[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zbliżali się powoli, rozważnie, rozchodząc się na boki, nowy w środku,
Marcus i Ella po jego prawej i lewej stronie. Na widok Treya Jurgen poczuł
wzbierającą wściekłość. Wiedział, że jest większy od każdego z nich i że może się
po prostu rzucić na idącego środkiem - liczył na to, że pozostała dwójka odpowie
zbyt wolno. Wszyscy jednak zachowywali się bardzo ostrożnie; śledzili każdy jego
ruch, czujni i napięci, gotowi zareagować na każde zagrożenie. A on był już ranny
i trochę osłabiony, dlatego gdyby zdecydowali się zaatakować jednocześnie, z
łatwością by go pokonali i pewnie zabili. Dotąd nawet przez myśl mu nie przeszło,
że Ella mogłaby go zranić, ale teraz...
Cofnął się, obejmując spojrzeniem całą trójkę. Skierował wzrok na Ellę,
próbując odgadnąć jej zamiary z ruchów ciała. Gdy ich spojrzenia się spotkały,
wydało mu się, że dostrzegł w jej oczach smutek i żal - jakby wcale nie chciała
być jego wrogiem. Pewnie nowy przeciągnął ją na swoją stronę, wlał w nią
truciznę buntu. Nie musiał też prawdopodobnie zbyt długo przekonywać
Marcusa, że stado potrzebuje nowego przywódcy; może nawet zaproponował
mu tÄ™ rolÄ™ w zamian za pomoc w pozbyciu siÄ™ rywala. Co do Elli, Jurgen nie
wątpił w jej miłość. Zawsze go kochała. Musiał ją tylko wyzwolić spod
szkodliwego wpływu...
Ponownie spojrzał na Treya - przyczynę wszystkiego. Tak bardzo pragnął
zabić tego wilkołaka. Dopaść go, wpić zęby w jego ciało i rozerwać je na
kawałki. Zasmakować krwi rywala i poczuć, jak życie z niego wycieka. Nie
widział jednak takiej możliwości, dopóki nowy miał towarzystwo.
Zepchnęli go nad samo jezioro. Teraz mógł się tylko wycofać. Pozwoli mu
na to małe zwycięstwo. Ale zachowa w sobie gniew. Pozwoli dojrzewać
nienawiści, którą wykorzysta pózniej do przemiany, tak jak poprzednio. Nie
potrzebuje stada. Zostawi ich, będzie samotnym wilkiem. A kiedy już uwierzą,
że odszedł na dobre, wróci i załatwi wszystkich po kolei. Wszystkich poza Ellą
zatrzyma ją i zaczną nowe życie w nowej grupie. To nie będzie zbieranina
nieudaczników, lecz stado składające się z ich dzieci, wilkołaków czystej krwi.
Zawsze tego pragnął, a ta zdrada upewniła go w jego dążeniach. Zrozumiał, że
słusznie postąpił, gdy ugryzł Ellę i zamienił ją w jedną z nich.
Znalezli się już poza ostatnimi domkami i teraz Jurgen mógł się tylko
wycofać do lasu. Zatrzymał się i zobaczył, że oni także znieruchomieli
przyczajeni. Mierzył ich groznym spojrzeniem, warcząc ostrzegawczo. Cała
trójka przywarła do ziemi z najeżoną sierścią, szczerząc kły, gotowa w każdej
chwili zaatakować, gdyby nie chciał odejść.
Jurgen już miał się odwrócić, gdy niespodziewanie otworzyły się drzwi do
domku Lawrence'a. Rudzielec wybiegł ze środka, wymachując śrutówką.
- Jurgen! - zawołał chłopak, biegnąc w ich stronę. - Idę, Jurgen!
Strzał zabrzmiał niczym salwa armatnia i cała czwórka przywarła do ziemi,
by uniknąć nadlatującego śrutu. Chłopak wystrzelił w biegu. Niezrażony
niepowodzeniem pędził dalej, wrzeszcząc i kierując lufę to na jednego, to na
drugiego członka grupy. Wreszcie zatrzymał się jakieś dwadzieścia metrów
przed nimi i oparł strzelbę o ramię. W ich wrażliwych uszach drugi strzał
zabrzmiał jeszcze głośniej. Chwilę pózniej Trey usłyszał zawodzący jęk po
prawej stronie. Marcus drgnął gwałtownie i zwinął się z bólu, naszpikowany
śruciną, po czym z wyciem osunął się na ziemię.
Samiec alfa zareagował pierwszy. Trey okazał słabość - odwrócił się, by
spojrzeć na Marcusa, a przy tym odwrócił wzrok od Jurgena i odsłonił gardło.
Ogromny czarny wilkołak wykorzystał moment i skoczył do przodu z
wyszczerzonymi kłami.
W tej samej chwili kątem oka dostrzegł coś białego, czego się nie spodziewał.
Nawet wtedy gdy Ella zatopiła zęby w jego szyi, miażdżąc mu tchawicę, wciąż nie
wierzył, że to ona. Oczyma wyobrazni widział drugą Ellę, tę, którą wybrał na
swoją partnerkę. Opadł na ziemię i gorączkowo poszukał jej wzrokiem, czuł
bowiem, że wycieka z niego życie. Miał wrażenie, że jest wsysany w głąb siebie,
i domyślił się, że na powrót przybiera postać człowieka. Brakowało mu
powietrza. Tonął. Krew wypełniała mu płuca. Widział coraz mniej wyraznie,
jakby wszystko poszarzało, co oznaczało, że mózg się zamyka.
I oto zobaczył ją, znowu w ludzkiej postaci. Klęczała przy nim, a jej długie
jasne włosy muskały mu twarz.
Poczuł coś ciepłego na twarzy, dotyk łez Elli. Uśmiechnął się słabo i
powiedział:
- Kochałem cię. - A potem osunął się w otchłań.
Trey pędził susami przez pole, by jak najszybciej dotrzeć do Franka. Opadł na
ziemię obok leżącej postaci i jedną ręką oparł głowę starca na swoich kolanach,
drugą zaś przesuwał tuż nad strasznymi ranami szpecącymi twarz i całe ciało
mężczyzny.
- Wuju?
Starzec zmarszczył czoło i lekko obrócił głowę.
- Treyu? - przemówił ledwo słyszalnym szeptem. - Biegnij, chłopcze. Uciekaj
przed tym szaleńcem. On cię zabije. Wszystkich nas zabije.
- Nic nie mów. Nie ruszaj się. I nie martw się o Jurgena. On już... odszedł. -
Patrzył zrozpaczony na okaleczoną twarz ślepca. - Sprowadzę pomoc.
Pogotowie albo helikopter... cokolwiek, a potem...
Frank podniósł dłoń, by go uciszyć. Po chwili przybliżył rękę i poklepał
chłopaka po twarzy.
- Nie - powiedział. - Za pózno. - Zgiął palec wskazujący, dając znać
bratankowi, żeby się nachylił. Wybacz mi - powiedział i jeszcze raz dotknął
twarzy Treya.
Ten z wysiłkiem powstrzymał łzy.
- Co mam ci wybaczyć?
- %7łe cię okłamałem. - Frank zaniósł się kaszlem. Chłopak patrzył, jak z
kącika ust starca wypływa strużka krwi. - Odnośnie do tego, kim jesteś. I
[ Pobierz całość w formacie PDF ]