[ Pobierz całość w formacie PDF ]
byłoby więcej niż okrutne. To nie byłaby ucieczka, a więzienie - byłaby jego więzniem,
którego trzymałby w zamknięciu, nie potrzebując do tego nawet pęt.
- Nie mogę - powiedziała całkiem szczerze. - Chcę czegoś więcej niż to.
- Nie mam niczego więcej.
- Musisz mieć.
- Nie rozumiem, czego chcesz. - Był brutalnie szczery. - Znamy się jeden weekend,
to chyba trochę za mało, żeby podejmować decyzje na zawsze?
- Nie o to mi chodzi.
- A o co w takim razie? Daję nam szansę na to, byśmy się lepiej poznali i żebyś nie
miała problemów z lojalnością wobec Nikosa. Nie jest to może pierścionek zaręczynowy,
Charlotte, ale daję ci absolutnie wszystko, co jestem w stanie dać.
Zander był w stu procentach szczery i niemal w dosłowny sposób ostrzegł ją, że
złamie jej serce, a potem... no cóż, kto może wiedzieć, co będzie potem? Bolesne to, ale
pomogło Charlotte dokonać ostatecznego wyboru.
- Wolę zatem żyć z głową w chmurach. Wierząc, że któregoś dnia...
- Zjawi się ktoś lepszy ode mnie? - zapytał.
To była jego karta atutowa: doprowadzić ciało i mózg kobiety do przekonania, że
kogoś lepszego być po prostu nie może.
- Być może - odpowiedziała.
R
L
T
- Znowu się rumienisz. Mówiłem ci już, że strasznie się rumienisz, kiedy kłamiesz.
Wiesz, że nie może być nic lepszego od tego, co mamy.
- I chciałbyś zachować wyłączne prawa do mnie?
- Oczywiście.
- A ja miałabym takie same prawa wobec ciebie?
Zander milczał, wpatrzony w horyzont. Charlotte pomyślała, że jest mimo wszyst-
ko silna, silniejsza, niż o sobie dotąd myślała, silniejsza nawet niż Nikos - w przeciwień-
stwie do niego ma odwagę, by przeciąć bolesną więz z jego bratem.
- Możesz mnie odstawić na ląd? - spytała.
Wstała. Nakładanie bikini nie szło łatwo przy wirującej głowie i nadal drżących
rękach. Zeszła zatem pod pokład, tu w spokoju nałożyła nowo zakupione ubranie, i wró-
ciła na górę.
Powrót na Ksanos zajął im godzinę. Zander spędził ten czas, bijąc się z myślami.
Przepłynęli obok Lathiry, gdzie wychowywał się jego brat, a następnie podążyli w
stronę Ksanos, do piekła, którego tak nienawidził. Tyle że teraz patrzył na swoją wyspę
trochę inaczej i bez wątpienia miała na to wpływ Charlotte.
Patrzył na plażę, na której ją poznał, po której szli niedawno i rozmawiali.
Patrzył na balkon w hotelu Ravels, gdzie całowali się. I na zasłonięte okiennicami
okna pokoju, gdzie trzymał ją w ramionach.
Dobijając do brzegu Ksanos, Zander po raz pierwszy zobaczył swoją przyszłość
inaczej, niż zwykł ją widzieć dotychczas.
Może jednak miał serce, które mógłby komuś dać?
Może można jednak komuś zaufać i się na nim nie zawieść? I kogo też samemu
nigdy siÄ™ nie zawiedzie...
Musiał zejść na ląd i zaszyć się w samotności pokoju hotelowego, zanim podejmie
najtrudniejszą decyzję w swoim życiu.
- To była piękna oferta, nawet bez pierścionka zaręczynowego - powiedziała Char-
lotte. - Tyle że... zupełnie nierealna...
Tak, nierealna, pomyślał. Chyba że zrobię coś, czego nigdy dotąd nie robiłem.
R
L
T
- Masz. - Podał jej podpisaną umowę sprzedaży gruntu, o którą tak zabiegał Nikos.
Nie mógł dostrzec wyrazu jej oczu za przyciemnionymi okularami i wiedział jedynie, że
w tym momencie wypuścił z rąk pęta, którymi utrzymywał ją, wbrew jej woli, przy so-
bie. - Zadzwoń do Nikosa i powiedz mu, że masz mój podpis. - A potem dodał: - Spo-
tkajmy się może wieczorem, już nie w sprawach Nikosa. Chciałbym usłyszeć, co masz
mi do powiedzenia teraz - powiedział, odwracając się do niej plecami, bo poczuł, po raz
pierwszy w swym dorosłym życiu, że za chwilę może się rozkleić. - Spotkajmy się na
kolacji.
Był utalentowanym uwodzicielem, przypomniała sobie Charlotte, patrząc na jego
niedające się ukryć zmieszanie. Mówi i robi to wszystko, żeby znowu zaciągnąć mnie do
łóżka.
A jednak, kiedy patrzyła na niego w stanie, który mu się wcześniej nie zdarzał, coś
jej mówiło, że łóżko nie było tu całą prawdą.
- Nie wiem - odpowiedziała.
Była naprawdę przerażona, nie tyle nim, ile sobą: że ulegała mu tak łatwo w chwilę
po tym, jak przysięgała sobie, że nigdy więcej...
- ProszÄ™, przyjdz!
- A jeśli nie przyjdę?
- Wtedy będę wiedział, że to koniec - odpowiedział. Zdjął jej okulary i spojrzał
głęboko w oczy. - Mamy pożegnać się tutaj?
Pocałował ją, tak jak się całuje kogoś na długie pożegnanie.
- Proszę... - błagała, sama już nie wiedząc, o co.
- Spotkajmy się dziś wieczorem - poprosił, po raz pierwszy marząc o tym, by bu-
dzić się, widząc ten błękit oczu obok siebie przez resztę życia.
R
L
T
ROZDZIAA JEDENASTY
Wrócił do swojego apartamentu w nadziei, że tam powróci do siebie. Do Zandera,
jakim był dotąd.
Wypił drinka, jakby to było lekarstwo, poczuł pieczenie w brzuchu i czekał na po-
wrót wytrąconych z równowagi zmysłów. Próbował sobie przypomnieć wszystkie mo-
menty, kiedy Charlotte go irytowała, jej słowa, które go drażniły. Ale nie pamiętał ich
zbyt wiele. Próbował więc sam siebie przekonać, że samo rozważanie przyszłości z nią to
czyste szaleństwo.
Ale jakoś to do niego nie trafiało.
Charlotte w tym czasie walczyła z podobnymi myślami.
Czy w tych pięknych czarnych oczach może się kiedykolwiek zatlić ogień praw-
dziwej miłości?
To nie jacht ani lukratywna oferta Zandera ciągnęły ją do niego, lecz wspomnienie
szarego, ponurego londyńskiego dnia, który rozświetlił nagle jego głos. A teraz pragnęła,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]