[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dotknąć ramienia Irvinga, ale on się odsunął. - Sądziłem, że potrafię grać człowieka, ale
on pokazał mi, że jestem zwierzęciem.
- Nie pozwól, aby ci to robił - zaoponowałam.
Spojrzał na mnie, jego oczy wypełniły się łzami.
- Nie mogę go powstrzymać.
- Lepiej już chodzmy. Do świtu niedaleko - rzekł Richard. Za to, co powiedział,
spiorunowałam go wzrokiem. Wzruszył ramionami. - Lepiej nie każmy Mistrzowi czekać.
Wiesz, że to jest raczej niewskazane.
Wiedziałam. Pokiwałam głową.
- Racja. Nie mam prawa wściekać się na ciebie.
- Dzięki.
Pokręciłam głową.
- Zróbmy to.
- Możesz schować broń - dodał.
Spojrzałam na browninga. Lubiłam mieć go w ręku. Jeżeli chodzi o poczucie
bezpieczeństwa, bił na głowę pluszowego misia. Schowałam pistolet. Zawsze mogę go
potem wyjąć.
Na końcu schodów były ostatnie drzwi: mniejsze i zaopatrzone w ciężki, żelazny zamek.
Irving wyjął duży, czarny klucz i wsunął do otworu. Rozległo się ciche szczęknięcie
dobrze naoliwionego mechanizmu i po jednym pchnięciu drzwi otworzyły się. Irving był
na tyle zaufany, że otrzymał klucz do podziemi. Jak głęboko ugrzązł i czy byłam w stanie
go stamtąd wyciągnąć?
- Zaczekajcie chwilę - rzuciłam. Wszyscy odwrócili się w moją stronę. Znalazłam się w
centrum uwagi. Pięknie. - Nie chcę, aby Larry spotkał się z Mistrzem ani nawet
dowiedział się, kim on jest.
178
- Anito... - zaczÄ…Å‚ Larry.
- Nie, Larry. Dwukrotnie padłam ofiarą ataku, gdy chciano wydobyć ode mnie tę
informację. Niech prawdę zna możliwie jak najmniej osób. Tak będzie bezpieczniej. Ty
nie musisz tego wiedzieć.
- Nie potrzebuję twojej ochrony - powiedział.
- Posłuchaj jej - rzekł Irving. - Kazała mi trzymać się jak najdalej od Mistrza.
Stwierdziłem, że dam sobie radę. Pomyliłem się. I to bardzo.
Larry splótł ręce na piersiach, zacisnął wargi w grymasie uporu i gniewu, na jego
policzkach pojawiły się rumieńce.
- Potrafię o siebie zadbać.
- Irving, Richard, obiecajcie mi, że mu nie powiecie, im mniej wie, tym będzie
bezpieczniejszy.
Obaj potaknęli bezgłośnie.
- Czy kogokolwiek obchodzi moje zdanie? - zapytał Larry.
- Nie - odparłam.
- Do licha, nie jestem dzieckiem.
- Będziecie mogli posprzeczać się pózniej - rzucił Irving. - Mistrz czeka.
Larry zaczął coś mówić, ale uciszyłam go, unosząc ręce do góry.
- Lekcja numer jeden: nigdy nie każ czekać rozdrażnionemu mistrzowi wampirów.
Larry otworzył usta, aby zaoponować, ale zrezygnował.
- W porządku. Odłóżmy kłótnię na pózniej.
Nie było mi do tego spieszno, ale kłótnia z Lanym, że jestem wobec niego
nadopiekuńcza, była przyjemnością w porównaniu z tym, co czekało na nas za tymi
drzwiami. Ja wiedziałam o tym doskonale, Larry nie. Wkrótce i on się jednak o tym
przekona, a najgorsze było to, że nijak nie mogłam tego powstrzymać.
179
35
Sklepienie tonęło w ciemnościach. Olbrzymie jedwabiste draperie w odcieniach czerni i
bieli tworzyły materiałowe ściany. Na podłodze stały nieduże, czarno-srebrne krzesła.
Pośrodku pomieszczenia znajdował się stolik do kawy ze szkła i ciemnego drewna.
Jedyną ozdobę stanowił czarny wazon z bukietem białych lilii. Pokój wyglądał na nie
dokończony, jakby brakowało tu tylko obrazów na ścianach. Tylko jak je zawiesić na
draperiach? Byłam pewna, że Jean-Claude rozwiąże ten problem. Wiedziałam, że to
pomieszczenie wygląda w rzeczywistości jak ogromny magazyn wykuty z kamienia, ale
jedyne, co mogłam dostrzec, to wysokie sklepienie. Podłogę wyłożono czarnym,
miękkim, grubym dywanem.
Jean-Claude siedział na jednym z czarnych krzeseł. Osunął się na nim, skrzyżował
wyprostowane nogi, dłonie splótł na brzuchu. Miał na sobie białą koszulę od fraka z
przezroczystymi bokami. Kołnierzyk, mankiety i przód z guzikami były nieprzejrzyste, ale
po bokach materiał był cienki i delikatny jak mgiełka. Blizna w kształcie krzyża odcinała
się ciemnobrązowo na tle białej skóry.
Marguerite siedziała u jego stóp jak posłuszny pies, z głową opartą o kolano Jean-
Claude a. Jasne włosy i bladoróżowy kostiumik nie pasowały do czarno-białego pokoju.
- Zmieniłeś wystrój - stwierdziłam.
- Parę drobiazgów - odparł Jean-Claude.
- Jestem gotowa na spotkanie z Mistrzem Miasta - powiedziałam. Spojrzał na mnie ze
zdziwieniem, pytająco. - Nie chcę, aby mój współpracownik zobaczył Mistrza. Ostatnimi
czasy wielu chce poznać jego tożsamość. Tu informacja jest cenna i może okazać się
niebezpieczna.
Jean-Claude nawet nie drgnął. Patrzył tylko na mnie, jedną ręką od niechcenia gładząc
Marguerite po włosach. Gdzie się podziała Yasmeen? Pewnie leżała sobie bezpiecznie w
trumnie, bądz co bądz do świtu było już niedaleko.
- Zabiorę tylko ciebie na spotkanie z... Mistrzem - odezwał się w końcu.
Głos miał beznamiętny, ale wyczuwało się w nim nutę i rozbawienia. Nie po raz pierwszy
udało mi się rozbawić Jean-Claude a i zapewne nie po raz ostatni.
Wstał płynnym, pełnym gracji ruchem, pozostawiając Marguerite klęczącą obok pustego
krzesła. Wydawała się zawiedziona. Uśmiechnęłam się do niej. W odpowiedzi tylko się
skrzywiła. Drażnienie Marguerite było dziecinadą, ale sprawiało mi przyjemność. Każdy
musi mieć jakieś hobby.
Jean-Claude odsunął kotarę, za którą panował mrok. Zrozumiałam, że całe
pomieszczenie było w dyskretny sposób oświetlone, lampy umieszczono w przemyślny
sposób na ścianach. Za kotarami nie było nic prócz pochodni. Zupełnie jakby ten
fragment materiału powstrzymywał cały współczesny świat, z wszystkimi udogodnieniami
i wynalazkami. Po drugiej stronie kryły się kamienne ściany, ogień i sekrety, które
najlepiej szeptać po ciemku.
- Anito? - zawołał za mną Larry. Miał nietęgą minę, chyba był przerażony. To co
najgrozniejsze było tuż obok mnie. Larry będzie bezpieczny z Irvingiem i Richardem. Nie
180
[ Pobierz całość w formacie PDF ]