[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadają się tylko do tego, by wykorzystywać je w roli kochanek, żon i, jako naturalna kontynuacja
w roli kucharek.
Mimo wszystko! sprzeciwiła się Nie mi, rozumiejąc, że jeśli odpuści draniowi teraz, to
potem jeszcze trudniej będzie go ukrócić. Nie zapominaj, mój panie, że jest nas siedmioro, a ty
jesteś jeden! Nawet jeśli masz nóż! Albo zgodzisz się natychmiast zawrzeć pokój i współpracować,
albo ciÄ™ porzucimy.
Nie mi sama nie wiedziała, skąd w jej głowie pojawiła się taka grozba. Pojawiła się i tyle.
Chociaż wszystkim wydawało się, że Sato na to właśnie czekał.
W rzeczywistości słowa kobiety przestraszyły sierżanta. Zdążył już przyzwyczaić się do myśli, że
plemię gołych ludzi zostało mu zesłane przez los, by miał kim rządzić i komu prezentować swą
sprawiedliwość, swój gniew i swoje miłosierdzie. Skądinąd ostatniego słowa nigdy nie słyszał. Po
odejściu nagich ludzi zostałby w samotności, a tego Sato zupełnie nie chciał. Zabawa w wodza
plemienia wciągnęła go.
Dlatego grozba kobiety, która chciała być wodzem na miejsce starego wodza, zupełnie nie
spodobała się sierżantowi. Jeszcze chwila i pójdzie za nią ten młody człowiek (Sato miał na myśli
Po be be) i co, ma wtedy biegać za nimi po lesie?
Sato wyciągnął rękę, wymacał na ziemi nieduży, trochę większy od orzecha włoskiego kamień i
prawie bez zamachu rzucił nim w Nie mi. Kamień trafił ją w twarz, sprawiając taki ból, że Nie mi
zapłakała, a Mi ła zachwiała się i niemal zemdlała na szczęście Op zwo zdążył ją złapać.
Nienawidzę cię! krzyknęła Nie mi.
Gdy odjęła rękę od twarzy wszyscy zobaczyli, że pod okiem zaczął już wyłaniać się siniak.
Jeśli Sato myślał, że złamał sprzeciw kobiety, to mylił się. Przecież przed nim stała nie góralka, a
doktor habilitowany, wybitny umysł planety Dom.
Trzymając się za twarz, Nie mi odwróciła się i odprowadzana milczeniem towarzyszy poszła na
skraj placyku. Zeszła w dół ścieżką, a wszyscy patrzyli, jak jej głowa chowa się w krzakach. Po be
be chciał pójść za nią, bo nie można zostawiać kobiety samej w lesie. Ale wtedy Sato podskoczył.
Nie mógł zignorować takiego buntu.
Wszyscy mają zostać na miejscu! rozkazał.
Op zwo zatrząsł się ze złości, która wręcz wylewała się z tego małego oberwańca. Dlatego
przetłumaczył nie tylko rozkaz Sato, ale dodał do niego także stosowny komentarz: trzeba się
podporządkować.
I wszyscy siÄ™ podporzÄ…dkowali.
A Sato zwinny jak wilk szybko ruszył, nie oglądając się za siebie, po Nie mi.
Na placyku zapanowała cisza.
Po minucie lub dwóch ktoś zapytał.
Co tam? Co z niÄ…?
Myślę, że jej nie zabije powiedział Op zwo. Wszystkim było przyjemnie to słyszeć, bo w
przeciwnym przypadku trzeba by biec w ślad za nim i stawić czoła złości okrutnego człowieka.
A Sato w tym czasie szybko i zwinnie podążał w dół w ślad za kobietą, która, co się samo przez
się rozumie, szła znacznie wolniej, bo przecież nie była przyzwyczajona do chodzenia boso i nawet
w gniewie cały czas patrzyła pod nogi i podwijała palce, żeby nie nadepnąć na jakiegoś jadowitego
owada albo gałąz.
I tak Sato dogonił kobietę tuż nad wodą.
