[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zmartwiony, że zapomniał o fałszywym akcencie. - Zachorowałaś? Coś ci się
stało?
- Proszę, nie mów tak głośno - jęknęła.
Nagle zrozumiał. Miała kaca! Zauważył pustą butelkę po winie, która spadła
na podłogę - to był ten odgłos, który usłyszał przez drzwi. Postawił ją z
powrotem na nocnej szafce, obok kieliszka. Powąchał roztopiony lód i
zorientował się, że w którymś momencie musiała przerzucić się na rumowy
poncz, który uczyła się właśnie przygotowywać. Wielki błąd. Kac po rumie jest
dość nieprzyjemny,
ale po rumie z winem? Och, Amy. Serce mu się ścisnęło współczująco, kiedy
przysiadł na materacu.
- Widzę, że miałaś szaloną noc.
- I to jaką - jęknęła. - Miałam nadzieję, że obudzę się martwa.
- Obawiam się, że umarłaś tylko w połowie.
- JesteÅ› pewien?
- Bardzo.
Obrzucił ją spojrzeniem. Prześcieradło zsunęło jej się do pasa, więc widział,
jak leży w łóżku w nocnej koszuli, która wyglądała jak biała, jedwabna halka.
Bardzo niewinnie i jednocześnie bardzo seksownie. Właśnie tego mu było
trzeba: wzrokowego dodatku do obrazów, które już powstały w jego głowie.
- Masz aspirynę? - spytał.
- Nie.
- Leż i nie ruszaj się. Niedługo wrócę.
Poszedł do wieży, złapał buteleczkę aspiryny, a potem zatrzymał się w
kuchni, żeby wziąć wielką szklankę wody i opakowanie lodu. Kiedy wrócił,
zobaczył, że Amy ostrożnie wraca z łazienki do łóżka. Jedwabna koszulka
ledwo zasłaniała jej uda. Zamarł w pół kroku i zagapił się na jej nogi.
- Lance - jęknęła, mówiąc z wyraznym teksańskim akcentem. - Mógłbyś
przestać? Jestem na wpół naga.
Nie w mojej głowie, odparł w myślach, wyobrażając ją sobie kompletnie
nagą. Zbył parsknięciem jej skromność i pomógł jej wrócić do łóżka.
- Niektóre twoje sukienki zakrywają niewiele więcej.
- Nieważne, to i tak co innego. -Weszła do łóżka i podciągnęła prześcieradło
prawie do szyi. - Mam już dość powodów do zawstydzenia.
- Proszę. Wez to. - Podał jej aspirynę. Przełknęła pigułki z kilkoma chciwymi
łykami wody, opróżniając od razu całą szklankę. Potem zamknęła oczy i ciężko
westchnęła.
- Lepiej? - zapytał.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek poczuję się lepiej. Ostrożnie
odgarnął lok z jej czoła.
- Głowa aż tak bardzo cię boli?
114
- To nie tylko to. - Azy pociekły jej, gdy mocniej zacisnęła powieki. -
Zrobiłam zeszłej nocy coś naprawdę głupiego. Nigdy więcej nie będę w stanie
spojrzeć Guyowi w oczy.
- Powiesz mi? - Położył na jej czole kostki lodu zawinięte w ręcznik. - Może
to nic strasznego.
- Nie, nie mogę ci powiedzieć. - Przytrzymała lód. - I nie waż się go pytać.
Proszę. Obiecaj mi, że nie zapytasz.
- ObiecujÄ™.
- I że mu nic o tym nie powiesz. - Spojrzała ku drzwiom. - Nie mogę
uwierzyć, że to zrobiłeś.
- Naprawię je i tylko my dwoje będziemy wiedzieć.
Niespodziewanie wybuchła płaczem.
- O mój Boże, chcę wracać do domu! Wiem, że obiecałam zostać aż do
wieczoru panieńskiego moich przyjaciółek, ale nie mogę. Po prostu nie mogę!
ChcÄ™ do domu!
- Cicho już, cśśś.
Nie mógł się powstrzymać; objął ją i podziękował w duchu, że mu na to
pozwoliła. Tulił ją mocno, podczas gdy ona szlochała w jego pierś.
- Cokolwiek się stało, nie może być aż tak zle.
- Nie wiesz, co mówisz.
Rozluzniła się i ich ciała wtuliły się w siebie. Zamknął oczy, rozkoszując się
tym, że może ją obejmować i dotykać. Głaskał ją po plecach i wdychał jej
zapach.
- Kiedy poczujesz się lepiej, może to nawet wyda się trochę zabawne.
Zaśmiała się.
- Zaufaj mi, to nigdy nie będzie zabawne. Moja jedyna nadzieja na
zapomnienie o tym wstydzie, to uciec jak najdalej z St. Barts. - Usiadła prosto i
otarła policzki. - A kiedy tylko dotrę do domu, pójdę do hipnotyzera i poproszę,
żeby wymazał mi z głowy ostatnią noc.
- Nic nie może być aż tak złe. Nic. - Poczuł pustkę w ramionach, ale
pozwolił, żeby oparła się o wezgłowie. - Niezależnie od tego, co się stało,
porozmawiaj z Gasparem. Jestem pewien, że powie ci, że nie masz czym się
przejmować.
- Nie mogę. Chcę po prostu wrócić do domu.
- Złamałabyś słowo i wyjechała wcześniej?
- Nie mogę zostać. - Wzięła go za rękę i uścisnęła jego dłoń. -Zawieziesz
mnie na lotnisko?
Zawahał się, nie bardzo wiedząc, co robić. W końcu wziął głęboki wdech.
- Zawrzemy umowÄ™.
- Tylko nie jeszcze jedna umowa - jęknęła, przyciskając znowu lód do czoła.
- Nie podejmuj decyzji dzisiaj. Wez sobie wolne i prześpij się, żeby lepiej się
poczuć. - Odgarnął loczek za jej ucho. -Ja zajmę się Gasparem. Jutro, jeśli nadal
będziesz chciała uciec, porozmawiamy.
115
- Musiałeś powiedzieć uciec"?
- Nie wyglądasz mi na tchórza.
- Skrzywiła się kwaśno.
- Poczekasz do jutra z decyzjÄ…?
- Tak.
- Bon. Więc zostawiam cię. Odpoczywaj.
Wstał i podszedł do drzwi. Wisiały na jednym zawiasie, a z futryny
wystawały drzazgi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]