[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o złoconym brzegu, a obok niej we flakoniku stały marcepanowe różyczki.
- To miasto jest znane z marcepanu, wiedziałaś o tym? - Fabian miał
zamknięte oczy, trzymał Hannah za rękę. - O ile wiem, pierwszą wytwórnię
marcepanu otwarto tu pięćdziesiąt lat temu. Pani Mann mogłaby nam pewnie
opowiedzieć całą tę słodką historię.
- Nie wiedziałam, że Lubeka to marcepanowe miasto - powiedziała Hannah.
Wciągnęła w nozdrza zapach róż i westchnęła. - Ale wiem, że do jego
produkcji używają różanej wody.
- No to wiesz więcej ode mnie - ziewnął Fabian. - Mam ochotę tak przeleżeć
cały wieczór... Niesamowicie wygodne łóżko.
- Owszem, bardzo wygodne, ale nie na tyle, żebym dla niego zrezygnowała
ze spaceru. - Hannah nie była tak zmęczona, by chciała się zdrzemnąć, ale miło
było na trochę się wyciągnąć.
Szczegółowo przyglądała się urządzeniu pokoju, podziwiając piękne
tkaniny. Na ścianach wisiały dwa duże gobeliny z motywem jakiegoś żółtego
zameczku. W pomieszczeniu były też dwa piękne krzesła, obite złoto-czarnym
adamaszkiem, takim samym, z jakiego zrobiono kapę na łóżko. Na parapecie
nie było roślin w doniczkach, jak to zwykle bywa u starszych pań; zamiast nich
leżał tam gobelinowy bieżnik zakończony złocistymi trójkątnymi okuciami, na
którym stał kryształowy świecznik i porcelanowe naczyńko z wieczkiem.
Hannah zgadła, że są w nim różane płatki.
- Cieszę się, że tak lubisz zwiedzać nowe miejsca. - Fabian wciąż leżał z
zamkniętymi oczyma. - Naturalnie, że pójdziemy na spacer. A co myślisz o
naszej kwaterze?
- Czarująca. Gospodyni lubi otaczać się różnymi materiałami - myślała na
głos Hannah. - Nawet meble obite są dość nietypową materią.
- To prawda... - Fabian otworzył oczy i spojrzał na zasłony. - A ja myślałem,
że szczególnie oczarują cię te wszystkie kryształowe cacka.
- Istotnie, oczarowały. Ale tu jest dużo więcej. Te wszystkie cudowne
zapachy świadczą o tym, że to nietuzinkowa osoba. W sypialni zapach róż, w
pościeli lawendy, w salonie wanilii...
Fabian pojął, że Hannah odbiera to miejsce zupełnie inaczej niż on, słuchał
więc uważnie. Od żony mógł się wiele nauczyć, bowiem używała wszystkich
zmysłów, nie tylko wzroku. Pomyślał, że jej postrzeganie otoczenia jest dużo
bogatsze niż jego, ponieważ zapachy, dzwięki i nastroje w jakiś sposób
wzbogacały obrazy i czyniły postrzeganie pełniejszym.
- Moja piękna żono, ileż ty zauważasz... - Fabian obrócił się do niej i
połaskotał ją pod brodą. - Jaka to radość z tobą podróżować...
Następnego dnia Fabian zorganizował zwiedzanie miasta i zjezdzili je całe
powozem. Jechali wzdłuż kanału, w rozwidleniu rzeki, przez rynek i wąskie
uliczki. W mieście było wiele masywnych budowli z czerwonej cegły; przy
Marienkirche zatrzymali się i wysiedli z powozu. Kościół przedstawiał
imponujący widok; ściany miał potężne, a nawę tak wysoką, że Hannah
musiała bardzo zadrzeć głowę, by zobaczyć jej dach.
- Chcesz wejść? - Fabian podał jej ramię.
- Chętnie! Myślisz, że otwarte?
- Dla nas tak. - Fabian mrugnÄ…Å‚ do niej Å‚obuzersko i w tym samym
momencie z wnętrza wyszła grupka chłopców. - Chyba mieli ćwiczenia chóru -
powiedział i poprowadził Hannah po schodach, a potem otworzył dla niej
ciężkie odrzwia.
