[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obowiązków należą wszelkie prace w ogrodzie. Niech pa-
ni sama pilnuje zielska, które przyniosła. Było nie było,
za coś pani płacę.
Kay drgnęła, jakby ją uderzył.
Widział, że sprawił jej przykrość, lecz nie miał wyrzu-
tów. Był zły na nią za to, że miała rację, a na siebie za to,
że nie panował nad sytuacją. Cisnął młot na ziemię.
- Niech pani robi swoje zgodnie z umowÄ… - warknÄ…Å‚.
Kay poczuła słabość w nogach, więc oparła się o balu-
stradę wokół werandy. Od początku wiedziała, że kontakty
z Dominikiem Ravenscarem będą trudne.
S
R
Nie miała zdolności aktorskich, lecz starannie obmyśloną
scenę z majerankiem kilkakrotnie odegrała w kuchni. wi-
czyła tak długo, aż zerwanie kilku listków, roztarcie ich
i podsunięcie do powąchania odbywało się zupełnie natural-
nie. I odbyło się.
Oczywiście, gdy odgrywała tę scenę przed kotem, ręka
nie drżała, a Mog nie mrużył podejrzliwie oczu. Natomiast
Dominic patrzył przez wąziutkie szparki, jakby wietrzył
podstęp. Był bardzo nieufny.
Nieważne. Ważne, że zapach majeranku na pewien czas
przylgnął do jego skóry. Była bardzo zadowolona, że
osiągnęła cel, i przekonana, że starożytni Egipcjanie wie-
dzieli, co robiÄ….
Podniosła młot i położyła na werandzie, aby nie prze-
szkadzał kosiarzowi.
Uświadomiła sobie, że Dominic nie zniszczy altany,
z którą na pewno wiąże się wiele wspomnień. I trudno mu
będzie zlecić to zadanie komuś innemu.
Nie ma pośpiechu, można poczekać.
Gniew bywa dobrym, zdrowym objawem. Zmienił wy-
raz oczu Dominica. Zwykle były ciemnoszare, a teraz na
moment rozpaliły się żywym ogniem.
To przykre, że tak ostro przypomniał jej o umowie. No
cóż, życie to nie romans ani baśń tęczowa. Czas przestać
naprawiać świat i ludzi, trzeba zająć się zarabianiem na
chleb.
Dominic zamknął oszklone drzwi i oparł się o nie, jak-
by pragnął w ten sposób uniemożliwić Kay wejście do
domu. Stał tam tak długo, aż puls się uspokoił i oddech
wyrównał. Chcąc pozbyć się wizerunku denerwującej
ogrodniczki, przeciągnął dłonią po twarzy.
S
R
Popełnił błąd, gdyż poczuł zapach rośliny, którą mu
podała i którą bezmyślnie wziął.
Typowo kobieca sztuczka!
Chciał uwolnić się od tej kobiety, trzymać z dala od
niej. Celowo rozzłościła go, a gniew był niepożądany. Do-
minie wierzył, że najlepszy sposób przetrwania polega na
tłumieniu niekontrolowanych reakcji emocjonalnych.
Usłyszał szmer za plecami, więc się obejrzał.
Irytująca ogrodniczka była na tarasie i, stojąc na drabi-
nie, przycinała zdziczałe róże. Gdy podniosła rękę, pod
krótką bluzką ukazała się złocista skóra.
Dominic gwałtownie się odwrócił. Kay denerwowała
go, a co gorsza, budziła uczucia, które przed laty ukrył tak
głęboko, że prawie o nich zapomniał.
Minęły dwa tygodnie od przykrego incydentu. Przez
ten czas Dominic nie zrobił nic w sprawie rozbiórki altany.
Kay wreszcie postanowiła przypomnieć mu, że nie
można ignorować problemu w złudnej nadziei, że sam się
rozwiąże. Zabrała z domu kilka broszur, aby ukradkiem
podrzucić pracodawcy. Liczyła na to, że sprowokuje po-
żądaną reakcję. Chciała, żeby Dominic przyszedł do ogro-
du omówić projekty altan, które zakreśliła.
Podstęp nie udał się. Zdążyła zejść z chodnika, gdy
drzwi otworzyły się.
- Czemu dziś rano nie było pani w sklepie?
Kay odwróciła się powoli, co jednak niewiele pomogło.
Głos Dominica poruszył najczulsze struny w duszy, a gdy
ujrzała chudą postać, serce przestało bić. Dobrze, że
wcześniej zaczerpnęła dużo powietrza, dzięki czemu nie
zemdlała. Udała zdziwienie.
- SÅ‚ucham?
S
R
Głos jej leciutko zadrżał.
- Jest piÄ…tek.
- O ile mi wiadomo, to kolejny dzień po czwartku. Co
tydzień, przez cały okrągły rok.
- W piÄ…tki rzekomo pracuje pani w sklepie. A rano
pani nie było.
Kay zdziwiła się, że pamięta o dyżurach i zauważa jej
nieobecność. Kilkakrotnie wstąpił do sklepu, gdy obsłu-
giwała stoisko pocztowe, lecz nie przyszedł po znaczki,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]