[ Pobierz całość w formacie PDF ]
straci ich oboje. Mackenzie nie można oszukiwać.
Prosiła, by uczynił ją swoją żoną.
Prosiła, by uczynił ją swoją żoną i wyglądała wtedy tak
słodko... jak w tej chwili, kiedy nieśmiało wsunęła się do
wypełnionego gorącą parą pomieszczenia.
Serce na chwilę przestało mu bić, jak zawsze ostatnio na
jej widok. Poczuł ból dużo silniejszy niż ból fizycznego po-
żądania.
Oświetlona wpadającym przez świetlik blaskiem księżyca
stała przed nim naga, owinięta tylko ręcznikiem. Niewinność
i pokusa. Niszczycielska kombinacja.
S
R
Wtedy się poddał. Przestał się wypierać swoich uczuć.
Choć tak naprawdę stało się to już dawno, dopiero teraz to
przyznał.
Wyciągnął rękę. I obdarzył ją zaufaniem.
Słowa nie przyszły mu łatwo. Ale jednak je wymówił.
- Uczyń mnie swoim mężem.
Spojrzała mu w oczy. Pytająco. I zrozumiała.
Zrezygnował. Poddał się. Oddał jej się całkowicie.
W jej oczach zabłysły łzy, potem spłynęły po policzkach,
mieszając się z kropelkami potu. Rozwiązała ręcznik i pode-
szła do niego.
- Jeszcze raz - zażądała.
Spojrzał jej głęboko w oczy, zobaczył w nich szczerość jej
serca i jeszcze raz bezwstydnie wyznał swoje pragnienie.
- Uczyń mnie swoim mężem, Mackenzie. - Przełknął
z trudem ślinę. - Chcę...
Położyła mu na ustach swe drżące palce i uciszyła go.
- Nic nie mów. Wiem, czego chcesz - szepnęła i uklękła
przed nim.
Rozsupłała węzeł jego ręcznika i wzięła do ręki jego sprag-
nioną męskość. Przysunął się bliżej i pozwolił jej usiąść na
sobie. Kołyszącym się ruchem przyjęła go do siebie z otwar-
tością kobiety, która chce sprawić przyjemność swemu
mężczyznie.
Nie musieli się już spieszyć. Mieli przed sobą wieczność.
Mogli cieszyć się sobą.
Kiedy było już po wszystkim, Abel przytulił ją mocno do
siebie i po raz pierwszy w życiu uwierzył w cud.
Manabozo ukradł ogień; Abel Greene ukradł coś dużo cen-
niejszego.
S
R
Stali obok siebie na pokrytym śniegiem cmentarzu. Ciem-
ne niebo wieszczyło opady, nisko wiszące chmury zapowia-
dały wiatr.
Matka Abla była pochowana w rogu, z dala od grobów
szanowanych rodzin i założycieli miasta. Mackenzie chwyci-
ła Abla za rękę, kiedy przyklęknął, by odgarnąć śnieg z suro-
wej, szarej płyty.
- Była taka młoda - szepnęła ze smutkiem, kiedy spojrza-
ła na datę jej śmierci.
- Nigdy nie była młoda.
Minęły trzy dni od ich ślubu. Trzy dni, które zmieniły jej
życie i życie mężczyzny stojącego obok niej.
Widziała, że dla niego nie było to łatwe. Bardzo powoli się
przyzwyczajał. Z początku dawał jej tylko maleńkie kawałki
siebie. Drobiazgi, które nie sprawiały mu bólu i ujawniały
zaledwie powierzchowne cechy. Fragmenty stopniowo ukła-
dające się w zawiłą całość, którą jest jego życie.
Kiedy poprosił, by tu z nim przyjechała, domyśliła się, że
chce przełamać kolejną barierę.
- A kim był twój ojciec? - spytała z wahaniem. - Nigdy
o nim nie mówiłeś.
Abel wstał, otrzepał śnieg z ręki i spojrzał w dal.
- Bo nie jest tego wart. Był pijakiem i włóczęgą, któremu
nawet nie chciało się poślubić mojej matki. Wykorzystywał
ją, obrażał...
