[ Pobierz całość w formacie PDF ]
napięte jak wówczas, kiedy kuląc się w ciasnej kabinie myśliwca typu TIE uciekała, by ocalić
życie. Z jakiegoś powodu nie potrafiła zapomnieć o tamtych chwilach. Tego dnia po raz
pierwszy w życiu walczyła jak prawdziwy rycerz Jedi. Jej przeciwnikiem był inny Jedi,
posługujący się siłami ciemnej strony.
Przecież właśnie temu celowi miało służyć całe dotychczasowe szkolenie.
Kiedy wahadłowiec Calrissiana w końcu znieruchomiał na lądowisku, dziewczyna nie
traciła czasu na zbędne formalności. Opuściła szybko pokład, podbiegła do wuja i rzuciła się
w jego objęcia.
- Udało ci się! %7łyjesz! - krzyknęła, czując uniesienie i wielką ulgę.
- Witaj, Luke u, stary kumplu - odezwał się Lando. - Przyleciałem, żeby choć trochę
pomóc, ale widzę, że doskonale sobie radzisz i panujesz nad całą sytuacją.
- Mimo to przyda mi się twoja pomoc, Lando - odparł Skywalker. Odwzajemnił uścisk
Jainy. - Obawiam się, że niektórzy z nas nie mieli tyle szczęścia - dodał poważnie.
Dopiero wówczas Jaina uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, jak układały się losy
bitwy na powierzchni księżyca. Przygryzła dolną wargę i potoczyła wokoło nieprzytomnym
spojrzeniem. Miała nadzieję, że dostrzeże gdzieś Jacena, Tenel Ka i młodego Wookiego.
Na widok tego, co zobaczyła, ogarnęło ją przerażenie. Spostrzegła, że żaden uczeń
akademii Jedi nie uniknął ran albo obrażeń. Kilkoro młodych rycerzy Jedi utykało. Prawa
ręka Tionny zwisała na temblaku, a srebrzystosiwe włosy instruktorki były osmalone.
Niektórzy uczniowie mieli tylko zadrapania i siniaki, ale inni odnieśli poważniejsze rany.
Jaina zdumiała się, kiedy zauważyła Raynara. Twarz chłopca pokrywało błoto, a
krzykliwa szata rozdarta i poplamiona chyba rzecznym szlamem. Chodząc między rannymi
kolegami i koleżankami, młody uczeń opatrywał rany i pomagał, jak umiał. Sprawiał
wrażenie smutnego i przygnębionego.
Kiedy dziewczyna zwróciła uwagę na pacjentkę, którą właśnie się zajmował, zbladła i
rzuciła się ku niej. Tenel Ka leżała, chyba trawiona wysoką gorączką. Wyglądało na to, że
straciła sporo krwi. Miała głęboką ranę ciętą, biegnącą przez czoło i zaczynającą się nad
jednym szarym okiem. Inna rana cięta, trochę płytsza, szpeciła niemal całe udo i kończyła się
tuż powyżej kolana.
Raynar klęczał u boku dziewczyny i darł na paski materiał stosunkowo czystej szaty
spodniej. Jaina zrobiła z resztek coś w rodzaju tamponu. Zamierzając powstrzymać dalszy
upływ krwi, przyłożyła go do rany na czole. Tymczasem Raynar zaczął bandażować ranę na
nodze.
Jaina rozejrzała się po polanie, wypatrując Jacena. Dopiero teraz zauważyła, że kilka
metrów dalej, cicho jęcząc i trzymając się za bok, leży w trawie Lowie.
W różnych miejscach na skraju polany Tionna, Luke i Lando pomagali innym rannym
uczniom, leżącym albo siedzącym na murawie. Nigdzie jednak nie było widać Jacena.
- Lowie, jak się czujesz? - zapytała Jaina.
Młody Wookie mruknął coś zdawkowo i machnął ręką, jakby chciał powiedzieć, żeby
dziewczyna skończyła najpierw opatrywać rany wojowniczki z Dathomiry.
