[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kiedy skończyłeś?
- Przed chwilą. Gdy ponownie zasnęłaś, wstałem i pracowałem a\ do teraz. Nie wiedziałem,
jak opisać tę scenę, dopóki... - Uśmiechnął się, ale dziewczyna dostrzegła łzy w jego oczach.
- Przecie\ to nie jest kompletne zakończenie?
- Sloan. Nie mogę zmusić się do napisania końca.
- Ale wiesz, czym się skończy ta historia?
- Oboje wiemy.
- Tak. - Zacisnęła powieki i przyło\yła jego dłoń do policzka. - Od początku wiedzieliśmy,
\e on ją opuści.
- Ale zanim to nastąpiło, prze\yli razem cudowne chwile. Nie \ałowali niczego, nie myśleli
o przyszłości, ka\dy dzień przynosił coś nowego.
- Tak - wyszeptała. - Tak - dodała pewniej.
Ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała namiętnie.
- Połó\ się, a ja przygotuję śniadanie - zaproponowała po chwili.
- Pod warunkiem, \e zostaniesz ze mną, dopóki nie zasnę.
Zamiast odpowiedzi uchyliła kołdrę, pozwalając mu poło\yć się koło siebie. Przytulił się i
po chwili zasnął. Wstając spojrzała na jego twarz. Ujrzała na niej uśmiech.
Dni uciekały szybko. Oboje starali się nie myśleć o nadchodzącym rozstaniu.
Carter wymyślał gry miłosne, które pomimo pewnych oporów dziewczyny, wprowadzał w
\ycie. Ka\dej nocy kochali się w innej sypialni, chocia\ Sloan czasami narzekała, \e będzie
miała du\o pracy ze zmianą pościeli. Kochali się w łó\ku, przed kominkiem, w łazience i
nawet w samochodzie.
Tego wieczoru siedzieli w wannie, objęci i pochłonięci całowaniem się.
- Czy opiszesz to wszystko, co robiliśmy w ciągu ostatniego tygodnia? - zapytała nagle
Sloan.
- Oczywiście! Jesteś moją muzą i podsuwasz mi pomysły.
- Carter, obiecałeś, \e wszystko zostanie w tajemnicy.
- Skłamałem. - Zaśmiał się i przyciągnął ją bli\ej.
Deszcz, który padał nieprzerwanie przez dwa tygodnie, ustał. Ale, o dziwo, Sloan nie czuła
się szczęśliwa z tego powodu. To pozwoliło jej i Carterowi prze\yć w samotności wspaniałą
miłość.
Trzy osoby, które wcześniej odwołały rezerwację pokoi, zadzwoniły z informacją, \e
przybędą nazajutrz. Wszystkie pokoje na przyszły miesiąc były ju\ zarezerwowane. Ze
smutkiem myślała, \e dopływ gotówki nigdy nie zrekompensuje utraty cudownych chwil,
które spędziła w towarzystwie pisarza.
- Zobacz, księgarnia! - okrzyk Cartera przerwał jej rozmyślanie.
Po obiedzie wybrali się do miasta, aby zaopatrzyć spi\arnię. Po załadowaniu pakunków do
samochodu zdecydowali siÄ™ na spacer. Przechodzili akurat przez skwer Waszyngtona, gdy
Carter zauwa\ył du\y, stary budynek. Mieściła się w nim największa księgarnia w San
Francisco. Zdecydowali się wstąpić. Na dzwięk dzwonka z zaplecza wynurzył się
sprzedawca, zlustrował uwa\nie nowych klientów, przywitał ich i ponownie zagłębił się w
lekturze ksiÄ…\ki.
- Nie poznał cię - szepnęła Sloan, podą\ając za pisarzem w kierunku półki z ksią\kami
fantastyczno- naukowymi.
- Najczęściej tak bywa. Ale jak długo moje ksią\ki sprzedają się dobrze, reszta mnie nie
obchodzi.
- Pewnie trudno cię rozpoznać, gdy\ na zdjęciach wychodzisz zupełnie inaczej.
- Jakie zdjęcie zrobiłabyś mi?
Stanęła na palcach i wyszeptała mu do ucha swoją propozycję. Carter uniósł jedną brew
lekko w górę i spojrzał z niedowierzaniem.
- Czy ktoś ci ju\ mówił, \e jesteś zepsutą kobietą?
- Tylko ty.
- Twoje szczęście. - Uszczypnął ją lekko w pośladek. - Mam metodę na poskromienie
takich istot.
Rozejrzała się nerwowo dookoła. Na szczęście, w księgami nie było nikogo, a właściciel
siedział nad ksią\ka.
- Wiem, panie Madison, do jakich bezeceństw mo\e się pan posunąć. Czytałam pańskie
powieści - syknęła.
- Poczekaj, a\ napiszę następną! Umieszczę w niej wprost niewiarygodny opis sceny
miłosnej rozgrywającej się w łazience w pewnym pensjonacie.
- Carter! - wykrzyknęła, obciągając obcisły sweterek, prezent od Madisona. - Obiecałeś, \e
nie będziesz o nas pisał. - Jej policzki zapałały rumieńcem.
