[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prawie tak jak tym motylom, które obserwowałem kie-
dyś w Meghri, nieopodal granicy z Iranem zawisać na
chwilę nad opływową krzywizną i podpierając się łapkami,
97
odrywać od niej dziobem czarne, zaschnięte już częściowo
grudki owadziej materii.
Między nimi krążyły osy. Krążyły nieśmiało i bezczelnie
zarazem. Tak jakby wiedziały, że choć na razie muszą ustą-
pić pierwszeństwa ptakom, to już za chwilę, kiedy wróble
wyjedzą co lepsze kąski i stwierdzą, że to, co zostało, nie jest
warte wyczerpujących akrobacji, cała reszta tego ruchome-
go cmentarza będzie należeć do nich. I tak właśnie się stało.
Szarobrązowe stadko odleciało i natychmiast, nie wiado-
mo skąd, pojawiły się kolejne osy. Musiały czekać gdzieś
w pobliżu, bo nagle zrobiło się ich ze trzy razy więcej niż
przed chwilÄ…. GÅ‚adka powierzchnia srebrnego lakieru wca-
le im nie przeszkadzała pełzały po niej tłumnie z wielką
wprawą i wcale nie musiały pomagać sobie skrzydłami.
Po dwóch dniach jazdy i kilku godzinach niespokoj-
nego snu na odchylonym siedzeniu samochodu byłem
zmęczony. Jednak zamiast wyjąć z torby książkę i usiąść
z nią na kamiennym portowym nabrzeżu, zatrzymałem
się w dyskretnej odległości kilku metrów od samochodu,
żeby przyjrzeć się dokładniej temu widowisku. Ciekawiło
mnie, czy osy zainteresują się długą, bo ciągnącą się przez
całe prawe drzwi i sięgającą tylnego błotnika smugą krwi
zająca, którego o drugiej w nocy zabiłem na autostradzie
jakieś sto kilometrów przed Zagrzebiem. Odpowiadałoby
mi to nawet jeśli zniknięcie tego śladu nie miałoby spo-
wodować zatarcia wciąż żywego w mojej pamięci obrazu.
%7ływego, a jednocześnie dziwnie rozmazanego nie tylko
z tego powodu, że wszystko stało się w ciemności na chwilę
tylko przeciętej światłem reflektorów. Musiałem być zmę-
czony już wtedy.
Zając pojawił się w smudze światła ustawiony bokiem
i całkowicie nieruchomy jak wycięte z blachy zwierzątko
98
na strzelnicy. Jechałem bardzo szybko, więc nie starczyło
mi odwagi, żeby gwałtownie skręcić. Skręciłem tylko tro-
chę w sam raz tyle, by przejechać po nim prawym kołem
i móc sobie od razu powiedzieć, że z pewnością nie cierpiał
długo, a może wręcz wcale.
Od tamtej chwili minęło jednak wiele godzin i krew zdą-
żyła zaschnąć tak gruntownie, że nie była w stanie obudzić
niczyjego zainteresowania. Ja też patrzyłem na nią dziwnie
beznamiętnie.
Wszystko powinno odbywać się jak ruch planet pomyśla-
łem, kiedy następnego dnia po przyjezdzie pojechałem na
kawÄ™ do Trstenika i na tarasie sÄ…siedniej restauracji zoba-
czyłem siwiejącego kelnera, który dokładnie przed rokiem
podawał mi rybę z ryżem i kieliszek białego wina. Gdyby
nie to, że wspomniał wtedy coś o kłopotach z kręgosłupem,
pewnie nie zauważyłbym, że stawia kroki z pewnym tru-
dem nie większym jednak niż wtedy.
Jak ruch planet. Właściwie mogłem tak pomyśleć już
dzień wcześniej, kiedy prom zbliżył się do półwyspu
Peljeaac i po raz drugi zobaczyłem wielką figurę Matki
Boskiej ustawionÄ… na wystajÄ…cej z morza samotnej skale,
połączonej z lądem kamiennym falochronem. Mogłem tak
pomyśleć, bo chociaż tym razem udało mi się zdążyć na
wcześniejszy prom, który dopłynął do celu jeszcze przed
zmrokiem, więc Dziewica stała skromnie w świetle za-
chodzącego dopiero słońca, bez efektownej elektrycznej
iluminacji, to jednak robiła równie wzniosłe wrażenie.
Ale sama wzniosłość była zaledwie tropem, wskazówką,
która mogła mi uprzytomnić, że niezależnie od położenia
słońca prom, do tej pory poruszający się po linii prostej,
musiał zakrzywić swoją trajektorię identycznie jak tamten,
99
którym płynąłem przed rokiem w przeciwnym razie
nie opłynąłby tak zgrabnie końca falochronu i nie przybił
do brzegu dokładnie tam, gdzie powinien. Może nie jak
planeta, ale jak samotne ciało niebieskie schwytane przez
grawitację potężnej gwiazdy i teraz posłusznie odtwarza-
jące jedną z tych idealnych krzywych, które matematycy
potrafią powielać w nieskończoność, ponieważ nauczyli
się zapisywać ich naturę w postaci nieskomplikowanych
równań.
Więc mogłem tak pomyśleć już wtedy, ale nie pomy-
ślałem. Niewykluczone, że mój umysł pozostawał przy-
gnieciony mnóstwem obrazów nagromadzonych w czasie
długiej jazdy samochodem kolorowym śmietnikiem po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]