Przerwał, a jego mina dopowiedziała resztę. Mackenzie
nie miała wątpliwości, że i Abla ojciec zle traktował. Zcisnęła
go za rękę i przytuliła się do niego.
Gestem, na który jeszcze poprzedniego dnia by się nie
zdobył, otoczył ją ramieniem.
- Wyłudził od mamy wszystkie pieniądze, upokorzył ją,
S
R
a potem zostawił. Nie widziałem go ani nie miałem o nim
wiadomości od... sam już nie wiem... od kiedy skończyłem
dziesięć, może jedenaście lat.
- A za jego odejście winisz siebie.
Spojrzał na nią ponuro i wzruszył ramionami.
- Racjonalnie rzecz biorÄ…c: nie.
- Ale emocjonalnie.
- Emocjonalnie... Powiedzmy, że rozumiem postawę
Marka. Kiedy byłem w jego wieku, reagowałem tak samo.
Byłem rozwydrzonym bękartem Faye Greene. I chciałem
przekonać o tym każdego.
Stał się także samotnikiem. Nie dopuszczającym do siebie
nikogo z obawy przed pózniejszym odrzuceniem.
Współczuła temu chłopcu, który teraz, będąc już dorosłym
mężczyzną, wciąż cierpi z powodu tamtych ran.
Abel spojrzał po raz ostatni na grób matki, potem zwrócił
siÄ™ ku Mackenzie.
- Wiele razy, jeszcze zanim nas opuścił, bywaliśmy głod-
ni. Matka mogła sprzedać tę ziemię i byłoby jej łatwiej. Mu-
szę dotrzymać słowa", mawiała. Robiła to dla mnie. Dlatego
wróciłem nad to jezioro.
Zostawiła mi tę ziemię, Mackenzie. Ziemię, która kiedyś
należała do Indian Chippewa. %7łeby jej nie utracić, pracowała
na dwóch posadach. Zasnęła za kierownicą, bo za długo i za
ciężko pracowała.
Przerwał nagle i spojrzał na Mackenzie bardzo poważnie.
- Jest pewien człowiek. Nazywa sięGrunewald. John Gru-
newald.
- Grunewald. - Przeraził ją nagły gniew w oczach
męża. - Chyba gdzieś na jakimś szyldzie widziałam to na-
zwisko.
S
R
- To najbogatszy człowiek w mieście. Ma największą tu-
tejszÄ… fabrykÄ™.
- PapierniÄ™, prawda?
Abel skinął głową.
- Chce mojego drewna. Ale go nie dostanie.
Już od kilku dni nie widziała go w takim stanie.
- Zapamiętaj jego nazwisko. I trzymaj się od niego z da-
leka. Jeśli kiedykolwiek pojawi się tutaj podczas mojej nie-
obecności, nie rozmawiaj z nim. Nie wpuszczaj go do domu.
Nie słuchaj niczego, co będzie do ciebie mówił.
Chwycił ją za ramiona i spojrzał jej prosto w oczy.
- Obiecaj, że nigdy nie pozwolisz, by się do ciebie zbliżył.
- Mówisz o nim jak o potworze - zauważyła z uśmie-
chem, który miał go trochę uspokoić,
- Obiecaj mi, Mackenzie - zażądał, przyciągając ją do
siebie. - Obiecaj, że się nie zbliżysz do tego człowieka.
- Obiecuję - szepnęła, zaniepokojona jego gwałtownym
żądaniem.
Uznała jednak, że lepiej będzie nie dyskutować z Ablem.
Postanowiła nie pytać go o Grunewalda. W każdym razie nie
teraz. Choć rany, jakie zadał mu ojciec, wciąż bolały, były to
stare rany. To, co zrobił Grunewald, było świeższe.
- Obiecuję - powtórzyła i oplotła Abla ramionami.
Tulił ją do siebie przez długą chwilę.
- Chodz - rzekł w końcu i poprowadził ją z powrotem do
auta. - Musimy zrobić zakupy. Mark jutro wraca. Dzieciak
potrzebuje łóżka. Choć się nie skarży, nie może dalej spać na
poddaszu.
Tej nocy wrócił tamten sen.
Nagle.
S
R
Niezapowiedzianie.
Abel obudził się zlany potem, z bijącym sercem. Paraliżo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]