[ Pobierz całość w formacie PDF ]
końca jej wierzy, ale nie zależało mu, żeby całkowicie sprawę
wyjaśnić. - Chodzi mi tylko o to, żebym mógł wywiezć Jokera,
zanim klacz Clema Jamesa będzie się nadawała do pokrycia.
- Nic konkretnego nie mogę ci obiecać, ale się postaram.
- O więcej nie proszę. - Grant poprawił kapelusz na głowie.
- Muszę jechać do miasta po część do traktora. Na razie.
- Uderzył we framugę opaloną dłonią. W progu się zawahał
i przystanął, przytrzymując drzwi ramieniem. - Zapomniałem
ci powiedzieć, Kyle, że rano dzwoniła do mnie mama. Rebeka
wbiła sobie do głowy, że zatrudni prywatnego detektywa, żeby
zbadał przyczynę katastrofy samolotu.
- Myślałem, że to był wypadek, awaria czy coś w tym
rodzaju.
- Wszyscy tak myśleli, ale znasz Rebekę. Wszędzie musi
wetknąć nos i wszystko zbadać osobiście.
Kyle poczuł, że ogarnia go coś w rodzaju przerażenia. Rebeka
była najmłodszą córką Bena i Kate i chociaż z więzów
krwi wynikało, że jest jego ciotką, była tylko kilka lat starsza
od Kyle'a. Pisała powieści kryminalne i zyskała sobie sławę
osoby obdarzonej bujnÄ… wyobrazniÄ….
- Co podejrzewa?
- Kto to wie? Moim zdaniem nie powinna zawracać sobie
tym głowy. Lepiej by było, gdyby zaczęła prowadzić spokojniejsze
życie.
- Tak jak ty?
Grant spojrzał na niego nieprzeniknionym wzrokiem.
- Chodzi mi tylko o to, żebyś nie był zdziwiony, jeśli do
ciebie zadzwoni. Na razie, Kyle. Do zobaczenia, Sam.
Samantha popatrzyła za odchodzącym i na moment się zawahała.
Została sama z Kyle'em, nie pierwszy zresztą raz. Tego
właśnie chciała. Ale czy naprawdę? Kiedy Grant odjechał, nagle
zdała sobie sprawę, że powietrze w domu jest gęste od
emocji. Z trudem oddychała. Przebywanie w tak niewielkiej
odległości od mężczyzny, który kiedyś złamał jej serce, było
czystą głupotą.
- Nie mam bladego pojęcia, dlaczego Kate zostawiła ci
ranczo - odezwała się wreszcie. - Grant albo Rocky...
- Wiem, wiem. Już mi dałaś do zrozumienia, że niemal
każdy z rodziny bardziej by się nadawał niż ja.
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Tak, właśnie tak uważam.
- Nawet Allison byłaby lepsza?
Usta Sam lekko się rozciągnęły na myśl o pięknej, światowej
kuzynce Kyle'a, blizniaczej siostrze Rocky, która była
jakby stworzona do życia w wielkim mieście.
- Nawet Kristina.
- Nie! Tylko nie Kris! - zaprotestował z żartobliwym
przerażeniem Kyle.
- Jak najbardziej! Twoja siostra jest być może rozpieszczona,
ale przynajmniej wie, czego chce od życia! - Sam nigdy
nie ukrywała, co myśli, zwłaszcza przed Kyle'em. - Moim zdaniem,
twoja babka nie była przy zdrowych zmysłach, kiedy ci
zapisywała ranczo.
- NaprawdÄ™?
- I wiesz, co ci jeszcze powiem? - zapytała, rozdrażniona
jego uwodzicielskim uśmiechem.
- Mam przeczucie, że powiesz mi to, czy tego chcę, czy
nie, więc zaczynaj.
Gdy uśmiech Kyle'a stał się jeszcze szerszy, miała ochotę
wymierzyć mu policzek. Drażnił się z nią, chociaż nie była
pewna, czy robi to świadomie. Cóż, sam o to prosi. Z przyjemnością
wygarnie mu, co myśli.
- Nie wytrwasz tu przez pół roku, Kyle. Uciekniesz z podwiniętym
ogonem przed świętami. Jeszcze nigdy nie przeżyłeś
tu zimy, prawda? Czasami wysiada elektryczność i jeśli nie
uruchomisz generatora, musisz palić w kominku, żeby się
ogrzać. %7łeby się dostać do stajni, trzeba brnąć po pas w śniegu,
wodę dla zwierząt trzeba wytapiać i żywić się owsianką, fasolą
z puszki, ziemniakami i jabłkami z piwnicy, jeśli oczywiście
miałeś dość rozsądku, żeby zrobić zapasy. Nie ma telewizji
ani radia, chyba że masz radio tranzystorowe i baterie. %7ładen
pojazd się tu nie przedrze, nawet z napędem na cztery koła.
Jesteś zdany na własne siły w walce z matką naturą, a w twoim
przypadku oznaczałoby to zwycięstwo natury.
- Ile stawiasz?
- SÅ‚ucham?
- O ile się założymy? - Jego oczy patrzyły groznie. Zbliżył
się do niej z surową miną. Poczuła na twarzy jego ciepły oddech.
- Nie muszę się zakładać. I tak wiem, że przegrasz. Nie
odziedziczysz tej posiadłości, ponieważ nie jesteś na tyle wytrwały,
żeby cokolwiek w życiu doprowadzić do końca. Właśnie
dlatego Kate postawiła ci taki dziwaczny warunek. Dobrze,
że zginęła, bo kiedy tylko natkniesz się tu na jakieś trudności,
uciekniesz bez chwili namysłu, a to by ją bardzo rozczarowało.
Patrzyła na niego równie groznym wzrokiem, jakby wyzywała
go na pojedynek. Nagle dostrzegł w jej oczach jakiś przelotny
cień, usta jej zadrżały, jakby desperacko coś chciała
ukryć.
- Przyjechałaś tu, żeby mi to powiedzieć?
- Przyjechałam po swoje rzeczy. - Ruszyła do gabinetu,
ale Kyle chwycił ją za ramię i mocno przytrzymał.
- Nic z tego.
- Puść mnie, Kyle.
- Widzę, że coś cię dręczy, i to bardzo.
Nikt nigdy tak na niego nie działał jak Samantha. Jedno
jej powłóczyste spojrzenie, a topniał jak masło na rozgrzanej
patelni; kilka ostrych słów z jej ust, a on wściekał się i szalał;
cień bólu w jej zielonych oczach, a on miał ochotę zabić tego
drania, który ją skrzywdził.
Samantha uśmiechnęła się z ironią.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]