[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zachowania, ktoś musiał dać mu przykład.
Przy ka\dym kroku spod rąbka jej spódnicy ukazywały się buty i kostki. Saint
trochÄ™ siÄ™
ociągał z wchodzeniem na piętro, zafascynowany widokiem.
Naprawdę oszalał. To było jedyne wyjaśnienie. Na litość boską, widział w \yciu
więcej
kobiecych nóg, ni\ potrafiłby zliczyć.
Bliski desperacji uniósł wzrok, ale widok kołyszących się bioder jeszcze
pogorszył sprawę.
To nie miało sensu. Nawet kochanki, które umiały zadowolić mę\czyznę, nie robiły
na nim
takiego wra\enia. Od dawna \adna kobieta tak bardzo go nie podniecała.
- Otworzyliśmy okna! - krzyknął jeden z chłopców ze szczytu schodów. - Oni nie
sÄ… tu dla
nas, prawda?
Evelyn zmarszczyła brwi.
95
- Kto i dla kogo?
- Zobaczy pani.
- Nie jestem pewna, czy chcę - mruknęła Evie pod nosem. Saint uśmiechnął się
szeroko.
Wszystko, co sprawiało,
\e myślała o nim, i co odrywało ją od uczenia, mogło pomóc jego sprawie.
W szerokich podwojach prowadzących do sali balowej zrównał się z panną Ruddick.
Ze ścian
zdarto starą farbę i tapety, dwa otwarte okna były trochę wypaczone, natomiast
drewniana
podłoga prezentowała się niezle. Lecz uwagę Evelyn przyciągnęły osoby siedzące w
drugim
końcu pomieszczenia. Wokół nich kręciły się rozbrykane dzieci.
Evie odwróciła się do markiza.
- Orkiestra?
- Pomyślałem, \e to będzie miłą niespodzianka - rzek Saint niewinnym tonem.
- Có\, rzeczywiście pan mnie zaskoczył - przyznała. Ale jak mam rozmawiać z
dziećmi przy
muzyce? Nie powinien pan...
- Niech zagrajÄ…, lordzie St. Aubyn!
- Tak, niech zagrajÄ…!
Saint powściągnął uśmiech. Im bardziej sfrustrowana była panna Ruddick, tym
lepiej dla
niego.
- Poproszę o walca! - zawołał, przekrzykując wrzawę.
- Walca? Nie mo\e pan...
Gdy tylko rozbrzmiał głośny tusz, dzieci zaczęły piszczeć i hasać po sali. Scena
kojarzyła się
z czyśćcem. Doskonale.
- Muzyka uspokaja nawet dzikie bestie, nie sądzi pani? -rzucił St. Aubyn.
Na wyrazistej twarzy Evelyn odmalował się gniew.
- To nie sÄ… bestie, tylko dzieci.
- Mówiłem o sobie. - Saint obrzucił salę długim spojrzeniem. - Ale, swoją drogą,
jest pani
Strona 46
Rozpustnik i dziewica
pewna, \e siÄ™ nie myli?
- Tak. A teraz niech pan ka\e muzykom przestać grać, bo inaczej ja to zrobię.
96
Markiz wzruszył ramionami.
- Jak pani sobie \yczy. Lecz chyba powinienem ostrzec, \e stanie siÄ™ pani
niepopularna.
Ku jego zaskoczeniu w szarych oczach panny Ruddick wezbrały łzy.
- Ma pan rację. Dzieciom nale\y się trochę zabawy. Taniec z pewnością jest
ciekawszy od
arytmetyki.
Do diaska! Kobiety często wykorzystywały łzy jako broń, a on bardzo tego nie
lubił.
Natomiast Evelyn próbowała walczyć ze swoimi i odwróciła się nawet, \eby nikt
ich nie
zobaczył.
- Mo\e nauczymy pani podopiecznych liczyć do trzech -zaproponował, biorąc ją za
ramiÄ™ i
odwracając do siebie. -Proszę ze mną zatańczyć.
- Co? Nie! Pan...
- Proszę dać spokój, Evelyn Marie. Poka\my im, \e arytmetyka mo\e być zabawna.
Nim Evie zdołała wymyślić jakąś wymówkę, otoczył ją ramieniem w smukłej talii i
porwał do
walca. Nie chciał, \eby mu uciekła, więc zaczął liczyć na głos, wirując wśród
dzieci.
Kiedy Evelyn zapomniała o strachu przed skandalem, odprę\yła się i poddała
rytmowi.
Niemal fruwała nad parkietem.
- Raz, dwa, trzy - śpiewała razem z nim. - Raz, dwa trzy. Chodzcie, wszyscy!
Dołączcie do
nas! - Gdy uśmiechnęła się wesoło, serce Sainta zadr\ało. - Proszę zatańczyć z
którąś z
dziewczynek - powiedziała, wywijając się z jego objęć.
Nim St. Aubyn zdą\ył zaprotestować, Evelyn porwała do walca jednego z młodszych
wychowanków. Chłopiec nadepnął jej na palce, ale ona tylko się roześmiała.
Niedobrze. Sprowadził orkiestrę, \eby pokrzy\ować jej plany na ten dzień i mieć
okazjÄ™ do
potrzymania jej w ramionach. Skończyło się na tym, \e uczył walca sieroty, które
nigdy w
\yciu nie słyszały muzyki, nie mówiąc o tańczeniu na prawdziwej sali balowej.
Evelyn okrą\yła go, trzymając za ręce ju\ dwóch chłopców.
97
- No, niech pan się nie wstydzi, milordzie - rzuciła ze śmiechem. - Proszę
wybrać partnerkę!
- Ju\ to zrobiłem - mruknął Saint pod nosem. Został przechytrzony przez
prawdziwÄ… damÄ™.
Wstyd
i hańba. St. Aubyn westchnął w duchu i zaprosił do tańca jedną z dziewczynek.
- Nie. Rzecz w tym, Donaldzie, \e proponowanie jakichkolwiek przepisów jest
bezsensowne,
póki nie mo\e-my liczyć na odpowiednią ilość głosów.
Victor Ruddick siedział w zatłoczonym powozie i. silił się na pogodny,
wyra\ajÄ…cy skupienie
wyraz twarzy, który praktykował od tygodni. Zale\ało mu na audiencji u księcia
Jerzego,
odkąd wrócił z Indii, ale towarzyszenie regentowi w drodze na jakieś spotkanie u
Hoby'ego,
w dodatku razem z pięcioma obiecującymi przedstawicielami Izby Gmin, nie było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]