- Och, pani Jaino! Dzięki niech będą niebiosom, że wreszcie pani się zjawiła! -
krzyknął Em Teedee. Piskliwy głosik miniaturowego androida-tłumacza zabrzmiał jednak
bardzo dziwnie, inaczej niż zazwyczaj. Jaina zauważyła, że kratka osłaniająca niewielki
głośnik jest wgnieciona. - Po prostu nie może pani mieć pojęcia, przez co przeszliśmy
wszyscy troje. Pan Lowbacca i pani Tenel Ka musieli skakać z bojowej platformy, ponieważ
nie zamierzali stracić życia w wyniku eksplozji. Mieli szczęście, gdyż platforma kilka chwil
pózniej i tak zniknęła w odmętach rzeki.
Kiedy lądowaliśmy na drzewie, pan Lowbacca zdołał uchwycić się jakiegoś konaru,
ale pani Tenel Ka uderzyła głową o wystającą gałąz. Obijając się o pień, zaczęła spadać coraz
niżej, ale pan Lowbacca natychmiast zanurkował, pragnąc ją ocalić. Pochwycił jej rękę i
zapobiegł katastrofie w ten sposób, że wylądował brzuchem na szerokim konarze.
Zapewniam, pani Jaino, że zachował się jak bohater. Rzecz jasna, nie jestem medycznym
androidem, ale obawiam się, że pan Lowbacca ma złamaną i przemieszczoną kość ramienia
oraz pęknięte co najmniej trzy żebra.
Raynar zmienił opatrunek na głowie Tenel Ka, a potem, pragnąc go unieruchomić,
zaczął owijać bandażem.
- Możesz iść - odezwał się do Jainy, kiwając zarazem głową w stronę Lowbaccy. -
Sam skończę.
Kiedy na polanę weszło dwóch innych rannych uczniów Jedi, Jaina popatrzyła na
nich, w nadziei, że może ujrzy brata. %7ładen jednak nie był nawet podobny do Jacena.
- Czy nie widziałeś gdzieś mojego brata? - zwróciła się do Raynara. Podeszła do
Lowiego, zamierzając obejrzeć jego obrażenia. - On i stary Peckhum polecieli
Piorunochronem , żeby wysłać sygnał alarmowy i wezwać posiłki. Powinien był już dawno
wrócić.
Chłopiec zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- No cóż... - powiedział, jakby starając się przypomnieć sobie, co się wydarzyło. -
Widziałem towarowy transportowiec... Piorunochron - dodał po chwili. - Chyba został
zestrzelony przez jakiś myśliwiec typu TIE.
Jaina zachłysnęła się powietrzem.
- Czy widziałeś, że eksplodował w powietrzu albo roztrzaskał się podczas lądowania?
- zapytała, kiedy przyszła do siebie.
Raynar odwrócił głowę i popatrzył w inną stronę.
- Nie widziałem - odparł cicho. - Wyglądało na to, że statek jest uszkodzony i ma
spore kłopoty z utrzymaniem się w powietrzu... - Wzruszył ramionami, jakby czuł się
skrępowany. - Tak czy owak, to wszystko miało miejsce dawno, na początku bitwy.
Jaina przygryzła dolną wargę i zamknęła oczy. Starając się odnalezć Jacena, wysłała
wici Mocy.
- Nie umarł - stwierdziła w końcu. - Nie jestem jednak w stanie powiedzieć nic więcej.
Nie wyczuwam natomiast obecności starego Peckhuma. Nie umiem nawiązać z nim takiej
więzi jak z Jacenem. Wiem tylko tyle, że mój brat przebywa gdzieś tam... z daleka od polany.
Na pyzatej, ale dziwnie poważnej twarzy Raynara pojawił się szczery uśmiech.
- To dobrze - oznajmił chłopiec. - Bardzo dobrze.
- To chyba już ostatni, jak mi się zdaje - odezwał się Lando, klękając obok Jainy. - Jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]