[ Pobierz całość w formacie PDF ]
parę godzin snu, jeżeli w ogóle ci się to uda. Będziesz musiał przystąpić do załadunku w
Marsylii o szóstej rano.
- Zwietnie. A co mam zrobić ze swoim samochodem?
- Ha! Jesteś jedynym kierowcą transportera w Europie, posiadającym własne ferrari.
Jutro rano Alexis wezmie mojego astona, a ja osobiście odprowadzę tę twoją zardzewiałą
kupę żelastwa do Vignolles. Potem będziesz musiał zabrać swoje ferrari do naszego garażu w
Marsylii i je tam zostawić. Obawiam się, że na dobre.
- Rozumiem, panie Macalpine.
- Panie Macalpine, ciągle ten pan Macalpine! Jesteś pewien, Johnny, że to jest to, co
chciałbyś robić?
- Jak najbardziej. Harlow zszedł do hallu i stwierdził, że Mary i Dunneta już tam nie
ma. Wrócił na górę i znalazł dziennikarza w jego pokoju.
- Gdzie Mary? - zapytał.
- Wyszła na spacer.
- Cholernie zimno jak na spacer.
- Wątpię, żeby w obecnym stanie mogło jej być zimno - stwierdził Dunnet sucho. -
Zdaje się, że to się nazywa euforia. Widziałeś się ze starym?
- Tak. Stary, jak go nazywasz, rzeczywiście się starzeje. W ciągu ostatnich sześciu
miesięcy przybyło mu z pięć lat.
- Raczej dziesięć. To chyba zrozumiałe, skoro jego żona tak nagle zniknęła. Może
gdybyś sam stracił kobietę, która przez dwadzieścia pięć lat była twoją żoną...
- On stracił o wiele więcej.
- Co masz na myśli?
- Sam nie wiem. Stracił nerwy, pewność siebie, energię, całą wolę walki i zwycięstwa.
- Harlow uśmiechnął się. - Ale jeszcze w tym tygodniu zwrócimy mu te dziesięć lat.
- Nie znam bardziej aroganckiego i pewnego siebie drania niż ty - stwierdził Dunnet z
podziwem w głosie. Nie doczekał się odpowiedzi, więc westchnął i wzruszył ramionami.
- Ale żeby zostać mistrzem świata trzeba mieć chyba trochę zaufania do siebie. Co
teraz?
- JadÄ™. Po drodze wezmÄ™ z hotelowego sejfu ten drobiazg i dostarczÄ™ go naszemu
przyjacielowi na ulicy St. Pierre... zdaje się, że to dużo pewniejszy sposób niż wyprawa na
pocztę. Co byś powiedział na wizytę w barze, żeby się przekonać, czy nikt się mną nie
interesuje?
- Dlaczego ktokolwiek miałby się tobą interesować? Oni już mają właściwą kasetę... a
raczej tak sÄ…dzÄ…, co w sumie na jedno wychodzi.
- Bardzo możliwe. Ale jest równie możliwe, że licho im coś podszepnie, jak zobaczą,
że odbieram z hotelowego sejfu kopertę, rozdzieram ją, wyjmuję kasetę z filmem, kopertę
wyrzucam, a kasetę oglądam i wkładam do kieszeni. Wiedzą, że już raz zostali wykiwani.
Daję głowę, że liczą się z tym, że po raz drugi zostali wystawieni do wiatru. Przez dłuższą
chwilę Dunnet gapił się na Harlowa z niedowierzaniem. Gdy się w końcu odezwał, jego głos
był ledwie cichym szeptem:
- Ty się nie prosisz o kłopoty. Sam sobie zbijasz sosnową trumnę.
- Dla mistrzów świata robią tylko z najprzedniejszego dębu. Ze złotymi uchwytami.
No, idziemy. Zeszli razem do hallu. Dunnet skierował się do baru, a Harlow ruszył do
recepcji. Podczas gdy Dunnet wodził wzrokiem dookoła, Harlow odebrał kopertę, otworzył ją
i wyciągnął kasetę, którą zbadał uważnie, nim schował ją do wewnętrznej kieszeni skórzanej
kurtki. Wracając z recepcji na pozór przypadkowo minął się z dziennikarzem, który rzucił
cicho:
- Tracchia. Mało mu oczy nie wyskoczyły. Pognał do najbliższego telefonu. Harlow w
milczeniu kiwnął głową, wyszedł przez drzwi obrotowe i zatrzymał się, gdy drogę zastąpiła
mu jakaś postać w skórzanym płaszczu.
