[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do Rio oraz Sao Paulo i zaczęliśmy snuć dalsze plany.
Jakie?
Postanowiliśmy wycofać ludzi z północy Brazylii i skoncentrować się na
mniejszych miasteczkach w okolicach Rio i Sao Paulo. Tu, w Waszyngtonie, za-
cząłem coraz bardziej naciskać chłopców z Plutona. Twardo obstawali przy mi-
lionie dolarów. Mój klient nie chciał wyłożyć forsy bez zabezpieczenia. Powstała
sytuacja patowa, chociaż obu stronom zależało na dobiciu targu.
Czy zdołaliście się dowiedzieć, skąd klient Pluto Group tak dobrze znał
posunięcia Lanigana?
Nie. Godzinami łamaliśmy sobie nad tym głowę. Według jednej hipotezy
miał to być detektyw, który z jakichś powodów na własną rękę ścigał zbiega. Po-
213
dejrzewaliśmy nawet, że chodzi o agenta FBI mającego dostęp do waszych mate-
riałów, pragnącego uszczknąć coś dla siebie. Hipoteza była szyta grubymi nićmi,
ale szukaliśmy wszelkich możliwych wyjaśnień. Oczywiście najbardziej prawdo-
podobne wydawało się to, że ktoś z najbliższych znajomych i zaufanych Lanigana
postanowił go sprzedać. W każdym razie doszliśmy razem z moim klientem do
wniosku, iż nie wolno przepuścić takiej okazji. Poszukiwania ciągnęły się już
cztery lata i końca nadal nie było widać. Przekonaliśmy się aż nadto dobitnie, że
w Brazylii są wręcz miliony wymarzonych kryjówek, a Lanigan doskonale wie,
jak to wykorzystać.
Ale sytuacja patowa w negocjacjach została w końcu przełamana?
Owszem. W sierpniu dostaliśmy kolejną propozycję, kupno aktualnych
zdjęć Lanigana za następne pięćdziesiąt tysięcy. Natychmiast się zgodziliśmy.
Chłopcy z Plutona przekazali fotografie w moim waszyngtońskim biurze. Były
to trzy czarno-białe odbitki. . .
Czy mógłbym je zobaczyć?
Oczywiście.
Stephano błyskawicznie odnalazł zdjęcia w teczce z dokumentami i pchnął
je po stole. Pierwsze ukazywało Patricka na zatłoczonym targowisku, zostało zro-
bione z dość dużej odległości. Nosił ciemne okulary i trzymał w dłoni coś okrągłe-
go, zapewne pomidora. Drugie wykonano prawdopodobnie kilka minut pózniej,
gdyż Lanigan szedł po chodniku, niosąc siatkę z zakupami. Był w bawełnianej
koszulce i dżinsach, nie odróżniał się specjalnie wyglądem od Brazylijczyków.
Trzecie zdjęcie okazało się najciekawsze. Patrick, w podkoszulku i szortach, mył
czerwonego volkswagena garbusa . Niestety, nie dało się odczytać numerów re-
jestracyjnych. Z sąsiedniego domu został uchwycony jedynie sam narożnik. Za to
Lanigan nie nosił okularów, fotografia przedstawiała bardzo wyraznie rysy jego
twarzy.
Nie widać ani tabliczki z nazwą ulicy, ani numerów rejestracyjnych
mruknÄ…Å‚ Oliver.
No właśnie. Oglądaliśmy te zdjęcia godzinami, lecz i to nic nie dało. Jak
już mówiłem, ktoś perfekcyjnie obmyślił całą sprawę.
Co zatem zdecydowaliście?
Zapłacić ten milion dolarów.
Kiedy to było?
We wrześniu. Zgodnie z instrukcjami przelaliśmy pieniądze na konto fun-
duszu powierniczego w Genewie, robiąc jednocześnie zastrzeżenie, że mogą zo-
stać wycofane jedynie za naszą zgodą. Według spisanej umowy ich klient miał
w ciągu piętnastu dni dostarczyć aktualny adres oraz nazwę miasta, gdzie obecnie
mieszka Lanigan. No i przez piętnaście dni nerwowo obgryzaliśmy paznokcie,
dopiero szesnastego dnia, po naszym ponagleniu, nadeszły obiecane informacje.
Zgodnie z nimi Lanigan mieszkał przy Rua Tiradentes w Ponta Pora. Ekipa po-
214
szukiwawcza natychmiast się tam udała. %7ływiliśmy olbrzymi respekt dla zbiega,
postanowiliśmy więc podjąć kilkudniową obserwację. Wiadomości okazały się
prawdziwe, Lanigan osiedlił się w Ponta Pora jako Danilo Silva. Przez tydzień
zapoznawaliśmy się z jego trybem życia.
Przez tydzień?
Musieliśmy być cierpliwi, wszak istniał jakiś powód, dla którego wybrał
Ponta Pora. Dowiedzieliśmy się, że tamtejsi urzędnicy chętnie idą ludziom na rę-
kę, jeśli dostaną swoją dolę. Po wojnie w Ponta Pora zamieszkało sporo Niemców.
Istniały zatem obawy, że gdyby Lanigan nas zauważył i powiadomił policję, zna-
lezlibyśmy się w nie lada kłopotach. Dlatego też ułożyliśmy szczegółowy plan
i po cichu zgarnęliśmy Lanigana za miastem, na bocznej drodze, bez świadków.
Wszystko poszło jak z płatka. Wywiezliśmy go na wynajęte ranczo w Paragwaju,
po drugiej stronie granicy.
I tam poddaliście torturom?
Stephano skrzywił się niechętnie, pociągnął łyk kawy, po czym odparł:
Można to i tak nazwać.
Rozdział 27
Patrick chodził nerwowo wzdłuż ściany udostępnionej im salki konferencyj-
nej, ćwicząc jednocześnie wymachy ramion. Sandy czekał cierpliwie, przygoto-
wany do sporządzania notatek. Kilka rodzajów ciast, które pielęgniarka przyniosła
im na tacy, wciąż stało nie ruszonych pośrodku stołu. Patrząc na nie, McDermott
mimowolnie się zastanawiał, ilu aresztantom oskarżonym o morderstwo z pre-
medytacją dostarczano tak smakowite wypieki. Ilu z nich mogło się spokojnie
wylegiwać w szpitalnej izolatce strzeżonej przez funkcjonariuszy z biura szery-
fa? Do ilu wpadał w odwiedziny sędzia okręgowy, zamawiając po drodze pizzę
z najlepszej restauracji?
Sytuacja się zmieniła rzekł Patrick, nie patrząc w jego stronę. Musi-
my przyspieszyć bieg rzeczy.
Jakich rzeczy?
Leah nie może tu pozostać, dopóki jej ojciec nie odzyska wolności.
Przyznam, że jak zwykle się gubię. Kiedy tylko któreś z was zaczyna mó-
wić własnym językiem, całkowicie tracę rezon. W końcu jestem twoim adwoka-
tem. Naprawdę nie możesz mnie we wszystko wtajemniczyć?
To Leah ma w swojej pieczy nagrania i dokumenty, zna też wszelkie szcze-
góły. Musisz z nią rozmawiać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]