[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozgrzany język do mojego ucha i razem z Malem odśpiewali krótki fragment piosenki Walk Softly Gladys
Knight.
Grant powiedział:
- Coś w nim się rozerwało. Krwawi. Rzuciłam mu ostre spojrzenie.
- Mam na myśli ducha, a nie ciało - dodał. Unosząc Byrona nieco wyżej, przeciskałam się przez
wąski labirynt między stosami książek. Zrzuciłam sporo tomów, a idący za mną Grant zachwiał się, usiłując
przejść nad nimi. Przeprosiłam milczącym gestem, ale nie zatrzymałam się ani nie spojrzałam na Posłanniczkę,
która siedziała przy kuchennym stole i z coraz większym niepokojem patrzyła, jak przechodzę.
- Stwórca - powiedziała.
Pokręciłam przecząco głową i wniosłam chłopaka do sypialni. Był to mały, ustronny pokój - rozesłane
łóżko, ciuchy na podłodze i mnóstwo książek. Nie wydawało się, by Jack spędził tu dużo czasu. Nawet jak na
nieśmiertelną istotę, miał za wiele do zobaczenia i zrobienia. Miewał wykłady z archeologii. Teraz
żałowałam, że nie wysłuchałam ich więcej.
Byron poruszył się, kiedy go posadziłam. Wciąż coś mamrotał. Nachyliłam się, przystawiając ucho do jego
ust.
- Stuk - powiedział tak cicho, że ledwo go zrozumiałam. A zresztą i tak sądziłam, że się przesłyszałam. -
Jeden stuk to światło, dwa śmierć, po trzecim cały świat będzie martwy... a czwarty, jak zawsze, ożywi
zmarłych. - Byron skulił się, marszcząc czoło z bólu. - Nie, nie dotykaj mnie. Proszę. Proszę, nie...
Nie zrobimy tego, powiedziała ciemność.
Jego twarz wykrzywił lęk, ciałem wstrząsnął szloch. Wgramoliłam się na łóżko i przytuliłam go mocno do
siebie.
Grant położył dłoń na czole Byrona. Przymknął oczy, a to, co nucił, nabrało kształtu, mocy. Jego głos
zagrzmiał jak fala podziemnej eksplozji, dobiegającej z tak wielkiej głębi, że ledwo mogłam wyczuć drżenie
pod stopami. Obserwowałam go, a kiedy mrugnęłam - właściwie w tych przebłyskach między mrugnięciami
powiek - potrafiłam niemal dostrzec łączącą nas nić złocistą i gorącą. Pulsującą miarowo jak bicie serca.
Pogłaskałam Byrona po wilgotnych włosach. Nastolatek poruszył się i otworzył oczy, mrugając powiekami.
Najpierw zobaczył mnie. Chyba. Wydawał się tak oszołomiony, że równie dobrze mógł niczego nie
widzieć. Popatrzył błędnym wzrokiem na mnie, poza mnie, wokoło, a potem znowu skupił spojrzenie na mojej
twarzy.
Wpatrywał się. Starałam się uśmiechnąć.
- Hej.
- Maxine - odezwał się Grant.
Byron rzucił okiem na niego, a potem na mnie - szybko, wciąż błędnym wzrokiem - i znów się skrzywił.
Tym razem wyraznie dostrzegłam jego strach.
- Kim jesteś? - spytał. Odsunęłam się, bo aż mnie zatkało.
- Byronie, to ja.
Pokręcił przecząco głową, a ja doznałam straszliwego uczucia, że oto spotyka mnie kara, bo zapomniałam o
Grancie. Spędziłam całe życie, będąc kimś obcym, nieznanym, ale żeby ten chłopak tak na mnie patrzył...
To mnie przeraziło. Bardziej od demonów. Bardziej od końca świata.
Grant uścisnął moje ramię. Zesztywniałam.
- Niczego nie pamiętasz?
- Ja nie... - Byron urwał i dotknął swojej głowy. - Nie wiem. Wszystko wydaje się takie mgliste.
- Chorowałeś - powiedział Grant z mocą i pewnością. -Zaopiekowaliśmy się tobą.
Zamrugałam raptownie i zeszłam z łóżka.
- Odpoczywaj, dzieciaku. Masz za sobą parę ciężkich dni.
Wzrok Byrona był przeszywający, ostry. Myślałam, że zacznie protestować. Może nawet spróbuje uciec.
