[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jest pana wielkim wielbicielem, panie Poirot powiedziała i przytoczyła na
dowód parę stwierdzeń Knightona. Obserwowała z rozbawieniem, jak mały
człowieczek puszy się niby paw, wypinając pierś i przyjmując pozę fałszywej
skromności, która nikogo nie wywiodłaby w pole.
To mi przypomina powiedział nagle że mam do pani sprawę,
mademoiselle. Kiedy rozmawiała pani z tą biedną kobietą w pociągu, musiała
pani upuścić papierośnicę.
Katarzyna wyglądała na zaskoczoną.
118
Nie sądzę powiedziała.
Poirot wyciągnął z kieszeni papierośnicę z delikatnej błękitnej skóry ze złotą
literą K na wieczku.
Nie, to nie moja powtórzyła Katarzyna.
Tysiąckrotnie przepraszam. Pewnie należała do madame. K , oczywiście,
oznacza Kettering . Mieliśmy wątpliwości, bo w torebce znalezliśmy jeszcze
jedną, a wydawało się dziwne, żeby używała dwóch. Nagle zwrócił się do
Ketteringa. Nie wie pan, czy ta papierośnica należała do pańskiej żony?
Kettering wydawał się zaskoczony. Wyjąkał w odpowiedzi:
Ja& ja nie wiem. Chyba tak.
Nie jest to przypadkiem pańska własność?
Z całą pewnością nie. Gdyby należała do mnie, na pewno nie znalazłaby się
wśród rzeczy żony.
Poirot wyglądał jeszcze bardziej niewinnie i naiwnie niż zwykle.
Sądziłem, że może upuścił ją pan przypadkiem, kiedy odwiedził pan żonę w
jej przedziale wyjaśnił z prostotą.
Nie widziałem się z żoną. Powtarzałem to policji sto razy.
Stokrotnie proszę o wybaczenie przeprosił Poirot najszczerzej jak potrafił.
Obecna tu mademoiselle wspominała, że widziała, jak pan wchodził do
przedziału.
Urwał, jakby zmieszany.
Katarzyna spojrzała na Ketteringa. Pobladł, a może tylko jej się tak wydawało.
Jednak jego śmiech zabrzmiał całkiem naturalnie.
Musiała się pani pomylić, panno Grey powiedział swobodnie. Z tego,
czego dowiedziałem się na policji, mój przedział znajdował się dwoje drzwi od
przedziału mojej żony, chociaż wtedy nie miałem o tym najmniejszego pojęcia. Z
pewnością widziała pani, jak wchodziłem do własnego przedziału. Wstał,
widząc zbliżających się Van Aldina i Knightona.
Pozwolą państwo, że ich opuszczę. Chciałbym uniknąć spotkania z teściem
za wszelką cenę wyjaśnił.
Van Aldin przywitał się z Katarzyną bardzo uprzejmie, ale widać było, że jest w
złym humorze.
Widzę, że bardzo pan lubi tenis, Poirot burknął.
119
To prawda, sprawia mi ogromną przyjemność pogodnie zgodził się
detektyw.
Tacy jesteście wy, Francuzi powiedział Van Aldin. My, w Stanach,
zostaliśmy ulepieni z twardszej gliny. Obowiązki stawiamy wyżej niż
przyjemności.
Poirot nie obraził się; uśmiechnął się łagodnie i ufnie do poirytowanego
milionera.
Proszę, niech się pan nie gniewa. Każdy ma swoje metody pracy. Co do mnie,
to zawsze uważałem za wspaniały pomysł łączenie obowiązku z przyjemnością.
Popatrzył na dwoje pozostałych. Byli pogrążeni w rozmowie, zajęci sobą
nawzajem. Poirot z satysfakcją pokiwał głową, po czym pochylił się do milionera i
rzekł ściszonym głosem:
Przyszedłem tutaj nie tylko dla przyjemności, panie Van Aldin. Proszę
spojrzeć na tego mężczyznę naprzeciwko, tego z żółtawą twarzą i siwą brodą.
Widzę, co to za jeden?
To jest pan Papopolous wyjaśnił detektyw.
Grek, tak?
