[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Słowa zraniły Relina głęboko, docierając do dna jego duszy niczym echo rozterek
związanych ze szkoleniem Dreva.
Saes musiał to dostrzec w wyrazie jego twarzy.
- Ach, widzę, że targają tobą wątpliwości - zakpił. - Masz rację. Nigdy nie jest zbyt pózno,
żeby zawrócić. Dołącz do mnie, Relinie. Przedstawię cię mistrzowi Sadowowi...
- Wybacz, ale nie skorzystam - wpadł mu w słowo Relin.
- Trudno - odparł Saes i sięgnął do sakwy u pasa. - Pozwolisz?
Relin był na to przygotowany. Kiwnął przyzwalająco głową.
Saes wyciągnął białą maskę pamięci i założył ją. Przylgnęła do twarzy Sitha, przybierając
kształt czaszki erkusha, jednego z największych drapieżników na jego ojczystej Kalee.
- Dawniej nosiłeś maskę z prawdziwej kości - zauważył Relin.
- Zachowuję ją tylko na specjalne okazje - warknął Saes i zaatakował.
Teraz: 41,5 roku po bitwie o Yavina
Statek Jadena wyskoczył z nadprzestrzeni i komputer nawigacyjny automatycznie rozjaśnił
iluminatory kabiny, a R6 potwierdził współrzędne. Korr sprawdził dane wyświetlane na ekranie
pokładowego komputera. Pokonali bez niespodzianek spory kawałek galaktyki i wyszli z
nadprzestrzeni na skraju Nieznanych Rejonów.
- Dobra robota, Arsix - pochwalił swojego mechanicznego przyjaciela.
W przestrzeni wisiała Fhost, odwrócona ku nim ciemną stroną. Jedi dostrzegał tylko satelity
pogodowe i komunikacyjne rozmieszczone tu i ówdzie na orbicie. Jak wiele światów położonych na
krańcach Rubieży, Fhost nie miała doków orbitalnych i przetwórczych ani systemów obrony
planetarnej. Sojusz Galaktyczny trzymał ręce z dala od prowincji. Mieszkańcy na Fhost byli zdani
sami na siebie.
Jadena ogarnęła nagle silna tęsknota, pragnienie rzucenia wszystkiego i rozpoczęcia życia
od nowa na jakimś dzikim, wolnym świecie, takim jak Fhost, gdzie nie obowiązywała biurokracja i
bezsensowne przepisy... Miał jednak dość samodyscypliny, żeby rozpoznać to uczucie niemal
natychmiast: pragnął uciec od przeszłości, nie zaś rozpocząć nowe życie.
Włączył silniki jonowe zmodyfikowanego Z-95 i okrążył powoli planetę, obniżając pułap
lotu. Kierował się ku dziennej stronie, dopóki nie zobaczył na linii horyzontu lśniącego łuku słońca
systemu.
- Sprowadz nas na orbitę geostacjonarną, Arsix - nakazał robotowi, który sprawnie wykonał
jego polecenie.
Jaden wyjrzał przez okno kabiny i patrzył, jak planeta obraca się niespiesznie, wychodząc
na spotkanie nowego dnia. Wkrótce kabinę myśliwca wypełniło światło. Pełzło wciąż dalej po
powierzchni planety, rozświetlając feerią barw narzutę chmur dryfujących ponad rozległymi
połaciami czerwonych, pomarańczowych i brunatnych pustyń, błękitną plamą oceanu i zębami
górskiego pasma, ciągnącego się przez cały główny kontynent. Jaden miał wrażenie, że widzi
powolne odsłanianie niezwykłego dzieła sztuki, rzezby stworzonej z lądu i wody, cudownej w
swoim odosobnieniu, wirującej w wiecznej wędrówce przez pustkę kosmicznej przestrzeni. Zawsze
przed postawieniem stopy na planecie starał się zobaczyć ją z orbity. Nie miał pojęcia, dlaczego
-może po prostu chciał zapamiętać jej piękno z tej perspektywy, na wypadek gdyby z bliska okazała
się mniej atrakcyjna?
Przed oczami stanął mu widok Korelii oglądanej ze stacji Centerpoint, kiedy prowadził swój
oddział przez labirynt jej metalowych korytarzy.