- Czy\bym rzeczywiście coś przyrzekał?
- Tak.
- Zmieniam zdanie - stwierdził beztrosko, wzruszając ramionami. - Jesteś wspaniała w
orgiach. Nie rób takiej obra\onej miny. Wiem, \e uwielbiasz to robić tak samo jak ja. -
Odwrócił się w stronę półki z ksią\kami, szukając swojego nazwiska.
- J...K...L...L-a...L-u... Ludlum. Marzę, \eby zmienił nazwisko na mniej znane. Jego ksią\ki
zawsze stojÄ… obok moich. O jest, Carter Madison.
- Ile powieści napisałeś?
- Dwanaście. Wyobraz sobie, \e ta cudowna księgarnia posiada wszystkie moje pozycje.
Zpiąca kurtyzana będzie trzynasta, ale mam nadzieję, \e nie przyniesie mi pecha.
- Czy wszystkie zostały bestsellerami?
- Oprócz dwóch pierwszych.
- Ile filmów nakręcono?
- Dwa i jeden serial telewizyjny. Co tydzień mo\esz usłyszeć głos spikera: Na podstawie
powieści Cartera Madisona .
- Sława i pieniądze nie uczyniły cię szczęśliwym, prawda?
- Masz racjÄ™.
- Dlaczego?
Westchnął cię\ko i oparł się o półkę z ksią\kami. Wziął dłonie dziewczyny w swoje ręce i
pokrywając pocałunkami, odrzekł:
- Nie wiem. Czasami czuję się jak dobrze płatna dziwka.
- To śmieszne!
- Czy\by? Technicznie jestem dobry, mam wypracowany własny styl, nie korzystam z
cudzych pomysłów, mam wielu stałych czytelników, którzy są wielbicielami moich powieści,
i powinienem czuć się szczęśliwym. Czasami jednak myślę, \e wszystko, co napisałem, jest
bez znaczenia. Zanim zacząłem pisać, miałem wielkie aspiracje i cele. Nigdy nie myślałem o
robieniu szmalu.
- Przecie\ pieniądze są miernikiem wielkości twojego sukcesu. Ksią\ki świetnie się
sprzedają, to znaczy, \e podobają się. To, \e bierzesz pieniądze, nie umniejsza wartości tego,
co napisałeś.
- Chyba tak. - Uśmiechnął się smutno. - Ale zawsze chciałem napisać powieść, która
miałaby jakiś głębszy sens i ponadczasowe treści. Bez względu na to, czy podobałaby się
czytelnikom, czy nie.
- Dlaczego więc nie spróbujesz?
- Myślisz, \e mógłbym?
- Oczywiście! Masz talent i znakomity styl. Wystarczy trochę chęci. Napisz to, co
przyniesie ci radość, nie patrząc na opinie krytyków. Czy masz ju\ jakiś pomysł?
- Tak. - Pokiwał głową.
- Zwietnie. Napisz teraz ksią\kę tylko dla mnie, a pózniej znów będziesz pisał dla
czytelników.
Carter przez długą chwilę wpatrywał się w jej twarz, gładząc dłonią policzek. Czuła miłość
emanujÄ…cÄ… z jego oczu.
- JesteÅ› cudowna.
- Jesteś cudowny - powtórzyła jak echo.
- Bardzo ciÄ™ kocham.
- Ja te\.
PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… bli\ej siebie.
- Pragnę cię, Sloan. Jak myślisz, czy właściciel zauwa\y, je\eli wymkniemy się na zaplecze
i...
- No, no, no. Có\ za szczęście spotkać sławnego pisarza. - Jakiś głos przerwał wypowiedz
Cartera.
Za nim stał bardzo niski i chudy mę\czyzna. Jego przylizane włosy podkreślały chorobliwą
niemal szczupłość twarzy. Ostro zakrzywiony nos nadawał jej nieprzyjemny wygląd.
Rozbiegane oczka nieznajomego patrzyły złośliwie.
- Có\ za spotkanie! - warknął Carter, przytulając Sloan władczym gestem. - Jestem równie
zaszczycony pańskim widokiem.
- Naprawdę cieszę się ze spotkania z panem. Moi czytelnicy z chęcią dowiedzieliby się
czegoś nowego o pańskim \yciu.
- Pan Sydney Gladstone, panna Sloan Fairchild. - Carter dokonał prezentacji, spoglądając
na Sydney a z takim obrzydzeniem, jakby patrzył na wę\a.
- Dzień dobry - wymruczała dziewczyna, nie śmiejąc wyciągnąć ręki z obawy przed
gwałtowną reakcją pisarza.
- Panna Fairchild! - Obleśny uśmiech wypłynął na usta Gladstone a.
Sloan znała to nazwisko. Często spotykała je na łamach Chronicle, dla której pracował.
Zajmował się recenzją ksią\ek. Umieszczał kalumnie pod adresem pisarzy, a nie zajmował
się wcale ich twórczością.
Sloan z trudem znosiła bezczelne, taksujące spojrzenie Sydney a.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]