie go zobaczę. Chętnie się dowiem tego i owego o tych jego statkach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]