[ Pobierz całość w formacie PDF ]
raz wtóry.
Wcale nie zaniepokojony Cledwyn jeszcze raz przyjrzał się
Griffithowi.
- Cóż z ciebie za Walijczyk, skoro grozisz swemu rodakowi?
- Cóż z ciebie za Walijczyk, skoro zdradzasz króla Henryka,
który pochodzi z Walii?
Cledwyn zdawał się bardziej zaskoczony niż rozezlony.
- Muszę zarabiać pieniądze.
Lionel szarpnął Griffitha za połę płaszcza, lecz on tylko pogłaskał
go po główce i odrzekł Cledwynowi:
- To nie usprawiedliwia zdrady.
- Pieniądze usprawiedliwiają wszystko. - Widząc możliwość
rzucenia wyzwania Griffthowi, Cledwyn parsknął: - Zwłaszcza że
Henryk pamiętał, że jest Walijczykiem, tylko po to, by jego tyłek
był bezpieczny na tronie, a potem robił świństwa mojej krainie
Cymru.
Załkał, co Griffith przyjął bez najmniejszego wrażenia.
- Twoje uczucia dla Walii są gówno warte.
Lionel znowu zaczepił Griffitha, który odsunął go.
- Jeżeli inni Walijczycy myślą podobnie do ciebie i wysługują się
pomniejszym lordom, którzy mają o sobie wygórowane
mniemanie, Henryk ma prawo zdradzać Walię, prawda? A z
Cymru nic nie zostanie.
- Nie miel jęzorem bez potrzeby - podniósł głos Cledwyn. - Nie
przekonasz mnie, ty przeklęty, nędzny gówniarzu!
Griffith odsunął Lionela od owłosionej nogi Cledwyna, akurat
gdy najemnik zamachnÄ…Å‚ siÄ™ na niego.
- On mnie uderzył! - warknął Cledwyn starając się schwytać
Lionela. - Ten półgłówek mnie uderzył!
Griffith zacisnął pięści i przyłożył Cledwynowi w pachwinę.
Cledwyn wyrzucił ramiona w górę i zastygł jak zawieszony na
sznurze. Następnie zwalił się na ziemię, ku uciesze pozostałych
najemnych wojowników.
Griffith nie zwrócił uwagi na ich zachwyt, wiedząc, że cieszyliby
się jednako, gdyby to on odniósł porażkę. Zwracając się do
jęczącego Cledwyna rzekł:
- Ostrzegałem cię.
- Mama! - Lionel wskazał w kierunku swego dawnego domu.
-Mama!
Griffith zdumiony spojrzał na chłopca:
- Ty umiesz mówić!
- I to wyraznie - stwierdził jeden z najemników.
- wiczył w samotności - dodał inny.
Griffith uśmiechnął się tak dumny, jakby był jego ojcem.
- To jego pierwsze słowo i skierował je do mnie.
- Mama! - upierał się Lionel.
Griffith rozejrzał się wokół, lecz Marianna zniknęła.
- Dokąd ona poszła?
Najwyrazniej stwierdziwszy, że powiedział już wystarczająco
wiele, Lionel znów wskazał palcem. Griffith pobiegł przez sad z
dzieckiem w ramionach, aby odszukać Mariannę. Dostrzegł ją w
chwili, gdy wślizgiwała się przez furtkę w płocie. Chciał ją
zawołać po imieniu, ale przemykała się tak ostrożnie, że się
powstrzymał. Lionel także odczuł potrzebę dyskrecji i nie wydał
żadnego dzwięku.
Marianna ominęła domek i skierowała się ku murom. Zbliżała się
do zagajnika i ku niezadowoleniu Griffitha zniknęła mu z oczu.
Mimo wysiłków nie był w stanie jej dojrzeć. Zrozumiał, dlaczego
wybrała to miejsce na swoje tajemne spotkania.
Gdy ukazała się ponownie, Griffith cofnął się, aby go nie
dostrzegła. Nie chciał szpiegować. Nie był to czyn godny
uczciwego i prawego rycerza, ale majÄ…c do czynienia z dzikimi
stworzeniami oraz kobietami, Griffith stwierdził, że czasami
najważniejsza jest przebiegłość.
Trzymając w ramionach Lionela wśliznął się do osłoniętego
murami obronnymi zagajnika. Miał nadzieję, że żaden szpieg nie
dostrzeże go z góry, a czarna peleryna chroniła go przed
spojrzeniami innych.
Zagajnik wyglądał tak samo jak kilka godzin temu, ale nie był już
oświetlony promieniami słońca i wydawał się mniej niebiański. Te
same drzewa, ten sam hamak, ale coś uderzyło Griffitha. Coś
uległo zmianie...
Lionel wskazał palcem.
- Mama.
Griffith wpatrzył się w najmroczniejszy cień między drzewami,
lecz niczego nie dostrzegł.
Lionel ujął twarz Griffitha w dłonie, zajrzał mu prosto w oczy i
powoli wymówił:
- Mama.
Griffith uśmiechnął się.
- JesteÅ› moim sojusznikiem, prawda?
Idąc pomiędzy drzewami spostrzegł, co chciał mu wskazać
Lionel.
Usypany ze świeżej ziemi wzgórek. Przekopany w pośpiechu.
Umieścił Lionela w hamaku i zaczął kopać. Znalazł czarną,
woskowanÄ… skrzynkÄ™.
Była pusta.
Dlaczego nosisz takie paskudne ubrania? - spytała Marianna
przerywając ciszę głęboką jak w klasztorze. Ale nikt jej nie
odpowiedział. Siedząca tuż przy kominku Cecylia ani drgnęła.
Obok niej leżał Lionel ssąc palec. Wyglądał na bardzo z siebie
zadowolonego, bezpiecznego dwulatka. Art i Griffith zajęli ławę i
grali w szachy, popijając piwo i mamrocząc w niezrozumiałym dla
Marianny języku.
Zastanawiała się, czy aby na pewno się odezwała, i powiedziała
tym razem głośniej:
- Grifficie ap Powelu, czemu si tak paskudnie odziewasz?
Griffith uniósł głowę.
- Do mnie mówisz?
- Wszak nazywasz się Griffith ap Powel? - zapytała Marianna.
- I czyż nie jesteś jedyną osobą w komnacie mającą na sobie
paskudne odzienie?
Griffith przyjrzał się po kolei wszystkim obecnym osobom i
zatrzymał wzrok na Mariannie, która przygładziła stanik sukni.
Była to jedna z sukien, którą przysłał jej ojciec. Marianna
żałowała, że spódnica nie zakrywała jej kostek, oraz że nie nosi
kwefu, który ukryłby wyraz jej twarzy.
Wsunęła kosmyki włosów pod wstążkę i wyzywająco spojrzała
na ponurą, brązową kurtkę, którą Griffith narzucił na płócienną
tunikÄ™.
- Od pięćdziesięciu lat nikt nie nosi kurty o takim kroju, a poza
tym Wygląda, jakbyś się wytarzał w błocie.
Griffith przyjrzał się swemu odzieniu z umiarkowanym
zainteresowaniem.
- To wspaniały kolor dla myśliwca i cóż to szkodzi, że jest
szkaradna? Nie jestem pawiem, który nastawia ogon, żeby
pochwalić się przed samiczką.
Porzuciwszy ten temat i Mariannę powrócił do przerwanej partii
szachów.
Był to bardzo dziwny wieczór.
Gdy Marianna wróciła do komnaty w wieży, tak jak obiecała,
zastała tam jedynie przerażoną Cecylię, która zrywała się za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]