[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włosy upięła w koronę.
- Aadnie wyglądam? - dopraszała się komplementów.
- Przepięknie - powiedziała z przekonaniem Cassie.
Jana miała być jedyną druhną. Cassie chciała mieć skromny ślub i przyjęcie tylko dla
rodziny oraz najbliższych przyjaciół. Nie zaprosiła nikogo z Los Angeles, z wyjątkiem
swojej agentki, przyjaciółki Amandy, no i oczywiście Michelle.
118 Candace Camp
Siedząca na dywanie Sydney zajmowała się na przemian gryzieniem plastikowego
gryzaczka albo wściekłym waleniem nim o podłogę. Ale na widok Jany uśmiechnęła się
szeroko, po czym zaczęła podskakiwać na pupie i gulgotać, wyciągając przy tym rączki w
zupełnie jednoznacznym, natarczywym geście.
- Cześć, Sydney. - Jana przykucnęła przy dziecku. - Przepraszam, ale nie mogę cię teraz
wziąć na ręce. Muszę uważać na sukienkę.
Sydney złapała się łóżka, z pomocą tej podpory stanęła na nóżkach i uśmiechała się do Jany.
- No, patrzcie tylko! - Jana aż klasnęła w ręce. - Kto się nią zajmie podczas ceremonii?
- Margaret. - Cassie mówiła o właścicielce księgarni, która w ciągu kilku ostatnich miesięcy
stała się jedną z najbliższych jej osób. - Powinna zaraz tu być. Pomożesz mi wybrać cień dp
powiek?
- Nie. Obiecałam tatusiowi, że tylko pokażę ci, jak wyglądam, i zaraz wrócę. Nie chce,
żebym ci przeszkadzała.
- Nigdy nie przeszkadzasz. - Cassie uśmiechnęła się do Jany.
- Dzięki, ale i tak muszę iść. Tata tak się denerwuje, że jeszcze dostani&od tego przepukliny.
Do zobaczenia. Cześć, Sydney. - Pocałowała maleństwo w czubek główki i zaraz wybiegła z
pokoju.
Sydney krzyknęła niezadowolona i na czworakach pobiegła za Janą.
- O, nie. Nic z tego, moja panno. - Cassie wzięła ją na ręce, nim dziewczynka dotarła do
otwartych
Cudze dziecko 119
drzwi. Nie zdążyła ich jednak zamknąć, bo w korytarzu zobaczyła swoją pasierbicę.
- Michelle! - zawołała uradowana. - A więc jednak przyjechałaś! Nawet nie wiesz, jak
bardzo siÄ™ cieszÄ™!
Podeszła do niej i uścisnęła serdecznie, a potem jej się przyjrzała.
- Zwietnie wyglÄ…dasz.
- Dziękuję. - Michelle uśmiechnęła się niepewnie i zaraz popatrzyła na Sydney. - Czy to...
- Tak, to jest Sydney.
- Ale urosła!
- Ma już osiem miesięcy. Chcesz ją wziąć na ręce?
Michelle skinęła głową, a potem ostrożnie wyciągnęła ręce po dziecko. Sydney chwyciła się
bluzki Cassie i podejrzliwie przyglądała się matce. Nie wyciągnęła do niej rączek, ale też nie
protestowała, kiedy Michelle ją do siebie przytuliła.
- O rany, ona już pewnie raczkuje.
- Owszem. Biega po całym domu. Chodzmy do mojego pokoju. Pogadamy, jak będę się
malowała.
Michelle poszła za nią. Usiadła na łóżku, a Cassie na stołeczku przed toaletką. Sydney
natychmiast porzuciła matkę i poczołgała na skraj łóżka. Michelle posadziła ją na podłodze i
mała poraczkowała do Cassie, a po chwili wstała, opierając się o krzesło. Cassie spojrzała na
nią z uśmiechem.
- Cześć, skarbie. - Pocałowała małą.
- Kochasz ją, prawda? - spytała Michelle.
120 Candace Camp
- Do szaleństwa. Jak mogłabym jej nie kochać? To wspaniałe dziecko.
- Wiedziałam, że się nią zaopiekujesz. Cassie bała się odezwać. Serce w niej zamarło.
Była pewna, że Michelle zechce zabrać ze sobą Sydney. Jak miała zareagować? Co powinna
zrobić? Nie chciała o tym rozmawiać, nawet myśleć o tym nie chciała. Zwłaszcza teraz,
przed samym ślubem!
Na szczęście rozległo się pukanie do drzwi i do pokoju weszła Margaret.
- Cześć. Przyszłam po małą. Przepraszam za spóznienie.
- Och! - Cassie zerknęła na Michelle. - Margaret zaopiekuje się Sydney podczas ceremonii.
Chyba że wolałabyś...
- Nie. - Michelle pokręciła głową. - Ale chciałabym z tobą pogadać.
A więc nie da się uniknąć tej rozmowy, pomyślała zrozpaczona Cassie.
Uśmiechając się z wysiłkiem, przedstawiła sobie Margaret i Michelle. Po chwili Margaret
zabrała Sydney i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
- Naprawdę świetnie wyglądasz - powiedziała Cassie w nadziei, że uda jej się opóznić
nieuniknione.
- I dobrze sobie radzę. Wygląda na to, że tym razem mi się uda.
- Bardzo się cieszę. Zawsze w ciebie wierzyłam.
- Dziękuję. - Michelle zarumieniła się. - Wiem, że zawsze powtarzam to samo, ale tym
razem naprawdę tak myślę. Widzisz, za każdym razem
Cudze dziecko 121
w głębi serca wiedziałam, że kłamię albo że sama siebie próbuję oszukać. Tym razem jest
inaczej. Ciężko pracuję nad sobą.
- Tak się cieszę! - Cassie podeszła do pasierbicy i objęła ją mocno. - Twój tata byłby z ciebie
bardzo dumny.
- Tak sądzisz? - spytała Michelle, a głosik miała przy tym jak mała dziewczynka.
- Jestem pewna. Bardzo cię kochał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]