[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w swoim pokoju na mojej kochanej wersalce, przykryć mięciutkim kocem,
zapalić małą lampkę i poczytać wiersze Emily Dic-Idnson. Miało być jak zawsze,
łącznie z Miką rozciągniętą na dywaniku i mruczącym Filipem przy boku.
Tymczasem czekała mnie niespodzianka - pani Firlejowa. Siedziała z mamą przy
stole, a prawie pełne szklanki herbaty świadczyły, że wizyta nie trwała długo.
- Dobrze, że jesteś. Usiądz z nami - powiedziała mama. Dopiero teraz zauważyłam,
że pani Firlejowa ma zaczerwienione oczy
- Tak, słucham?
- Ach, powiedz, Karla, powiedz, tak z ręką na sercu, powiedz, co się stało? -
wybuchła pani Firlejowa, łkając.
- Nie rozumiem, o co pani chodzi. - Przypuszczałam, że rzecz dotyczy Miłosza, lecz
nie rozumiałam, na czym miałoby polegać moje wyjaśnienie.
- Dlaczego go porzuciłaś? No powiedz dlaczego? Miłoszek tak był za tobą... Tak cię
kochał... Byłaś dla niego wszystkim.. . Jak mogłaś? On jest taki wrażliwy... Taki
nieodporny na ciosy... Boże, gdzie on teraz jest? Może zrobił sobie coś złego? Może
zrozpaczony błąka się gdzieś, jeden Bóg wie gdzie? Oj, Karla, Karla, coś ty narobiła?
Patrzyłam oszołomiona. Wersja pani Firlejowej daleko odbiegała od prawdy i
wymagała natychmiastowego sprostowania, lecz przecież nie mogłam powiedzieć, że
jej syn jest gejem, a nasz romans był zwykłą lipą. Zresztą, wątpiłam, czy
uwierzyłaby, poza tym wolałam oszczędzić takich rewelacji mamie, więc szukałam
najwłaściwszych słów, żeby nie kłamiąc, uniknąć prawdy
- Zapewniam panią, nie zrobiłam niczego, co miałoby wpływ na decyzję Miłosza - na
okrągło, bo na okrągło, podje, łam próbę obrony
- Wiem o twojej rozmowie z Marzeną. Wszystko, wszystko mi powtórzyła. Chyba
nie uwierzyłaś w te jej obrzydliwe insynuacje? Powiedz.
- Ależ skąd! - Spojrzałam na mamę z obawą, że zażąda rozwinięcia tematu, lecz
mama na szczęście puściła nasze słowa mimo uszu.
- Więc dlaczego, dlaczego go zostawiłaś?
- Tak po prostu wyszło.
- Boże, mój Boże! - Pani Firlej owa zasłoniła twarz dłońmi i kiwając się na boki,
wybuchła płaczem, lecz takim okropnym, histerycznym, brzmiącym jakoś tak
kaskadowo, szcze-kliwie, jakby coś to przytykało, to odtykało jej głośnię. Raz po raz
z jękliwym wdechem uzupełniała zapas powietrza w płucach, a towarzyszył temu
taki grymas ust, że widziałam na trzonowych zębach zaczepy protezy jej dolnej
szczęki. Wszystko to razem było tak niespodziewane i tak wstrząsające, że po
przydługiej chwili osłupienia mama pobiegła do apteczki po jakieś uspokajające
kropelki, ja po wodÄ™ do popicia.
- Będzie dobrze, będzie dobrze. Niech pani zażyje lekarstwo. Płacz niczego nie
rozwiąże, powinna pani pomyśleć raczej o jakimś racjonalnym rozwiązaniu. Trzeba
zgłosić zaginięcie syna, policja raz-dwa go znajdzie. Pomożemy pani załatwić
formalności.
Pani Firlej owa powoli wróciła do siebie.
- Byłam już na policji. Powiedzieli, że jest pełnoletni i dopiero po trzech dniach
nieobecności wpisują na listę zaginionych. A jak pokazałam im kartkę, uznali, że o
żadnym zaginięciu nie ma mowy.
- Jaką kartkę? - spytałyśmy z mamą równocześnie.
114
- No, tę, co przysłał z Okęcia. Napisał tak: Kochani Rodzice, wyjeżdżam na dłużej.
Bądzcie o mnie spokojni. Wkrótce się odezwę. Kocham Was. Miłosz. I tylko na tej
podstawie policja zbagatelizowała sprawę. A tłumaczyłam, że chłopak był w szoku,
że wielka rozpacz pchnęła go do nierozważnego czynu, bo przecież nie wziął ze sobą
żadnych pieniędzy nic, no nic.
