[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Parsknęła śmiechem.
- No dobrze. Widziałam w tobie nie tyle potwora, co... diabła.
- Zapewniam cię, że nie jestem ani jednym, ani drugim. To, jaki się wydaję, nijak
ma siÄ™ do tego, kim naprawdÄ™ jestem.
Wypuściła z ręki sztućce i obróciła się.
- Tak? Więc kim jesteś?
Odłożywszy na bok ściereczkę, podszedł bliżej. Tak blisko, że gdyby wykonała
jeden krok, znalazłaby się w jego objęciach.
- Zwykłym facetem, który usiłuje zarządzać firmą, który na ogół nie ma pojęcia, co
robi, ale mimo to siÄ™ stara.
- Aha - powiedziała.
- No właśnie - szepnął cicho.
Zahipnotyzowana oczami Caleba wstrzymała oddech. Caleb pochylił się, oparł rę-
kę o krawędz zlewu.
- Jestem całkiem sympatycznym gościem...
R
L
T
Stał blisko, bez trudu mógłby ją pocałować. Marzyła o tym. Pragnęła poczuć jego
usta, tulić się do jego ciała, przekonać się, czy rzeczywistość dorównuje fantazji.
- WierzÄ™ ci.
- Tak?
- Po dzisiejszym wieczorze absolutnie tak.
- To dobrze. - Uśmiechnął się.
- Powiedz mi więc, dlaczego taki sympatyczny gość jak ty włóczy się po klubach
nocnych? Czego tam szuka?
Natychmiast wyrósł między nimi mur.
Caleb cofnął się, chwycił ściereczkę, wziął z suszarki talerz.
- To... to trudno wytłumaczyć.
- Spróbuj - poprosiła.
Nie była pewna, z którym Calebem ma do czynienia. Ciągle nosił maski, ukrywał
swoją prawdziwą twarz zarówno przed nią, jak i przed światem. Dlaczego?
- A ten gdzie postawić?
- Tam gdzie poprzednie. - Wskazała szafkę po lewej. - Unikasz odpowiedzi?
- Uważam, że to nieistotne.
- Nieistotne?
- Nie ma związku z artykułem o firmie. Firma to jedno, ja i moje życie prywatne to
drugie. Chyba potrafisz napisać obiektywny tekst, nie podając w nim, co piłem tydzień
temu w Club 21?
- Oczywiście, że potrafię. - Wyciągnęła ze zlewu korek.
Powinna się cieszyć, że znów jest między nimi dystans. %7łe zwalczyła pokusę, aby
pocałować najbardziej znanego playboya w Nowym Jorku. Tego przecież chciała, praw-
da?
Oczywiście, że tak. Tylko że już tęskniła za jego łobuzerskim uśmiechem.
- Muszę iść. Jutro czeka mnie pracowity dzień.
Praca. Sara wyprostowała się.
- Słuchaj, jeśli chodzi o ten but... - zaczęła.
R
L
T
Prawie o nim zapomniała, ale jutro Karl zjawi się w redakcji, więc miło by było,
gdyby odzyskała szpilkę.
- Możesz wpaść rano do mojego biura? Oddam ci but i odpowiem na resztę pytań. -
Powiesił ściereczkę na drzwiach piekarnika.
Niemal wbrew sobie Sara chciała prosić go, aby został chwilę dłużej. Ale co by to
dało?
- Oczywiście, wpadnę.
- Zwietnie. - Uśmiechnął się. - Będę czekał.
Ona też. Z utęsknieniem.
Odprowadziła go do drzwi. Po drodze wsunął głowę do salonu, by pożegnać się z
Martinem, potem jeszcze raz powiódł wzrokiem po jej mieszkaniu. Różniła się od kobiet,
z którymi się spotykał. Powinna o tym pamiętać.
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Zanim jeszcze doszła do drzwi, Pedro wysłał jej z pół tuzina esemesów, ostrzega-
jąc ją, że Karl wścieka się z powodu czerwonych szpilek i zastanawia, czy ona wraz z
butami przypadkiem nie uciekła z miasta.
Grzmi: lepiej, żeby była w Programie Ochrony Zwiadków, inaczej ją zabiję".
Znalazłaś Królewicza?"
O tak, znalazła. Okazał się nim szef LL Designs. Lecz czy jest to odpowiedni kró-
lewicz dla Kopciuszka...
Na razie chciała jedynie odzyskać but, ale hormony w niej szalały i chciały całkiem
innych rzeczy. Kiedy wczoraj Caleb opuścił jej mieszkanie, przez wiele godzin leżała w
łóżku, odtwarzając chwile spędzone razem w kuchni. A gdyby ją pocałował? Jak by za-
reagowała?
