[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uśmiechnął się przekornie. - Chcesz jeszcze kawy?
- Nie, dziękuję. - Znowu była gotowa do zawziętej obrony i bała się, że
nie potrafi nad sobą zapanować.
- Zauważyłem też, że kiedy nie ziejesz jadem i nie prawisz kazań jak
fanatyk socjalizmu, jesteś dość atrakcyjna - drażnił ją dalej. - Może zastanowię
się nad moją niechęcią do rudych!
Mówił spokojnie, lecz w jego spojrzeniu czaiła się niepokojąca
zmysłowość. Poczuła skurcz żołądka i instynktownie zesztywniała.
- Nie rób sobie kłopotu z mego powodu i nie trać na to czasu.
- Czy to prowokacja?
- Nie. %7ładną miarą. - Popijała kawę, kierując wzrok na odległe góry. Co
się z nią działo, na Boga? Dlaczego nie potrafiła dotrzymać mu pola w niewin-
nym przekomarzaniu się? Zachowywała się jak dziecko.
- Wiesz, jesteÅ› interesujÄ…cym paradoksem.
- Nie, nie wiem. I naprawdÄ™ nie...
- Dziewczyna z lodu, o złotorudych włosach i płonących zielonych
oczach. - Skinął lekko na kelnera, żeby zapłacić rachunek i dodał w zadumie:
- Zawzięta feministka z delikatnym wrażliwym uśmiechem...
- Słuchaj, zdaje się, że to ty proponowałeś wcześniej rozejm? - Nie
wytrzymała.
- Nie przyszło mi do głowy, że to cię może urazić - zauważył pogodnie. -
Interesuje mnie po prostu, co się kryje, za tą nieprzyjazną skorupą, którą
pokazujesz światu, Virginio. Zastanawiam się, co cię w nim tak przeraża?
- 47 -
S
R
Nagle zaschło jej w gardle.
- Czuję się zaszczycona twoim zainteresowaniem, ale byłbyś
rozczarowany tym, jak mało jest do dowiedzenia się - odparła z wysiłkiem,
zmuszając się do słodkiego uśmiechu. - I zapewniam cię, że wcale nie czuję się
przerażona. Czy możemy już iść?
- Spokojnie. Możesz się już nie denerwować. Wróćmy do dyskusji o
postimpresjonistach, dobrze? - Guy wstał i uśmiechnął się do niej promiennie, z
tak jawną kpiną, że miała ochotę go uderzyć. - Chodzmy obejrzeć słynne
siarczane zródła. Nie można przyjechać do Soufriere i nie zobaczyć ich.
Kiedy wychodzili z restauracji, objął ją lekko i Virginia zmusiła się do
odczekania dłuższej chwili, zanim delikatnie odsunęła się, nie mogąc znieść
wpływu, jaki jego dotyk zdawał się na nią wywierać. Przez resztę popołudnia
czuła się nieswojo. Była tak rozstrojona wewnętrznie, że nie mogła w pełni
docenić bulgocącego wulkanicznie, mulistego zródła w niesamowitym, jakby
księżycowym krajobrazie. Wrócili na jacht dopiero wtedy, gdy różowopomarań-
czowe słońce zapowiadało już nadejście kolejnej, wcześnie zapadającej,
karaibskiej nocy. Virginia była znużona wysiłkiem, z jakim unikała dotyku i
wzroku swego towarzysza, oraz prowadzeniem rozmowy wyłącznie na
nieosobiste tematy.
- Nie bądz taka przerażona - wymamrotał z przekąsem Guy, gdy po
włączeniu świateł wynurzył się z kabiny i spostrzegł jej nagły niepokój. - Pirat"
ma silnik. I mam patent sternika jachtowego.
- Wcale nie jestem przerażona - zaprotestowała. Ale otaczająca ich noc
wydawała się jej nieprawdopodobnie ciemna, a gwiazdy na niebie niewiarygod-
nie dalekie i błyszczące. Zwiatła Soufriere migotały jeszcze długo po tym, jak
zanurzyli się w ciemności i skierowali na północ, do Zatoki Marigot.
Przez jakiś czas panowała cisza.
- Wszystko w porzÄ…dku? Nie czujesz siÄ™ zle?
- 48 -
S
R
- Nie. Myślałam właśnie o tym, jak tu jest niezwykle... nastrojowo -
wyznała z ociąganiem się, kolistym ruchem wskazując na atłasową czerń morza.
- Myślałam o duchach załóg tych wszystkich hiszpańskich galeonów, które setki
lat temu, na tych właśnie wodach, spotkał żałosny koniec - dodała nieco
melodramatycznym tonem. Roześmiał się głośno.
- Tak, jak myślałem. Pod maską bezlitosnej feministki kryje się
romantyczne serce?
W ciemności poczuła, że jej twarz płonie. Bezlitosny. Czy tak ją widział?
Spazmatycznie przełknęła ślinę, niezdolna przyznać się przed samą sobą, że taka
ocena jÄ… boli.
- To Indie Zachodnie są romantyczne, a nie ja. Cały ten obszar jest
wypełniony duchami, legendami, dawnymi zdradami i zemstą. To niesamowite -
mówiła w natchnieniu, a on przyglądał jej się z zadumą przez dłuższy czas.
Wiedziała, że patrzy na nią, ale w ciemności nie mogła zobaczyć jego oczu, w
których niewątpliwie czaiła się drwina. Było to jej jednak obojętne. W tym
momencie odczuwała tak silną potrzebę tworzenia, jak nigdy przedtem. Z całej
duszy zapragnęła namalować coś, co wyrażałoby jej emocje.
Zachwyt nad czymś wiecznym, w który wpadła podczas nocnej wyprawy
morzem, trwał nadal. Ze zdziwieniem usłyszała tego wieczoru w telefonie
znajomy głos Lucy.
- Jesteś nadzwyczaj spokojna, biorąc pod uwagę cały ten galimatias! -
usprawiedliwiała się Lucy, umierając jednocześnie z ciekawości. - Jak ci się
powodzi z Guyem?
- Tak, jak można było oczekiwać.
- O rany! I zapewne nie możesz wiele powiedzieć, bo Guy jest obok?
- Zgadza się. - Virginia przeniosła się na żółtobłękitną sofę i zmusiła się
do uprzejmego uśmiechu, gdy Guy przeszedł obok niej. Obserwowała go, gdy
wyszedł na taras, usiadł na wiklinowym krześle, zapalił cygaro i wziął do ręki
książkę, nie zwracając uwagi na mnóstwo przeróżnych owadów, które zleciały
- 49 -
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]