[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ona umie sama o siebie zadbać - wyszeptał Zachary, ale echo i tak odbiło jego głos.
- %7łartujesz? - powiedziałam.
Zachary łypnął na mnie, a ja wzruszyłam ramionami. Czasami nie mogę się
powstrzymać. Winter spojrzał na mnie, jego twarz wyglądała jak wykuta z marmuru - i
równie beznamiętna. Zdradzały go tylko oczy. Pan Macho.
- Chodzcie - powiedział. Odwrócił się, nie czekając, by ujrzeć; czy za nim pójdziemy.
Poszliśmy.
Poszłabym za nim wszędzie, pod warunkiem, że będzie szedł pod górę. Nic, dosłownie
nic nie zmusiłoby mnie do powrotu na dół. Nigdy nie zrobiłabym tego z własnej woli.
Oczywiście, były jeszcze inne opcje. Wlepiłam wzrok w szerokie plecy Wintera. Tak, jeśli
nie chcesz zrobić czegoś po dobroci, zawsze są inne opcje.
69
14
Schodami dotarliśmy do prostokątnej komnaty. Z sufitu zwieszała się pojedyncza
żarówka. Nigdy nie sądziłam, że blask jednej żarówki może być aż tak piękny, ale tak
właśnie było. To znak, że zostawiliśmy podziemną salę koszmarów za sobą i zbliżaliśmy
się do realnego świata. Byłam gotowa powrócić do domu.
W kamiennym pomieszczeniu znajdowało się dwoje drzwi - jedne przed nami, drugie po
prawej. Przez te na wprost nas dochodziła muzyka. Głośna, natarczywa muzyka
cyrkowa. Drzwi otworzyły się, dzwięki otoczyły nas niczym niewidzialny kokon. Dokoła
królowały krzykliwe barwy, roiło się od ludzi. Dostrzegłam napis - Tunel Strachu .
Wesołe miasteczko wewnątrz budynku. Wiedziałam, dokąd trafiłam. Do Cyrku
Potępieńców.
Pod Cyrkiem sypiały najpotężniejsze wampiry w tym mieście. To było coś, o czym się nie
zapominało.
Drzwi zaczęły się zamykać, tłumiąc muzykę i odcinając nas od migoczących, barwnych
neonów. Spojrzałam w oczy nastolatki, która usiłowała zajrzeć w głąb przejścia. Drzwi
zamknęły się z trzaskiem.
O drzwi oparł się mężczyzna. Był wysoki, szczupły, ubrany jak hazardzista z dawnego
parostatku. Fioletowy surdut, koronki pod szyjÄ… i z przodu koszuli, proste czarne spodnie
i buty. Jego oblicze ocieniał kapelusz o prostym rondzie, a spod złotej maski wyzierały
jedynie usta i podbródek. Przez otwory w masce spojrzały na mnie ciemne oczy.
Powiódł językiem po wargach i zębach - miał kły, był wampirem. Dlaczego to mnie nie
zdziwiło?
- Już się bałem, że cię nie spotkam, Egzekutorko. - W jego głosie pobrzmiewał silny
południowy akcent.
Winter zrobił krok, aby stanąć pomiędzy nami. Wampir zaśmiał się ochryple.
- Mięśniak sądzi, że może cię ochronić. Czy mam rozerwać go na kawałki, aby
udowodnić, że się myli?
- To nie będzie konieczne - odparłam.
Obok mnie stanÄ…Å‚ Zachary.
- Poznajesz mój głos? - zapytał wampir.
Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Minęły dwa lata. Aż do tej pory nie wiedziałem, że jesteś Egzekutorką. Sądziłem, że nie
żyjesz.
- Czy mógłbyś przejść do rzeczy? Kim jesteś i czego chcesz?
- Taka niecierpliwa, taka nerwowa, taka ludzka. - Uniósł dłonie przyobleczone w
rękawiczki i zdjął kapelusz. Złotą maskę okalały krótkie kasztanowe włosy.
- Proszę, nie rób tego - rzekł Zachary. - Mistrzyni poleciła mi odprowadzić tę kobietę całą
i zdrowÄ… do samochodu.
- Nawet włos jej z głowy nie spadnie... w każdym razie nie dzisiaj.
Szczupłe dłonie usunęły maskę. Lewą stronę twarzy pokrywały blizny, bruzdy i fałdy.
Wyglądała jak roztopiona. Tylko brązowe oko pozostało żywe i nietknięte, otoczone
70
fałdami różowobiałych, bliznowatych tkanek. Tak wyglądają oparzenia po kwasie. Tylko
że to nie był kwas. To była woda święcona.
Przypomniałam sobie, jak jego ciało przyszpiliło mnie do ziemi. Jak jego zęby
rozszarpywały moje ramię, gdy usiłowałam nie dopuścić, by rozpłatał mi gardło. I jak
ostry wydał mi się trzask kości, gdy się przez nią przegryzł. Jak krzyczałam. Jak jego
ręka odchyliła mi głowę do tyłu. Szykował się do kolejnego ataku. Czułam się taka
bezradna. Nie trafił w szyję, w sumie nie wiem dlaczego. Jego zęby zagłębiły się w moim
ciele wokół obojczyka i zgruchotały go. Zaczął chłeptać moją krew jak kot śmietanę.
Złamane kości jeszcze wtedy nie bolały - szok. Już nic nie czułam, już się nie bałam.
Umierałam. Prawą ręką sięgnęłam w bok i tam, wśród traw, odnalazłam coś gładkiego,
szklanego. Fiolkę z wodą święconą, wyrzuconą z mojej torby wraz z resztą zawartości
przez na wpół ludzkich sługusów wampira. On sam nawet na mnie nie spojrzał. Przyssał
się do rany. Językiem badał wyszarpany przez siebie otwór w ciele. Jego zęby zgrzytnęły
na obnażonej kości i wtedy krzyknęłam przerazliwie.
Zaśmiał się, wtulając twarz w moje ramię, śmiał się, zabijając mnie. Kciukiem otworzyłam
fiolkę i chlusnęłam zawartością w jego twarz. Ciało zaczęło wrzeć i topić się. Jego skóra
pokryła się bąblami i popękała. Ukląkł nade mną, przyciskając dłonie do twarzy i wyjąc.
Sądziłam, że został uwięziony w domu, który puściłam z dymem. Chciałam jego śmierci,
życzyłam mu jej. Pragnęłam uwolnić się od tych wspomnień, odrzucić je od siebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]