Słońce stało już wysoko na niebie, jego promienie przebijały się przez liście i padały na płynącą
wartko wodę, nad którą pobłyskując skrzydłami szybowały ważki.
Nie mi nie usłyszała jak Sato podchodzi. Chodził po lesie bezszelestnie. Inaczej by nie przeżył.
Nie mi stała nad wodą, nieoczekiwanie dla siebie samej zachwycona urodą tego obcego świata,
oczarowana grą promieni słonecznych i szczebiotaniem ptaków, wartkim ruchem kryształowej
wody& Zapomniała, co ją tutaj przywiodło i jakie niebezpieczeństwa mogą jej grozić. I dlatego głos
Sato, nieznany, ale już znienawidzony, rozlegając się tuż obok zniszczył niejasne marzenia kobiety i
brutalnie ściągnął ją na ziemię.
Sato mówił szybko i jednostajnie. Uśmiechał się, ale było to widać tylko w przerwach między
zdaniami, gdy wargi pozostawały rozciągnięte. Sato karcił kobietę i tłumaczył jej, żeby wybiła sobie
z głowy kaprysy, bo on może bez problemu odciąć jej głowę i nic nadzwyczajnego nie zdarzy się z
tego powodu, a jej współplemieńcy tylko się ucieszą, bo zostanie dla nich więcej jedzenia, które on,
Sato, będzie im dawał.
Sato mówił i sam już uwierzył w swoją sprawiedliwość i wielkoduszność. Wydawało mu się, że
dzikuska powinna go zrozumieć i przyznać mu rację.
Ale kobieta nic nie zrozumiała, oprócz tego, że podlec jej grozi. Dlatego lodowatym tonem
poprosiła, by wyniósł się stąd tam, skąd przyszedł. Potraktowała jego pogoń jako oznakę słabości i
miała nadzieję, że pozostali także poprawnie zrozumieją zachowanie rozbójnika i lada moment ze
wszystkich stron rzucą się na niego i pogonią go, poniżonego, precz.
Sato słuchał jej, przechyliwszy głowę na bok. Był zdziwiony tym, że jeszcze przed chwilą
wszystko rozumiał, a teraz nie rozumie nic i nawet nie wie, czy kobieta go rozumie. Dlatego gestem
nakazał jej powrót.
Ale kobieta udała, że nie rozumie gestu i pokazała siniak pod okiem. Powiedziała do starszego
sierżanta:
Nigdy ci nie wybaczę, świnio, tego, że odważyłeś się podnieść rękę na kobietę.
Sato złapał ją za łokieć, pragnąc tylko, żeby wróciła do jaskini. Wiedział, że musi wrócić jak
najszybciej. Inaczej u jej współplemieńców mogą pojawić się niepotrzebne pomysły.
Nie mi zaczęła się wyrywać. No nie, tylko pomyślcie! Zmie mnie dotykać!
Zaraz zacznę krzyczeć! uprzedziła Sato.
I tak pójdziesz! odpowiedział Sato.
%7łeby łatwiej było ją ciągnąć, Sato złapał Nie mi w pasie mocnymi, żylastymi rękami. Jej ciało
było delikatne, nie znające pracy fizycznej ani nawet ćwiczeń. Przez kilkaset lat Niemi pracowała
przy komputerze, a w wolnym czasie chodziła na basen albo na długie piesze wycieczki. Zmieniła
kilku mężów, ale przez ostatnie osiemdziesiąt lat mieszkała sama, ale nie dlatego, że się zestarzała
nie, do starości było jej jeszcze daleko a dlatego, że wciągnęła ją praca naukowa.
Starając się zmusić Nie mi do powrotu do jaskini Sato przycisnął ją do siebie i właśnie wtedy
zrozumiał w końcu, że przytula nieznajomą, tryskającą zdrowiem kobietę, która niezdarnie wyrywa
się z jego objęć.
Nie mi także uchwyciła moment, gdy Sato z grubiańskiego dzikusa zamienił się w mężczyznę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]