[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej odwaga i brak skrupułów przy osiąganiu tego, co
sobie zaplanowała.
Lekko ugryzła Raya w dolną wargę, aby poinfor-
mować go, że powinien otworzyć usta. Uśmiechnął się
i odsłonił zęby. Zbyt długo czekał, aby teraz nie
wysłuchać jej poleceń. Bez względu na to, czego zechce
Sydney, wiedział, że okaże jej cierpliwość.
Listewki, z których zmontowano cedrowy leżak,
cicho zatrzeszczały. Delikatna bryza poruszyła kos-
mykami włosów Sydney, łaskocząc nimi twarz Raya.
Poczuł w nozdrzach zapach orzechów kokosowych,
trawy i morskiego powietrza. Niebo nad ich głowami
przysłaniały pierzaste chmury, a księżyc wydawał się
zasłaniać swoją tarczą połowę tropikalnego niebo-
skłonu.
Ray przymknął oczy i powędrował do nieba, siedząc
nieruchomo i rozkoszujÄ…c siÄ™ pieszczotami Sydney.
Całowała go tak, jakby pocałunek był dziełem sztuki;
najwyrazniej sądziła, że im więcej czasu poświęci
metodycznym i systematycznym ćwiczeniom, tym
rozkoszniejsze okażą się skutki. Ray nie miał pewności,
czy jego zmysły są w stanie przyjąć jeszcze większą
dawkę takich czułości.
W jaki sposób mężczyzna miał zapanować nad
pożądaniem, które trawiło go od środka, drwiąc z jego
prób zachowania kontroli nad emocjami i przypomina-
jąc mu, że jest tylko człowiekiem? Ray wpadł w kłopo-
ty, poważne kłopoty, które wydawały się nieunik-
nione.
Spoczywące na jego twarzy palce Sydney okazały
się chłodne, a jej usta, dotykające jego warg, ciepłe.
Język kochanki rozpalał go do czerwoności. Ray przy-
trzymał głowę dziewczyny i pogłębił pocałunek. Sunął
dłonią po jej brzuchu, aż dotarł do biustu. Wydała
z siebie jęk pożądania.
Sydney częściowo zamruczał, częściowo wy-
szeptał prosto w jej usta. Nie dam rady.
Póki co wydaje mi się, że nie masz żadnych
problemów poruszyła biodrami na jego kolanach.
Właśnie o tym mówię.
Przywarł do jej ust, całując ją stanowczo i mocno.
Przerywał pocałunek tylko po to, aby za chwilę go
wznowić. Cały czas się zastanawiał, czy udałoby
się im dotrzeć do jego sypialni bez zwracania na siebie
uwagi.
Muszę wstać z tego leżaka i rozprostować, eee,
nogi.
Poruszała się powoli i delikatnie. Był jej za to
wdzięczny. Gdy stanęła na nogach, dzwignął się i prze-
szedł za Sydney w róg tarasu. Przystanęła dopiero przy
balustradzie, oparła się o nią rękami i zachęcająco
uniosła brodę.
Straciliśmy tyle czasu, nie będąc ze sobą... Ray
urwał i zbliżył się do dziewczyny. Położył dłonie na jej
rękach, delikatnych i kobiecych, a jednak silnych,
a następnie opuścił głowę. Zamierzał dokończyć to, co
przed chwilą zaczęli.
Sydney, Ray? Jesteście tam?
Słysząc krzyki Jessa, Sydney zachichotała, a potem
wymknęła się Rayowi. Popatrzył na podłogę tarasu
u swoich stóp oraz puste miejsce po Sydney. Nie sądził,
aby mógł mu się przytrafić większy pech. W następnej
chwili poczuł jednak na plecach rękę Sydney.
Jesteśmy na górze, Jess zawołała i pochyliła się
blisko Raya, aby wyszeptać: Cierpliwi będą na-
grodzeni?
Czy to pytanie, czy informacja? mruknÄ…Å‚, kiedy
Sydney ruszyła ku schodom.
Ani jedno, ani drugie odparła. Poczekała, aż Jess
wejdzie na górę. Gdy ją mijał, poklepała go po ramieniu
i odwróciła się do Raya. Potraktuj to jak obietnicę!
krzyknęła.
Ray przyglądał się, jak znika jej podskakujący koń-
ski ogon w kolorze blond.
Kobiety mruknął na tyle głośno, aby usłyszał go
niewÄ…tpliwie zaciekawiony Jess.
Rozdział piąty
No dobrze, Sydney. Co jeszcze można tutaj robić?
StojÄ…c przy kuchennym blacie i sÄ…czÄ…c pierwszy
tego dnia kubek kawy, Sydney zerknęła na Douga,
który pałaszował ostatniego omleta z serem i fasolą,
przygotowanego przez Auralie.
Chcesz przez to powiedzieć, że już się znudziłeś?
Gdzie tam. Po prostu tak nasiąkłem wodą po
wczorajszych rozrywkach, że pomyślałem o zwiedza-
niu okolicy. Chciałbym znalezć się w miejscu, które nie
kojarzyłoby mi się z morzem. Muszę przynajmniej
poczekać, aż wyschną mi uszy, w których wciąż
chlupocze woda. Poruszył palcem w uchu.
Zachowujesz siÄ™ jak dziecko.
Siedząca obok Douga Kinsey pokręciła głową. Stopy
opierała na krześle, a kolana przyciągnęła do klatki
piersiowej. W dłoniach trzymała kamionkowy kubek
i sączyła z niego kawę. Po jej plecach spływały dzie-
siątki drobnych warkoczyków, owoc pracy Poe, która
poprzedniego wieczoru pracowicie splatała włosy
przyjaciółki. Wydaje ci się, że coś stracisz, więc
przesadzasz.
CzujÄ™ siÄ™ dzieckiem. Przynajmniej wtedy, gdy
jadę na wakacje. Doug oderwał się od talerza, odchylił
i przeciÄ…gnÄ…Å‚.
Cały czas jesteś dzieckiem. Jeśli mi nie wierzysz,
spytaj swoich kontrahentów. Anton wszedł do
kuchni w samą porę, aby usłyszeć oświadczenie przyja-
ciela. Jak myślisz, dlaczego firma nazywa się Neville
& Storey, a nie Storey & Neville?
Doug uniósł ręce do góry i spojrzał na zbliżającego
siÄ™ partnera.
Wydawało mi się, że zdecydowaliśmy umieścić
mózg przedsiębiorstwa na drugim miejscu w nazwie,
żeby nieco chwały spłynęło na wyrobnika.
Tak jest, nic dodać, nic ująć stwierdził Anton
i potrząsnął krzesłem Douga tak, że omal nie zrzucił
przyjaciela na podłogę.
Doug błyskawicznie odzyskał równowagę, w czym
nieco pomogła mu Kinsey, która rzuciła się ku niemu
i złapała go za nadgarstek, kiedy rozpaczliwie wyma-
chiwał rękami. Zerknął na Antona, pochylił się i ucało-
wał Kinsey prosto w usta. Oszołomiona, przez chwilę
nie mogła dojść do siebie. Doug oblizał wargi i skiero-
wał się do kuchni.
Mmm. Kawa. Chyba siÄ™ napijÄ™.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]