Ale Grant znowu zaczął nucić, a nastolatkowi oczy same się zamykały. Zciągnął brwi, pocierając je, a potem
opadł na łóżko. Jednak nadal na nas patrzył, niespokojny i blady.
Pusty, pomyślałam znowu. Jego oczy są takie stare.
- Nie znam was - wymamrotał.
- Nie szkodzi - powiedziałam cicho, usiłując za wszelką cenę przywołać na twarz uśmiech. - Po prostu
odpocznij.
91
Głos Granta nabrał głębszych tonów. Poczułam mrowienie na skórze. Czerwone oczy zabłysły w
ciemności. Raw patrzył na Byrona ze smutkiem, jego spojrzenie przepełniały wspomnienia. Chłopcy znali
Byrona z innego życia.
Nigdy o tym nie mówili, jeśli nie liczyć urywanych zdań, zawsze bolesnych.
Byron zamknął oczy. Jego ciało się odprężyło.
Grant dotknął mojego łokcia. Wyszliśmy z pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Potem oparłam się o nie,
zgięta wpół, z twarzą ukrytą w dłoniach. Grant pocałował mnie w głowę. Wyczuwałam, że Posłanniczka stoi
w pobliżu i wpatruje się w nas.
- Usiądz - powiedział. Pokręciłam głową.
- Mnie to też spotkało, ale ja przynajmniej nadal pamiętałam pewne rzeczy. - Chwyciłam mocno jego dłoń. -
Czy możesz mu pomóc?
- Nie wiem - odparł szorstko. -I nie jestem pewien, czy powinienem próbować. Jeszcze nigdy nie widziałem
czegoś podobnego. To tak, jakby fakt, że Jack nim zawładnął, a potem go opuścił, wyrwał dziurę w duszy tego
chłopaka. Mogę wejrzeć w tę dziurę, ale przypomina to oglądanie ludzkich wnętrzności po raz pierwszy, gdy
nie ma się pojęcia o medycynie. Widzi się różne części ciała, ale nie ma się pojęcia, co utrzymuje je razem albo
jaka jest ich rola.
- On ma rację - stwierdziła Posłanniczka, gapiąc się na drzwi sypialni. - To będzie skomplikowane.
Grant obrzucił ją ponurym spojrzeniem.
- Trzeba założyć, że coś takiego już się zdarzało, a Byronowi zawsze udawało się przetrwać. Ale coś w tym
mi nie gra. Nie wiem, co Jack z nim zrobił lata temu.
I dokąd Jack się ulotnił? - zadałam sobie pytanie, rozpaczliwie szukając odpowiedzi. Zerknęłam na Zee.
- Potrafisz go odszukać?
- Ona może - odparł mały demon, wskazując na Posłanniczkę.
Kobieta dotknęła palcami ciężkiej żelaznej obręczy, którą miała na szyi, i popatrzyła na Zee, a potem na
mnie.
- Tak. Mogę go wytropić.
Wytrzymałam jej spojrzenie, wpatrując się badawczo w te zwężone oczy, które teraz były o wiele bardziej
zamyślone niż wtedy, gdy spotkałyśmy się po raz pierwszy i próbowałyśmy się pozabijać, i kiedy ona
przybyła, żeby porwać Jacka.
A może i to zrobiła. Nie ufałam jej. Nie, gdy dotyczyło to mojego dziadka albo Granta.
- Proszę cię - powiedziałam.
Posłanniczka odwróciła wzrok z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Spróbuję.
I znikła, tak po prostu. Gazety spadły na podłogę, poruszone pędem powietrza, jaki wytworzyła. Odetkały
mi siÄ™ uszy.
- Chwilami mam wrażenie, że zaraz zwariuję - powiedział Grant.
- Ja też - mruknęłam. - Co zrobimy z Byronem? Usiadł ciężko na krześle przy kuchennym stole i z gry-
masem na twarzy rozprostował nogę.
- Chyba nie powinienem próbować przywracać mu pamięci. Mógłbym mu jeszcze bardziej zaszkodzić.
Wiem, że jest takie ryzyko.
Moglibyśmy uleczyć tego chłopaka, odezwała się cicho ciemność, przetaczając się pod moją skórą. Moglibyśmy
odnalezć to, co utracone.
Zamknęłam oczy. Grant zapytał:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]