- Co tu robisz, Mary? - zapytał. - Zimno jak diabli.
- Chciałam się tylko pożegnać.
- Mogłaś to zrobić w środku.
- Tak, ale jestem skryta z natury.
- A zresztą jutro mnie przecież zobaczysz. W Vignolles.
- NaprawdÄ™, Johnny? NaprawdÄ™?
- Oho! Następna, która nie wierzy, że potrafię prowadzić samochód.
- Nie dowcipkuj, Johnny, bo nie jestem w nastroju do żartów! Czuję się chora. Mam
okropne przeczucie, że stanie się coś strasznego. Tobie.
- To przez tę twoją góralską krew - rzucił Harlow niefrasobliwie. - Dar jasnowidzenia.
Ale wiedz, że tacy prorocy mylą się niemal w stu procentach, jeśli to dla ciebie jakaś
pociecha.
- Nie śmiej się ze mnie, Johnny. - W jej głosie zabrzmiały łzy. Otoczył ją ramieniem.
- Zmiać się z ciebie? Z tobą, to tak, ale z ciebie - nigdy.
- Wróć do mnie, Johnny.
- Zawsze będę do ciebie wracał, Mary.
- Co takiego? Co powiedziałeś, Johnny?
- Takie małe przejęzyczenie. - Uścisnął ją, cmoknął szybko w policzek i przepadł w
zapadających ciemnościach.
* * *
ROZDZIAA 8
Gigantyczny transporter Coronado, którego olbrzymia sylwetka obrysowana była co
najmniej dwiema dziesiątkami świateł po bokach i z tyłu, nie wspominając już o czterech
potężnych reflektorach, pędził z łoskotem przez ciemność po niemal zupełnie pustych
szosach. Rozwijał szybkość, która bez wątpienia nie znalazłaby uznania u włoskiej drogówki,
gdyby jej patrole stały gdzieś po drodze. Ale nie stały. Harlow wybrał autostradę prowadzącą
do Turynu, następnie skręcił na południe do Cuneo i podjeżdżał pod Col de Tende - tę
przerażającą górską przełęcz, szczytem której biegnie tunel, stanowiący granicę włosko-
francuską. Strome podjazdy oraz na pozór nie kończące się serie morderczych wiraży po obu
stronach tego tunelu powodują, że jest to chyba najbardziej niebezpieczna i najtrudniejsza
trasa w Europie. Nawet jazda samochodem osobowym, w biały dzień i przy dobrych
warunkach drogowych, wymaga tam od kierowcy maksymalnej koncentracji, toteż
prowadzenie olbrzymiego transportera na granicy przyczepności, i to podczas deszczu, który
właśnie zaczął padać, było przedsięwzięciem ryzykownym ponad wszelką miarę. Dla
niektórych było to zresztą nie tylko ryzykowne, lecz także nad wyraz męczące. Dwaj rudzi
mechanicy, z których jeden siedział skulony na składanym krzesełku obok Harlowa, a drugi
leżał na wąskiej ławie za przednimi siedzeniami, mimo krańcowego wyczerpania nigdy w
życiu nie byli równie dalecy od zaśnięcia. Jechali przerażeni, spoglądając po sobie
wylęknionym wzrokiem lub zamykając oczy, gdy wściekle rozkołysany samochód brał
poślizgiem następujące jeden po drugim wiraże. Gdyby wypadli z drogi, to nie skończyłoby
się zderzeniem z czymś na poboczu - zwaliliby się w przepaść, której głębokość nie rokowała
żadnych nadziei na przeżycie. Blizniacy zaczęli rozumieć, dlaczego Henry nie został
kierowcą Formuły I. Jeżeli nawet Harlow zdawał sobie sprawę z ich stanu ducha, to nie dał
tego po sobie poznać. Ciałem i duszą skoncentrowany był na prowadzeniu ciężarówki i na
obserwacji drogi przed sobą. Tracchia i spółka wiedzieli już, że ma on przy sobie kasetę z
filmem, i Harlow ani przez chwilę nie łudził się, że pozwolą mu ją zatrzymać. Tyle że miejsca
i celu ataku mógł się jedynie domyślać. Pnąc się w górę serpentyny prowadzącej na szczyt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]