[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ma sobie podkladac poduszke do siedzenia, ma nosic starsze, miekkie juz spodnie i poprosic Silvine o jakis srodek do
zmiekczania wherowej skory.
Jak tylko powrocil na wieze bebnow, wyslano go z wiadomoscia do Lorda Groghe'a do Warowni Fort, a kiedy wrocil,
wyznaczono mu dyzur na nasluchu.
Nastepnego ranka zobaczyl Menolly i Sebella, ktory karmil swoja trojke jaszczurek ognistych, ale obydwoje harfiarze nie
wykazywali checi do rozmowy, spytali tylko, czy bardzo zesztywnial. Nastepnego dnia Sebell odjechal, a Piemur nie wiedzial
ani kiedy, ani jak. Udalo mu sie jednak z wysokosci wiezy bebnow zobaczyc, jak do Warowni Fort przybyli, a nastepnie ja
opuscili jacys jezdzcy na biegusach, dwa smoki i niewiarygodna liczba jaszczurek ognistych. Kiedys uwazal, ze wie niemal
o wszystkim, co dzieje sie w siedzibie Cechu, a teraz z wiezy bebnow moze obserwowac szerszy swiat, ktorego istnienia
po dzis dzien nawet nie zauwazyl.
Tego popoludnia nadeszlo kilka wiadomosci, dwie z pomocy i dwie z poludnia. Wyslano trzy: jedna w odpowiedzi na
pytanie Tilleku z polnocy; poczatkowa wiadomosc do Igenskiego Cechu Garbarzy; i trzecia do Mistrza Hodowcow Briareta.
Dreczylo go to, ze wszystkie te wiadomosci wysylano zbyt szybko, udalo mu sie rozpoznac tylko kilka zwrotow.
Rozwscieczony tym, ze mogl dowiedziec sie wiecej a nie potrafil, Piemur nauczyl sie na pamiec dwoch kolumn kodow
bebnowych. Moze jego gorliwosc zaskoczy Dirzana, ale na pewno zirytowala jego kolegow-uczniow. Przedstawili mu kilka
az nazbyt silnych argumentow przemawiajacych za tym, zeby sie zbytnio nie przykladal do pracy. Piemur zawsze polegal
na tym, ze biega szybciej niz jego ewentualni adwersarze, ale przekonal sie, ze na wiezy bebnow nie ma dokad uciekac.
Bolejac nad swoimi sincami nauczyl sie jeszcze trzech kolumn, chociaz zachowal to dla siebie, uwazajac na to, co
recytowal Dirzanowi. Przekonal sie, ze dyskrecja to cecha godna polecenia.
Bez zbytniego zmartwienia dowiedzial sie w szesc dni pozniej, ze ma zawiezc wiadomosc do osiedla gorniczego,
usytuowanego na trudno dostepnej grani w Pasmie Warowni Fort. Majac przy sobie podpisany, zapieczetowany przez
Harfiarza skorzany cylinder, dosiadl tego samego flegmatycznego wierzchowca, ktorego mu Banak dal podczas
poprzedniej podrozy.
Ostroznie usadowil swoje siedzenie w porzadnie juz zmiekczonych wherowych spodniach na bardeli i kiedy zwierzak
ruszyl, z ulga przekonal sie, ze nie odczuwa zadnego bolu w okolicy kosci ogonowej. Podroz powinna zajac dwie do trzech
godzin, tak powiedzial Banak, wskazujac mu wlasciwy trakt na poludniowy zachod. Mial prawdopodobnie racje, to beda ze
trzy godziny, pomyslal Piemur, kiedy fiaskiem zakonczyly sie jego wysilki, zeby przyspieszyc krok biegusa. Ale kiedy trakt
zwezil sie do sciezki wijacej sie po kamienistym zboczu pagorka z glebokimi rozpadlinami po jednej strome, Piemur z duza
ochota pozwolil zwierzeciu spokojnie i ostroznie isc stepa. A poniewaz obliczyl sobie, ze smokowi-straznikowi z Warowni
Fort ta trasa zajelaby tylko kilka chwil, a jezdziec smoka-straznika zawsze byl gotow, zeby wyswiadczyc przysluge
Mistrzowi Harfiarzowi Pernu, zaczal sie zastanawiac, czemu to jego wyslano. Przestal sie zastanawiac, kiedy doreczyl
cylinder malomownemu gospodarzowi - Gornikowi.
-Ty jestes z Cechu Harfiarzy? - Mezczyzna popatrzyl na niego spode lba.
-Uczen mistrza Olodkeya, mistrza bebenistow! - Mogl to byc jakis test na jego rozwage.
-Nie sadzilem, ze wysla w tej sprawie chlopca - powiedzial tamten odchrzaknawszy sceptycznie.
-Mam czternascie Obrotow, panie - odparl Piemur, usilujac mowic nizszym glosem, bez wiekszego sukcesu.
-Bez urazy, chlopcze.
-Absolutnie. - Piemur byl zadowolony, ze jego glos jest nadal rowny.
Gornik przerwal, skierowal wzrok w gore. Kiedy Gornik zaczal marszczyc brwi, Piemur rowniez popatrzyl w gore. Chociaz
dlaczego na twarzy Gornika mialoby sie odmalowac niezadowolenie na widok trzech smokow na niebie, Piemur nie potrafil
zgadnac. To prawda, ze Nici opadaly tylko trzy dni temu, ale przeciez smoki zawsze podnosily czlowieka na duchu.
-W szopie jest obrok i woda - powiedzial Gornik wciaz jeszcze obserwujac smoki. Wskazal z roztargnieniem za swoje
lewe ramie.
Piemur poslusznie zaczal prowadzic biegusa naokolo, majac nadzieje, ze znajdzie sie rowniez cos dla niego. Nagle
Gornikowi wyrwalo sie ciche przeklenstwo i wycofal sie do domu. Piemur dopiero doszedl do szopy, kiedy Gornik poszedl
za nim wielkimi krokami i wepchnal mu do reki maly, wypchany woreczek.
-To po to cie tu przyslano. Oporzadz swoje zwierze, kiedy ja bede zajmowal sie tymi nie oczekiwanymi przybyszami.
Wyszkolone ucho Piemura wychwycilo nute niepokoju w jego glosie, zrozumial tez, ze ma sie nie pokazywac. Nic nie
odpowiedzial i kiedy Gornik sie przygladal, wepchnal woreczek do mieszka przy pasie. Mezczyzna odszedl, gdy Piemur
energicznie pompowal wode do koryta, aby napoic swoje zwierze. Jak tylko Gornik doszedl do chaty, Piemur zmienil
pozycje, tak ze wyraznie widzial ten jedyny, umiarkowanie plaski obszar w gorniczym gospodarstwie, na ktorym mogly
ladowac smoki.
Nadlecial tylko spizowy. Dwa blekitne usadowily sie na grani nad wejsciem do kopalni. Widok tych wielkich bestii,
hamujacych skrzydlami przed ladowaniem na ziemi, wyjasnil Piemurowi posepny nastroj Mistrza. Wladcy z przeszlosci z
Weyru Fort nieczesto sie pojawiali, zanim ich wygnano na poludnie, ale Piemur rozpoznal Findratha po dlugiej bliznie na
zadzie, a T'rona po jego aroganckim, pyszalkowatym kroku. Nie musial slyszec ich rozmowy, zeby zorientowac sie, ze
zachowanie T'rona nie uleglo zmianie podczas Obrotow spedzonych na poludniu. Z bardzo sztywnym uklonem Gornik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]