Hannah powolutku weszła między ławki, patrząc na wszystko wielkimi
oczami. Kościół robił wrażenie, głównie ze względu na wysokość nawy. Za
ołtarzem wznosiły się dwa piętra wysokich, ostrołukowych okien. Sklepienie
było jasne i pocięte łukami.
- To... przyjazny kościół - szepnęła Hannah, czując się malutka i nieważna
wśród tych wspaniałości.
- Doprawdy? - Fabian nachylił się do jej ucha. - A znasz wiele
nieprzyjaznych kościołów?
- On jest taki... jasny - wyjaśniła Hannah. - Nie taki... ciężki i ciemny jak na
przykład nasz drewniany, w Hemsedal. Tu jest tyle przestrzeni, która... otula. -
Szukała odpowiednich słów.
- Trochę się z tobą drażnię, Hannah. Doskonale rozumiem, co chcesz przez
to powiedzieć. - Fabian spoważniał. Nie chciał głupim komentarzem popsuć
Hannah nastroju.
- Usiądziemy? - Nie czekając na odpowiedz Hannah podeszła do ołtarza i
usiadła na skraju rzędu ławek. Co za przestrzeń!
Fabian usiadł obok niej i przez kolejne minuty przyglądali się wnętrzu
kościoła. Wielkie okna dobrze oświetlały potężne kolumny i białe łuki rozpięte
między nimi. Fabian pomyślał, że te okna odciągają uwagę od krzyża i
Chrystusa na ołtarzu. Odnosiło się jednak wrażenie, że Bóg to światłość, więc
może o to chodziło?
W pierwszym rzędzie siedziało kilka szepczących do siebie staruszek.
Dzwięk ich głosów był wyrazniejszy niż ich postacie, bo w tym wnętrzu
wszystko co żywe było pyłkiem.
- Pojedziemy dalej? - Fabian wyjął zegarek i spojrzał nań z niepokojem. -
Jesteśmy umówieni...
- My jesteśmy umówieni? To znaczy ja też? - Hannah zabłysły oczy.
- Jak najbardziej, kochanie. - Serce mocniej mu zabiło, gdy zobaczył, jak jest
podniecona. Było w niej stale tyle gotowości do przeżycia czegoś nowego i tyle
wdzięczności za tę podróż... Długie godziny spędzone na zaplanowaniu tego
wszystkiego sowicie się opłaciły, a przecież jeszcze nie dotarli do celu
podróży!
- No to chodzmy!
Hannah już wstała, a Fabian miał podejrzenie, że najchętniej puściłaby się
biegiem do wyjścia, tak spragniona była nowych wrażeń.
- Dokąd jedziemy? - Siadając w powozie, Hannah ułożyła suknię w
eleganckie fałdy. Była zadowolona, że w jej bagażach jest tyle strojów, bo
pozwalały jej się ubrać stosownie do każdej okazji. Pan i pani Lew podróżowali
jako elegancka para ze stolicy Norwegii, a ona nie chciała przynieść mężowi
wstydu.
- Zaraz się dowiesz. - Fabian był tajemniczy i Hannah musiała czekać na
odpowiedz, aż powóz się zatrzyma. Ale kiedy woznica wreszcie ściągnął lejce,
nos od razu powiedział jej wszystko. Uliczkę wypełniał zapach wilgotnego
cukru, różanej wody i gorzkich migdałów, a szyld na ścianie potwierdził jej
podejrzenia: NIEDEREGGER - WYTWÓRNIA MARCEPANU.
- To pewnie tu robią marcepanowe róże, takie jak u nas na kwaterze! -
Hannah czuła, że zachowuje się jak rozradowana dziewczynka, ale skoro
Fabian chichotał, widocznie mu to nie przeszkadzało.
- Nie tylko, tu robią dużo innych rzeczy - odrzekł Fabian, wprowadzając ją
do środka.
- Pan Low! Pani Low! To dla nas zaszczyt! - Na spotkanie im wyszedł
uśmiechnięty mężczyzna, który szarmancko ucałował Hannah w rękę. - Moje
najszczersze gratulacje!
Hannah zaczerwieniła się, ale uprzejmie podziękowała. Albo ten ktoś dostał
od Fabiana szczegółowe informacje, albo znali się już wcześniej... albo i jedno,
i drugie.
- Nazywam się Barth, przejąłem firmę po moim teściu, Johannie Georgu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]