[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mną działo, bo to jest nie do opisania.
Lampa podłogowa rzucała łagodne, przytłumione światło. Panował
półmrok. Na ścianach rysowały się cienie. Obłędny głos Sade wibrował
w powietrzu.
Siedzieliśmy na sofie jak para. Nie byliśmy parą. A może już byliśmy?
Lgnęliśmy do siebie. Ciągnęło nas ku sobie. Poplątały się nasze dłonie.
Przyciągały ciała. Moje oczy zatonęły w jego oczach. Jego oczy zatonęły
w moich.
Zwiat wstrzymał oddech.
Chcę patrzeć na ciebie. Widzieć twoją twarz i swoje odbicie w twoich
oczach.
JesteÅ› egoistÄ…. I samolubem.
Jasne. I może jeszcze narcyzem?
Będziemy teraz rozmawiać o ogrodnictwie?
Wolisz o wędkarstwie?
Aowisz ryby?
Nie. Tylko piękne kobiety. Takie jak ty.
A jeśli okaże się, że jestem ludzką odmianą fugu?
No właśnie w pewnym sensie nią jesteś. Przy tobie szczytowo wzrasta
mi poziom adrenaliny.
Jesteś policjantem. To zrozumiałe, że lubisz ryzyko i wysokie ciśnienie.
LubiÄ™ ciebie.
Nie dziwię się. W końcu jednak nie jestem zimną rybą.
Jesteś zdecydowanym przeciwieństwem zimnej ryby.
Uważaj, bo za chwilę cię poparzę.
Więc jednak jesteś meduzą?
Sugerujesz, że mam galaretowate ciało?
No cóż, kiedy idziesz, fajnie trzęsiesz& tym i owym.
Nie, trzęsienie oznacza strach, a ja jestem odważna. W przeciwnym
razie by mnie tu nie było.
Dlaczego nie? Dzieci przecież lubią policjantów, którzy tak ładnie się
prezentujÄ… jako prelegenci na szkolnej pogadance.
Traktuj mnie poważnie.
Oczywiście. Zaraz ci zrobię wykład, jak trzeba przechodzić na pasach
przez ulicÄ™.
Nie jestem nieletnią gówniarą. Gdyby tak było, byłbyś stukniętym,
wypaczonym zwyrodnialcem.
Ale granica jest cienka.
O co ci chodzi?
O to, co zawsze. Jesteś smarkulą, która zawróciła w głowie starszemu
facetowi.
Podać ci koc elektryczny, staruszku?
Gdybyś była tak dobra, moje dziecko.
A miało być tak miło. Bez tego tematu.
Ten temat to życie i rzeczywistość. To tu i teraz.
Wiesz co? Mam dość twojej chorej obsesji, natręctwa, które cię zżera od
środka i nie pozwala cieszyć się tym, co nas łączy.
A co nas Å‚Ä…czy? Bo chyba nie wiek.
Jesteś tchórzliwym, cynicznym, bezdusznym draniem zapatrzonym
w siebie.
Nie jestem tchórzem. Gdybym nim był, nie byłoby cię tutaj. Ale jesteś.
Myślisz, że robisz mi jakąś pieprzoną łaskę? Zaszczyt?
Niebiański nastrój prysł jak bańka mydlana. Wstałam z miejsca tak
gwałtownie, że przez przypadek potrąciłam kubek, z którego wylała się
zimna kawa. O ile w ogóle można powiedzieć, że to była kawa. Wzięłam
z przedpokoju kurtkę. Poszedł za mną, gwałtownie chwycił mnie za ramię
i odwrócił do siebie. Miał twardy, stanowczy głos, a z oczu sypały mu się
iskry.
Czy ty nic nie rozumiesz, Nadia? Nie pojmujesz, że to na dłuższą metę
nie ma szans, że to nie wypali?
Wsłuchiwałam się w jego głos, który brzmiał tak pięknie, był mi tak
drogi. Ale nie tym razem.
Jeśli chodzi o wypalenie, to rozpatruj to tylko i wyłącznie w kontekście
swojej broni powiedziałam beznamiętnie, sztywno i zimno. Tak, uważaj
na swój pistolet i nie baw się w proroka i przewidywanie przyszłości. A co
do przyszłości, to będziesz ją miał taką, jaką chcesz. Beze mnie i wiecznie
nurtującego cię problemu wieku. Małolata wychodzi, odchodzi. Idę wprost do
piaskownicy albo lepiej pobawić się klockami.
*
Odwróciłam się z godnością i wysoko uniesioną głową. Ale byłam
zdruzgotana. I nie wiedziałam, jak się z tego podniosę. Trzasnęłam
drzwiami.
Wybiegł za mną. Z oddali docierał do mnie jego głos.
Nadia! zawołał. Zaczekaj!
Akurat!
Nie miałam najmniejszego zamiaru się zatrzymać. Byłam wściekła,
rozżalona, załamana, miotały mną sprzeczne emocje. Chciało mi się płakać
albo krzyczeć, wszystko jedno. Byle tylko wyrzucić z siebie złość, smutek,
rozgoryczenie. Cała się trzęsłam. Zderzyłam się z rzeczywistością. Dotkliwie
i boleśnie. Znów poczułam się tak, jakby ktoś wprost z rozgrzanego do
czerwoności statku wrzucił mnie bez ostrzeżenia w zimny prąd morski.
Stawiłam temu czoła.
Nie poddałam się biernie, lecz walczyłam. Z podniesioną do góry głową
szłam szybkim krokiem przed siebie, nie zwracając uwagi na dochodzący do
mnie z tyłu głos Marcela. Aadna okolica, ładna pogoda, ładny pies, ładna
ławka desperacko starałam się skupić myśli na tym, co aktualnie działo
się, było wokół mnie. Byle tylko zagłuszyć jego głos i swoje rozczarowanie.
Chciałam jak najprędzej znalezć się w domu. Nie zatrzymując się, wyjęłam
komórkę, by zadzwonić po taksówkę. Ostatnio coraz częściej z niej
korzystałam, wcześniej prawie nigdy. Nie zdążyłam nawet jednak odszukać
numeru, bo dobiegł do mnie, chwycił mnie za ramię i próbował odwrócić.
Ale tym razem byłam na to przygotowana. Wyszarpnęłam się bez problemu,
bo jego uścisk był delikatny, ale nie dał tak łatwo za wygraną. Wyprzedził
mnie i zagrodził drogę.
Nadia, błagam cię, pozwól mi chociaż odwiezć się do domu.
Próbowałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił.
Nie puszczę cię samej do domu powiedział stanowczo. Wybij to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]