- Może pani wejść. - Głos siwowłosej kobiety wyrwał Sarę z zadumy.
- Dziękuję.
Skinąwszy głową, kobieta wróciła do pracy. Była asystentką Caleba i sądząc po
tym, jak spławiała różnych pracowników, jego cerberem.
Sara wyprostowała ramiona i weszła do gabinetu prezesa LL Designs. Starała się
nie myśleć o tym, co się wydarzyło wczoraj w kuchni. Przyszła tu w celach za-
wodowych.
Caleb stał przy ogromnym oknie, z którego rozciągał się wspaniały widok na mia-
sto. Sara jednak nie patrzyła na wieżowce, lecz na wysokiego szczupłego mężczyznę. W
jego postawie wyczuwała napięcie. Kiedy odwrócił się do niej twarzą, zęby miał zaci-
śnięte, a w oczach malowało się przygnębienie.
Otworzyła usta, by spytać, co się stało, ale po chwili je zamknęła. Przecież nie
miała żadnej pewności, czy Caleb nie wykorzystuje jej do własnych egoistycznych ce-
lów. Może zależy mu wyłącznie na reklamie, może jego zainteresowanie jej osobą jest
udawane. Ileż to złamanych serc widziała, odkąd zaczęła opisywać świat mody. Męż-
czyzni skaczący z kwiatka na kwiatek, przebierający w modelkach i marzących o sławie
aktorkach, dyrektorzy i prezesi wymieniający starą żonę na nowszy model...
R
L
T
Nie zamierzała się oszukiwać. Nie była młodą ponętną aktorką, nie olśniewała
wdziękiem ani urodą. Była zwykłą Sarą, przeciętną dziewczyną o przeciętnym wyglą-
dzie, wykonującą nieciekawą pracę. Dzieliła ją przepaść od tych młodych kobiet, które
widywała w towarzystwie Caleba. I chociaż pragnęła czegoś więcej, istniało duże praw-
dopodobieństwo, że Calebowi zależy wyłącznie na jej sprawnym piórze.
- Sara... - Jego twarz pojaśniała.
- Wiem, że masz mnóstwo pracy - powiedziała, usiłując skupić się na sprawach
zawodowych - więc postaram się nie zająć ci dużo czasu. Właściwie chyba nie potrzebu-
ję już więcej informacji...
- To świetnie - przerwał jej. - Czekałem na ciebie. - Ruchem dłoni wskazał fotel
naprzeciwko biurka, po czym odsunąwszy się od okna, obszedł potężny mebel i wycią-
gnął szufladę. - O ile mi wiadomo, ten bucik należy do ciebie. - Postawił przed nią pięk-
nÄ… czerwonÄ… szpilkÄ™.
W torbie miała drugi but; wzięła go z domu, bo prosto z LL Designs zamierzała iść
do redakcji. Teraz postawiła go obok tego, który Diana wyrzuciła przez okno. Jakby za
sprawą czarów, szpilki nabrały blasku. Każdy but osobno był ładny, intrygujący, ale ra-
zem stanowiły symbol seksu. Sara pogładziła palcem wąski paseczek z delikatną złotą
sprzączką, wysokie podbicie, cieniutki obcas. Widziała w życiu setki butów, ale te...
- Są piękne, prawda? - zapytała.
- Bardzo. Frederick K nie jest typem faceta, z którym miałbym ochotę umawiać się
na piwo, ale buty projektuje fantastyczne.
- Mam wrażenie, jakby zajrzał w głąb mojej duszy i stworzył produkt, o jakim całe
życie marzyłam.
- Więc dlaczego ich nie nosisz?
- O czym mówisz? Te nawet nie są na sprzedaż.
- Widziałem wczoraj buty w twoim mieszkaniu.
Szafa w holu, obok szafki, do której Caleb wstawił miskę. Psiakość. Zapomniała,
że drzwi zostawiła uchylone. Rzadko ją zamykała, bo rzadko miewała gości.
- Widziałeś moją kolekcję?
- Podejrzewam, że buciki gromadzą kurz?
R
L
T
- Nie mam okazji ich wkładać.
- Dlaczego? - Pochylił się nad biurkiem.
- To skomplikowane. - Westchnęła. - Ekstrawaganckie buty kupuję pod wpływem
impulsu, ale nigdy ich nie noszę. Nie pasują do mojego świata.
- Pracujesz w branży modowej. Twój szef nie nalega, żebyś w pracy nosiła szpilki?
- Skąd te wszystkie pytania na temat moich butów?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]