[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Reese Barone.
- Nazywam się Hilda Manguard, jestem przewodniczącą
Towarzystwa Historycznego Harwich. Chciałabym przekazać pani
Papaleo wiadomość. Proszę, by oddzwoniła do mnie i potwierdziła, że
przyniesie wieńce, które robi na Jesienną Wyprawę po Domach. Proszę
także przeprosić w moim imieniu za telefon tak wcześnie, ale od
tygodnia bezskutecznie usiłuję się z nią skontaktować. - Starsza pani
wyrecytowała swój numer, a Reese usiłował w popłochu znaleźć papier i
ołówek. Jak tylko odłożył słuchawkę, odwrócił się i zobaczył Celię,
Anula & polgara
patrzącą na niego groźnie. Miała na sobie dżinsy, koszulkę i polarową
bluzę. Włosy, zebrane z tyłu głowy, były prawie suche.
- Hej - powiedział niewinnie. - Mam dla ciebie wiadomość.
- Dlaczego odebrałeś telefon? - spytała groźnie.
- Bo ty nie mogłaś go odebrać - odparł. - Sekretarka się nie włączyła.
- Nie mam sekretarki - warknęła Celia, po czym wyrwała mu z ręki
kartkę. - Świetnie! Teraz cała okolica będzie wiedzieć, że byłeś u mnie w
domu o szóstej rano.
- Czy ona była nauczycielką angielskiego? Celia spojrzała na niego
zaskoczona.
- Kto?
- Pani Manguard. Mówiła jak nauczycielka angielskiego.
- Rzeczywiście, kiedyś nią była. Potem została dyrektorką
podstawówki, a jakieś dwadzieścia lat temu przeszła na emeryturę. -
Wskazała na nakryty na dwie osoby stół. - Siadaj. Jedz. A potem sobie
idź.
Skinął głową, uznając, że na dzisiaj chyba wystarczy.
- W porządku. Jakie wieńce robisz dla Towarzystwa Historycznego?
- spytał, gdy usiadła naprzeciwko.
- O nie! - Uderzyła dłonią w czoło, po czym pośpiesznie przeczytała
kartkę, na której zapisał wiadomość. - Na śmierć o nich zapomniałam.
Po co się w ogóle tego podjęłam?
- Rozumiem, że jeszcze nie skończyłaś?
- Nawet nie zaczęłam. A zgodziłam się zrobić dziesięć. Wieszają je
w zabytkowych domach podczas dorocznej wycieczki i sprzedają losy.
Po zakończeniu zwiedzania losuje się zwycięzcę. - Otarła z palców cy-
namonowy lukier. - I chcą je mieć w sobotę.
- Dzisiaj jest czwartek.
- Wiem.
- Czy to wieńce z żurawin, jak ten nad kominkiem?
- Niektóre. A inne są z bagiennych traw i ozdobione muszlami. Aj!
Skończyła mi się trawa. Muszę dzisiaj przynieść nową. - Westchnęła. -
Zapowiada się koszmarny dzień.
- Wliczasz w to jego początek? - spytał ponuro. Popatrzyła mu w
oczy z niepokojem.
Anula & polgara
- Reese, dziękuję, że wczoraj pozwoliłeś mi się wypłakać. I nie
zaprzeczam, że bardzo mi pomogłeś na przystani. Dziękuję ci. - Wstała i
zaniosła puste talerze do zlewu. - Miło było znowu cię zobaczyć.
- Ciebie też.
- Muszę iść na przystań - powiedziała, zajęta naczyniami. -
Zatrzaśnij drzwi, kiedy będziesz wychodził.
- Zobaczymy się jeszcze?
Odwróciła się w jego stronę, a smutek w jej oczach zdradził mu
odpowiedź, zanim otworzyła usta.
- Nie - oznajmiła. - To nie byłby dobry pomysł. - Powiesiła ścierkę,
podeszła do drzwi i jeszcze raz odwróciła się do niego. - Dziękuję.
Nadal stał w kuchni, gdy zamknęła drzwi i ruszyła ścieżką. Może jej
zdaniem to nie był dobry pomysł, ale jemu bardzo się podobał. Był
pewien, że nie jest jej obojętny. Mówiło mu to przeczucie, a także to, że
nie mogła spojrzeć mu w oczy. Bardzo się też starała, by go nie dotykać
od chwili, gdy obudziła się w jego ramionach.
Sprzątnął kuchnię, zamknął drzwi i ruszył ścieżką. Pogwizdywał.
Musiał szybko wynająć kajak.
Anula & polgara
ROZDZIAŁ TRZECI
Wczesnym popołudniem Celia miała już wyżej uszu papierkowej
roboty. Wiedziała, że niedługo zatęskni za jakimkolwiek zajęciem, bo
zimą ruch w przystani niemal zamierał, ale na razie tego problemu
jeszcze nie było. Zasypywały ją dokumenty dotyczące wynajmu sprzętu,
rezerwacje miejsc, naprawy, wycieczki wędkarskie z przewodnikiem,
wycieczki dla amatorów oglądania wielorybów, nie mówiąc o świeżo
upieczonych rybakach, którzy spodziewali się złowić siedmiometrowego
rekina, zarzucając lekką wędkę z końca mola.
Przed barakiem rozległy się ciężkie kroki.
- Cześć! - W drzwiach pojawił się Reese. - Zapomniałaś o
wodorostach?
Westchnęła, przypominając sobie poranny telefon.
- Trawy bagienne. Chociaż trochę wodorostów też by się przydało. I
wcale nie zapomniałam. A dlaczego pytasz?
- Wynająłem kajak. Jeśli masz ochotę na małą przerwę, możemy
popłynąć od razu.
- My? - Specjalnie powtórzyła to z powątpiewaniem. Jednak Reese
tylko uśmiechnął się szerzej.
- Myślałem, że przyda ci się jakieś towarzystwo.
- Nie, dziękuję. - Wzruszyła ramionami. - Przyzwyczaiłam się do
samotnych wypraw.
- To jeszcze nie znaczy, że je masz lubić. Poza tym z pomocą
szybciej ci pójdzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]