[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Naturalnie. U nas życie jest własnością prywatną nawet po śmierci. Nie
może być więcej ludzi na ziemi? Good. Wujek umiera, zapisuje mi życie i ja
mogę mieć dziecko.
- Ale skÄ…d dwoje, troje?
- Ja mam duży spadek, dużo pieniędzy... Ja wykupuję prawa od jakiejś
biednej rodziny, co ma stary dziadek...
- To paskudne!
- Why paskudne? U mnie dziecko będzie miało lepszy standard niż u nich...
Paskudne, to jak ja wynajmuję gangster, żeby zabił kogoś dla mnie...
- Słyszałem o tym, ale na czym to właściwie polega?
- Gangster, on zabije kogoÅ› w mojej dzielnicy. KogoÅ› bez rodziny. To jedno
wolne życie przechodzi na skarb państwa. Sędzia przyznaje, komu dać to wolne
miejsce, to miejsce na dziecko... Jeśli ja znam sędziego, a on potrzebuje
pieniędzy, to jest łatwa rzecz...
Rozlałem koniak. Oczywiście, słyszy się u nas i czyta dużo o tych zachodnich
praktykach, ale nie przypuszczałem, że to tak wprost, tak na porządku
dziennym.
Problem, jak wiecie, jest ważki. Ludzie żyją sobie po 500 i więcej lat, a
tymczasem liczba mieszkańców ziemi nie może przekroczyć 6 miliardów.
Stajemy się cywilizacją starców. Osadnictwo na okolicznych planetach nie
rozładowuje sytuacji: wystarczy jeden człowiek do nadzorowania kilkuset
maszyn, a zresztą jest tam na razie dość nudno. Mieć dziecko... Marzą o tym
wszyscy. Ale przed tym ktoś musi umrzeć. Umrzeć. Pamiętam z kraju plakaty
Zostań honorowym dawcą życia! , Tylko pasożyt żyje ponad 300 lat . Chwała
Bogu, u nas życie nie jest własnością prywatną, gdy ktoś ginie w wypadku lub
umiera na własne wyrazne żądanie, jego życie, a raczej puste miejsce po nim,
wchodzi w skład ogólnej puli społeczno-populacyjnej i jest, w miarę potrzeby,
przydzielane kolektywnie osobom rokującym najwięcej nadziei na udane
potomstwo.
Nie obyło się bez wypaczeń, afer korupcyjnych. I tak, moim zdaniem,
przydział dzieci dla wyższych urzędników państwowych jest wyższy niż być
powinien... Ale jednak nie ma porównania z zachodnią dżunglą, spowodowaną
prawem własności prywatnej życia...
- Dziwisz się? - zagadnął George. - Ty nie dziw się. Pamiętasz przeszczepy?
Wtedy, gdy ktoś leżał i cierpiał, wynajmowałeś gangster, on robił świeży
nieboszczyk z całkiem zdrowym sercem... Ja nie będę nikogo mordować, ja
legalnie kupiÄ™ prawo na dwoje, troje dzieci...
- A jak się wyda? Jak się wyda, że sędzia wziął pieniądze?
- To jest niedobry interes. To jest kara śmierci.
- Dla ciebie?
- Dla mnie, dla sędziego, dla mojej żony, jeżeli o tym wiedziała...
- Aż tak?
- Tak. Wtedy są trzy wolne miejsca. Mogą być trzy nowe dzieci u kogoś. U
nas nie ma kary więzienia. Tylko śmierć... No, nie zawsze na zawsze.
- To znaczy... hibernacja?
- Tak. Na sto, na dwieście lat. I tu ja mam kłopot. Mój oncle, ten, co już nie
chce żyć, on kiedyś potem by jeszcze chciał. On nie umiera zupełnie, tylko na
200 lat.
- A twoje dziecko? To na jego miejsce?
- To jest kłopot, który ja mam. Jak jego obudzą, dziecko będzie musiało
pójść hibernować... See, Adam, takie młode, 199 lat, co ono z życia użyje?
- Widzisz, George, sądzę, że nasze planowanie centralne jest jednak
słuszniejsze... Czekam na przydział, zgoda, ale gdy go otrzymam, nikt mi już
dziecka nie odbierze.
- No, no!... Nie lubię ten ustrój... Kiedy ja będę chciał umrzeć, chcę, żeby mój
syn, mój wnuk, a nie ktoś obcy... To jest moje życie...
Tak. Dzieliła nas różnica pojmowania wartości społecznych. Bariera
utrwalona, nie do przebicia. Społeczeństwa zachodnie degenerują się, tracą
zdolności i siły witalne, bo prawo rozmnażania się jest tam dla najbogatszych,
nie dla najwartościowszych. Mój sklepik, moje dolary, moje życie - nawet po
śmierci... To ich wykończy...
Swoją drogą na przydział czekam już za długo. Na moim stanowisku, z moją
pozycją... Ktoś tam musi utrudniać...
Dobrze, że dziadka Bronki namówiłem wreszcie na te rajdy samochodowe
(to teraz wielka moda - niebezpieczne sporty dla old-boy ów). A w razie czego w
Radzie Dzielnicowej mam Andrzeja... Powinien mi to załatwić. Sam się już
dochrapał blizniaków.
- Look, Adam! - George maślanym wzrokiem spoglądał w kierunku baru.
- A red child. Tam jest dziecko!
Rzeczywiście było. Dosyć nieznośne, należące do jakiejś sympatycznej pary
niemieckiej czy skandynawskiej. Biegało, broiło, pluło... jak to dziecko.
Spojrzenia pasażerów biegły radośnie i ciekawie za brzdącem, badawczo i
podejrzliwie spoczywały na rodzicach: podróżowali z nami jacyś bardzo bogaci
lub bardzo ustosunkowani ludzie. A może ów jasnowłosy, blady ojciec to
geniusz? Nagroda Nobla daje prawo do dwojga dzieci nielimitowanych... Pętak
wybrał Georga, by mu się wdrapać na kolana. Ten kwitł z rozkoszy.
- Ja chcę mieć dziecko like this... Ja muszę, rozumiesz?
Męczyłem się. Pieniądze, tylko pieniądze decydowały u tych ludzi o tym
najrzadszym, najwspanialszym wyróżnieniu - o posiadaniu potomstwa... Jeżeli
nie dostanę przydziału, nie będę żałował: widać jest ktoś mądrzejszy, lepszy...
czyjeÅ› geny zaprogramujÄ… bogatszego osobnika... Oni tego nie rozumiejÄ….
Myślą tylko o przekazaniu swoich genów, swojej sztuki życia, swoich
doświadczeń... W życiu nie byłem takim patriotą, jak w tej chwili. Dziecko, na
które nie dostanę przydziału, będzie i tak własnością społeczeństwa, narodu,
moją... będzie to wybrany z wybranych: geniusz matematyczny, wirtuoz,
genialny ekonomista czy astronom... Moja ofiara nie pójdzie na marne...
A jednak dzieciak był fajny. Jadł pomidora i wypluwał skórki na marynarkę
wniebowziętego Georga.
- Nie przeszkadza panu? - spytała miła, tęgawa mama.
- Wprost przeciwnie, jak najbardziej, absolutnie nie... - bełkotał mój
towarzysz.
Nagle chłopiec (bo chyba był to chłopiec) znieruchomiał pobladł i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]