Zgadza się. Zwiatowej sławy pośrednik w handlu biżuterią. Ma niewielki
sklep w Paryżu. Policja podejrzewa, że jest również kimś więcej.
Mianowicie?
Odbiorcą kradzionych towarów, szczególnie kamieni szlachetnych. Nie ma
takiej rzeczy, dotyczącej szlifowania i ponownego oprawiania kamieni, o której by
nie wiedział. Ma do czynienia ze śmietanką towarzyską Europy i najczarniejszymi
charakterami podziemia.
Van Aldin przyjrzał się Poirotowi z rozbudzoną nagle uwagą.
I? spytał natarczywie, z nową nutą w głosie.
Zastanawiałem się powiedział detektyw ja, Herkules Poirot uderzył
się w pierś teatralnym gestem zastanawiałem się, dlaczego pan Papopolous
przyjechał niespodziewanie do Nicei?
Na Van Aldinie zrobiło to wielkie wrażenie. Przez chwilę wątpił w Poirota,
podejrzewał małego człowieczka o pozerstwo i brak profesjonalizmu. Teraz, w
jednej chwili, odzyskał poprzednie zaufanie. Popatrzył mu prosto w oczy.
Muszę pana przeprosić, Poirot.
120
Poirot machnął lekceważąco ręką.
Nie ma za co! wykrzyknął. A teraz proszę posłuchać; mam dla pana
nowinę.
Milioner spojrzał na niego uważnie, z wielkim zainteresowaniem.
Poirot skinął głową.
Na pewno pana zaciekawi. Jak pan wie, hrabia de la Roche znajduje się pod
obserwacją od czasu przesłuchania u sędziego śledczego. Następnego dnia
podczas nieobecności hrabiego Villa Marina została dokładnie przeszukana przez
policję.
I co? spytał Van Aldin. Znalezli coś? Założę się, że nie.
Poirot skłonił się lekko.
Ma pan słuszność. Nie znalezli nic obciążającego. Nie spodziewali się zresztą,
że będzie inaczej. Hrabia de la Roche, jak to wy, Amerykanie, celnie określacie,
nie urodził się wczoraj. To bardzo przebiegły dżentelmen z dużym
doświadczeniem.
Niech pan mówi dalej burknął milioner.
Niewykluczone, oczywiście, że hrabia nie miał nic do ukrycia. Nie możemy
jednak zaniedbać takiej możliwości. Jeśli więc miał coś do ukrycia, gdzie to
schował? Nie w domu; policja gruntownie go przeszukała. Nie przy sobie, bo wie,
że w każdej chwili może zostać aresztowany. Pozostaje tylko jedno miejsce:
samochód. Jak powiedziałem, hrabia był śledzony. Tego dnia pojechał do Monte
Carlo. Stamtąd ruszył samotnie do Mentone. Jego samochód ma bardzo potężny
silnik, wyprzedził więc pogoń; prawie na kwadrans zupełnie stracili go z oczu.
I sądzi pan, że w tym czasie ukrył coś przy drodze? spytał Van Aldin z
wielkim zainteresowaniem.
Nie przy drodze; to niepraktyczne. Ale proszę posłuchać, co zasugerowałem
panu Carrage. Był łaskaw się z tym zgodzić. Zadbano, żeby w każdym urzędzie
pocztowym w okolicy znajdował się ktoś, kto zna hrabiego de la Roche z widzenia.
Ponieważ, widzi pan, najłatwiejszy sposób, by coś ukryć, to wysłać to pocztą.
I co? spytał niecierpliwie Van Aldin; na jego twarzy malowało się
zniecierpliwienie.
121
I& voila! Poirot dramatycznym gestem wyciągnął z kieszeni paczuszkę
owiniętą luzno w brązowy papier. W czasie owych piętnastu minut nasz
dżentelmen zdążył nadać to.
Na jaki adres? Poirot pokiwał głową.
Mogłoby nam to wiele powiedzieć, ale niestety nie w tym wypadku. Paczuszkę
nadano do jednego z tych sklepików z gazetami w Paryżu, gdzie za niewielką
opłatą przechowuje się listy i paczki, póki ich ktoś nie odbierze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]