- Ani dowodu osobistego? Ani paszportu? - zdziwiła się mama.
- Wziął plecak, lecz co mu z plecaka, gdy ani gdzie spać, ani co zjeść?
Byłam wewnętrznie rozdarta. Z jednej strony wzruszała mnie do łez rozpacz pani
Firlej owej, rozumiałam jej ból i niepokój o syna, z drugiej uwierało, że w jej pojęciu
ja ponoszę za to winę. Sytuacja przerosła mnie emocjonalnie: ani nie potrafiłam
znalezć odpowiednich słów pocieszenia, ani sensownie się usprawiedliwić. Na
szczęście mama zachowała zimną krew
- Teraz młodzi tacy już są, pani Firlejowa. Zwiat ich nie przeraża i doskonale radzą
sobie w każdych okolicznościach. Miłosz jest przecież rozsądnym chłopcem. Być
może już dawno postanowił wyjechać, jednakże z obawy przed pani protestem
postanowił działać metodą faktów dokonanych.
Przez cały czas przytakiwaniem sygnalizowałam, że podzielam tę opinię.
- Ależ on w tym roku ma zdawać maturę - przypomniała sobie pani Firlejowa.
- Więc z pewnością opamięta się i wróci. Przynajmniej taką trzeba mieć nadzieję.
- Marzena mówiła, że on kogoś ma w Holandii, czy wiesz kogo? - pytanie zostało
skierowane do mnie.
- Wspominał o jakichś przyjaciołach - liczba mnoga miała bardziej neutralną
wymowÄ™.
- Daj Boże, żeby to byli porządni ludzie. Znasz ich adresy?
- Niestety nie.
Sytuacja zdawała się być opanowana. Pani Firlejowa wytarła łzy chusteczką wyjętą z
rękawa swetra, westchnęła głęboko i, ku naszemu zaskoczeniu, zmieniła temat.
- Bo wiecie, nam siÄ™ bardzo zle powodzi. Bardzo zle.
- Rozumiem - powiedziała ze współczuciem mama.
- Dlatego, Karla, zwróć mi te pieniądze, które pożyczyłam Miłoszkowi na wstęp.
Chyba cała krew uciekła mi w pięty, a w gardle wyrosła gula wielkości arbuza. Nie
mogłam wydusić z siebie jednego słowa.
- Przepraszam, o jakich pieniądzach pani mówi? - zainteresowała się mama.
- No, o tych, które Miłoszek zapłacił za bilet wstępu. Całe dwieście złotych, proszę
pani, a skoro na balu go nie było, nie jadł, nie pił, nie tańczył, powinien otrzymać
zwrot pieniędzy no nie?
- Dobrze rozumiem, że pani syn umówił się z moją córką na sylwestra i nie
przyszedł?
- No przecież mówiłam pani wyraznie: wyjechał przed Nowym Rokiem. Dokładnie
trzydziestego pierwszego rano widziałam go po raz ostatni. A czwartego stycznia
dostałam tę kartkę.
- Potwierdza pani, że syn dopuścił się wobec Karli takiej podłości? %7łe postawił ją w
tak niezręcznej sytuacji, i jeszcze żąda pani od niej pieniędzy?
Głos mamy był zimny i ostry, jednakże pani Firlejowa była głucha na wszelkie
niuanse. Nie pojmowała też, że jeżeli nawet wcześniej wzbudzała współczucie, teraz
utraciła je bezpowrotnie, więc nadal spoglądała na mamę łzawo-żałościwym
wzrokiem.
- No, bo niby z jakiej racji Miłoszek ma płacić za coś, czego nie skonsumował?
116
- Proszę zatem się udać do organizatora balu.
- A czy to organizator namówił Miłoszka na bal, żebym do niego szła?
- Dziękujemy pani za wizytę. - Mama wstała. Ja też. Pani Firlej owej nie pozostało
nic innego, jak pójść w nasze ślady
- Biednemu zawsze wiatr w oczy - rzuciła jeszcze płaczliwie, licząc zapewne na jakiś
spózniony odruch litości, lecz wywołała tym odwrotny skutek, mama zmarszczyła
gniewnie brwi.
- Nawet największa bieda nie zwalnia nikogo od przyzwoitości. Przekroczyła pani
wszelkie granice.
- Udławcie się moją krzywdą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]