[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Newcastle skinął głową.
- Dilerzy. Na trochę wyższym szczeblu. Connor powinien był zwrócić się do nich, jeśli
chciał, żeby robota była dobrze wykonana.
- Chyba się ich bał - powiedziała Kelsey.
- Byłby głupi, gdyby się nie bał - padła zwięzła odpowiedz.
Kelsey i Jarred też wałkowali sprawę Connora na wszystkie strony. Czuli potrzebę
oczyszczenia, chcieli wyrzucić z siebie wszystko, co doprowadziło do tej sytuacji. Gdyby
nie zmęczenie, rozmawialiby pewnie do rana, tuląc się nawzajem, kołysani łagodnie przez
Gwiazdkowe %7Å‚yczenie .
Kiedy Kelsey podeszła do stolika, jej mąż podniósł się z krzesła.
- Wszystko w porządku? - zapytał przejęty jej niepokojącą bladością,
- Jakoś nie czuję się najlepiej - odparła wymijająco. Powiedzieć mu teraz? Nie. Lepiej
najpierw zrobić sobie test. Może zdoła wyrwać się jeszcze tego popołudnia do szpitala i
upewnić się.
Dziecko!
Jeśli miała rację, a była pewna, że tak jest, ciąża Sary przestanie się liczyć. W piątek Jarred
kończy trzydzieści dziewięć lat. Może powinna poczekać i powiedzieć mu wtedy. Jakby się
poczuł, wiedząc, że jego spadek jest bezpieczny? Byłby zadowolony, czy może pomyślałby,
że zaplanowała to z wyrachowaniem? W tej sprawie Jarred był zupełnie nieprzewidywalny.
- O czym myślisz? - zapytał, widząc jej uśmiech.
- O ciąży Sary - przyznała Kelsey.
224
- Naprawdę? - uniósł brwi. - Nigdy bym nie spodziewał się po tobie tak radosnego
uśmiechu na myśl o Sarze.
- Wiesz, że pytałam o nią Connora tamtej nocy?
- O Sarę? - Jarred zmarszczył czoło.
- Connor wspominał o jakiejś kobiecie. Ty też tak mówiłeś - przypomniała mu. - Tego dnia,
kiedy opowiadałeś o laboratorium. Więc zapytałam go, czy chodzi o Sarę. Powiedział, że
nie.
- Ja naprawdę nie mogę jej zwolnić bez przyczyny - powiedział Jarred - a nie mam jeszcze
wystarczających dowodów, że to ona jest...
- Tak, wiem - przerwała mu. - Wcale tego nie chcę. Jeśli ona i Will rzeczywiście się
pobierają, myślę, że powinieneś zaczekać. Choć jestem pewna, że to ona, nie wiem ciągle,
dlaczego miałaby szpiegować dla Trevora. Dla pieniędzy? - Kelsey potrząsnęła głową. -
Masz rację. Nie ma wystarczających dowodów.
Jarred nalał im po filiżance herbaty. Kelsey ostrożnie upiła łyczek.
- Myślisz, że Chance i Connor podejrzewali, że ona sprzedaje informacje Taggartowi?
- Znała Chance a ze studiów. Pewnie wiedziała też, kto to jest Connor, tak jak i ja. - Kelsey
wzruszyła ramionami. - Chodzi o to, że to chyba jedyna kobieta, jaka miała z nim
powiązania. Ale Chance najwyrazniej dostawał furii, kiedy mówił o tym kimś, kto rzekomo
sabotuje firmę. Takie drobne oszustwo nie wzbudziłoby aż takich emocji. W każdym razie
nie u Chance a. Jakiego to on użył słowa? Przeżera?
Jarred skinął głową. Zmarszczył brwi, słysząc, że dzwoni jego telefon komórkowy. Wyjął
aparat z kieszeni. Od wypadku Kelsey nie rozstawał się z nim ani na chwilę.
- Halo?
Kelsey otrząsnęła się z myśli o Sarze i oddała się szczęśliwym marzeniom, przed oczami
stanęły jej dziecięce ubranka, zabawki i uśmiechy.
Jarred słuchał przez chwilę w milczeniu.
- Zaraz tam będę - powiedział w końcu i rozłączył się. Kelsey spojrzała na niego pytająco. -
To Nola. Ojciec chce ze mną rozmawiać. Lekarze sądzą, że nie dożyje do rana.
- Och, Jarred! - znowu zrobiło jej się niedobrze. Poczuła się winna, że w takiej chwili myśli
o własnym szczęściu.
- Chce ze mną rozmawiać sam na sam. Nie masz nic przeciwko temu, żebym cię po drodze
225
podrzucił do biura? Odbiorę cię pózniej.
- Nie ma sprawy.
Dwadzieścia minut pózniej Kelsey wsiadła do windy i wcisnęła guzik piętra Bryant
Industries. Miała nadzieję, że lekarze mylą się co do Jonathana. To wyglądało na jakiś
okrutny żart, po tym, jak jego syn wyzdrowiał niemal cudem.
Przy biurku Gwen siedziała Meghan. Rozmawiała przez telefon. Kiwnęła na Kelsey i
szepnęła:
- To Gwen. Wraca jutro.
- To dobrze. - Wyglądało na to, że zniknie przynajmniej jeden problem. - Idę na chwilę do
gabinetu Jarreda - powiedziała do Meghan. Dziewczyna przytaknęła i wróciła do
przerwanej rozmowy.
Kelsey nie potrafiła określić, dlaczego ma ochotę posiedzieć w gabinecie męża. Ale myśl,
że Jarred jest teraz ze swoim umierającym ojcem sprawiała, że nie miała siły wziąć się do
pracy. Pogłaskała palcami jego biurko, rozbawiona na widok warstewki kurzu, która się na
nim zebrała. Jarred ostatnio nieczęsto pracował w swoim biurze. Zbyt wiele decyzji trzeba
było podejmować w terenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]