Odsunął to wspomnienie od siebie, krzywiąc się boleśnie. Nie mógł zapomnieć, że decyzje
podjęte przez niego na Centerpoint zatruwały nawet te nieliczne chwile przyjemności, jakie dawało
mu podziwianie piękna.
Marszcząc czoło błądził wzrokiem wśród miriadów gwiazd lśniących na niebie Nieznanych
Rejonów.
- Tam będą smoki - mruknął pod nosem, uśmiechając się do siebie.
R6 pisnął pytająco.
- Nic takiego. Kyle kiedyś tak powiedział - wyjaśnił Jaden.
To, czego szukasz, znajduje się w czarnej dziurze na Fhost.
Najludniejszym miejscem na Fhost było Farpoint. Właśnie tam zacznie swoje poszukiwania
i spróbuje się dowiedzieć, w jaki sposób coś mogło mieć swój początek w mroku czarnej dziury.
Zamierzał udawać złomiarza, handlującego starymi imperialnymi rupieciami. Fakt, że pilotował Z-
95, przyda mu tylko wiarygodności.
- Powiedz mi, Arsix, dlaczego wciąż latam tym starym gruchotem?
Robocik zaświergotał w odpowiedzi, chociaż Jaden tak naprawdę nie potrzebował jego
wyjaśnień. Latał Aowcą Głów z tego samego powodu, dla którego nadal nosił przy sobie stary
miecz świetlny.
- Ustaw komunikator na standardową częstotliwość kontroli planetarnej.
R6 zaszczebiotał krótko i spełnił polecenie.
- Farpoint, tu Strudzony Wędrowiec , proszę o zgodę na lądowanie - przemówił do
mikrofonu.
Minęła długa chwila, podczas której w ciszy kabiny rozbrzmiewały tylko wyładowania na
linii. Kiedy miał już powtórzyć żądanie, ktoś odpowiedział na jego zgłoszenie:
- Strudzony Wędrowcze , możesz lądować. Za chwilę otrzymasz współrzędne. Czy to,
czym lecisz, to Z-95? Jakim cudem doczepiłeś do tego złomu sanie z hipernapędem? To
nieprawdopodobne, że takimi antykami ktoś jeszcze lata!
- Wciąż na chodzie, Farpoint - rzucił Jaden ze śmiechem. - Chociaż macie rację, nie jest to
ostatni krzyk mody.
Z głośnika komunikatora dobiegł gromki śmiech.
- Droga wolna, Wędrowcze . Sprowadz tę ptaszynę na ziemię.
Drapieżnik wszedł na orbitę Fhost i Kell obrzucił krytycznym spojrzeniem płaszczyzny
pustyń pokrywających planetę. Plamy brązu i beżu, poprzetykane smugami czerwieni i czerni,
upodabniały powierzchnię do ciała pokrytego bliznami, sińcami i otwartymi ranami. Anzata
dryfował przez jakiś czas nad Fhost, ukryty przed czujnikami słabych urządzeń skanujących
planety. Po raz ostatni zapoznawał się z informacjami na temat obcego świata.
Oprócz kilku osad na odległych krańcach pustyń planeta miała tylko jedno gęściej
zaludnione centrum - Farpoint, o populacji wahającej się w granicach trzech i pół tysiąca istot. Kell
zmarszczył czoło, uświadamiając sobie, że w takich warunkach będzie musiał utrzymać swój
sposób odżywiania w tajemnicy. Z drugiej strony, mała populacja ograniczała zakres jego
poszukiwań. Przy jego umiejętnościach zebranie potrzebnych informacji nie zajmie mu dużo czasu.
Przypomniał sobie wizję ukazaną mu przez Wyyrloka - lodowy księżyc zawieszony na tle
błękitnego gazowego olbrzyma, niebo stojące w płomieniach... Zapatrzył się w gwiazdy, na tle
których wirowała Fhost, na bezdroża systemów Nieznanych Rejonów. Księżyc z wizji mógł być
wszędzie.
Wyyrlok chciał, żeby poszukać znaku. Kell miał inny pomysł. Będzie szukał Jedi. Kiedy
wyobraził sobie aromatyczną zupę Jedi, jego ssawki zadrżały spazmatycznie w kieszonkach
policzkowych. Na samą myśl o esencji życiowej tego, który zapewni mu objawienie, poczuł ssanie
w żołądku.
Wbił wzrok w iluminator i patrzył, jak linia nocy zakrada się coraz dalej, pożerając
pustynie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]