[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No nie, ale...
- Prawdę mówiąc, uważam, że jesteś nieprawdopodobnie kobieca -
zapewnił.
I jedną z tych najbardziej ujmująco kobiecych cech był rumieniec, który
pojawił się na jej twarzy.
Pomiędzy Long Island a Manhattanem zdołał wygrzebać z pamięci nazwy
kilku tanich i zabawnych sklepów w Soho. Po odwiedzeniu piątego sklepu i
przymierzeniu ósmej pary dżinsów postanowił położyć temu kres i zagroził, że
kupi następną parę, którą przymierzy, niezależnie od tego, czy będzie na niego
pasować.
Amy ustąpiła niechętnie. Doskonale się bawiła. Wyglądał zupełnie
inaczej w dżinsach. Wydawał się młodszy. Niebezpiecznie seksowny, bardziej
przystępny.
Zabrała ze sobą pieniądze i wręczyła mu, zanim opuścili Long Island,
więc nie miała poczucia winy, gdy kupił jej lody, a potem zabrał na lunch, który
zjedli w pośpiechu, bo chciała zwiedzić jak najwięcej, zanim będą musieli
wracać.
Z rozbawieniem zauważył, że pytała o wszystko i wszystkich. Na nim
uroki Nowego Jorku nie robiły już wrażenia. Prawdę mówiąc, niemal ich nie za-
uważał, więc miło było spojrzeć na nie świeżym okiem.
- Czy marzyłeś kiedyś, by mieszkać w Nowym Jorku zamiast w tym
domku na terenie cudzej posiadłości? - spytała w pewnej chwili i Rafael
- 54 -
S
R
pomyślał o swoim wspaniałym apartamencie na ostatnim piętrze, z widokiem na
Central Park. Odezwało się w nim poczucie winy, więc szybko zmienił temat.
Przypomniał, że już czas, aby wypełniła swoją część umowy, a potem
zabierze ją na kolację. Tym razem nalegała, że ona zapłaci, zadowolona, że
zabrała ze sobą kartę kredytową.
- Nie mam dość pieniędzy, by zabrać cię do restauracji, do której pasuje ta
sukienka - powiedziała z wahaniem, bo elegancka, ciemnoczerwona suknia na
ramiączkach była niezwykle szykowna. I taka piękna.
Amy uświadomiła sobie, jak bardzo przyzwyczaiła się do swobodnego
stylu życia. W swoim zawodzie nie musiała myśleć o strojach i nigdy nie
chodziła w miejsca, gdzie wymagano strojów wieczorowych. Jej oczy zamgliły
się łzami, gdy wyszła z przymierzalni, aby pokazać mu, jak leży suknia.
- Co się stało? - spytał z zaskoczeniem, unosząc jej twarz do góry.
- Nic. - Głos miała niepewny, ale wzięła się w garść i przywołała swój
zwykły, radosny uśmiech. Nie oszukałaby tym nikogo.
- Sądzę, że nie ma potrzeby dalszego przymierzania. Bierzemy tę.
- A teraz - powiedział, gdy wyszli ze sklepu - o co chodziło?
Tymczasem krótkotrwała rozterka Amy przeminęła.
- Szok, jakim było zobaczenie siebie w lustrze w tej sukience, sprawił, że
nagle się rozkleiłam. - Zaśmiała się. - Zawsze byłam rodzinną chłopczycą. Moje
siostry ubierały się jak królowe balu maturalnego, odkąd skończyły szesnaście
lat, tymczasem ja nigdy nie porzuciłam dżinsów.
- I nosisz je, bo ci przypominają czasy, kiedy łaziłaś po drzewach? -
Ogarnęło go zwariowane pragnienie, by zabrać ją na kolację do jakiejś luk-
susowej restauracji. Takiej, gdzie dżinsy nie były mile widziane. Pomyślał o
swoim apartamencie i o kolekcji odpowiednich ubrań, które tam na niego
czekały.
- Musimy gdzieś się przebrać - stwierdził gwałtownie. - Na zakończenie
dnia wpadniemy coś zjeść w jakiejś przyzwoitej restauracji.
- 55 -
S
R
- Wszystko po to, by zaoszczędzić mi bolesnego spotkania z Jamesem? -
Postanowiła postawić sprawę jasno. - Te wszystkie rzeczy... - zaczęła nie-
zręcznie. - Sukienka. Teraz kolacja. Mam nadzieję, że nie myślisz...
- Co? - Rafael wprowadził ją do baru kawowego.
Z wdzięcznością opadła na krzesło. Jedynym problemem było to, że teraz
musiała patrzeć mu w twarz, gdy do niego mówiła. Fatalnie. Sądząc z niewinnie
zaciekawionego wyrazu jego twarzy, nie zamierzał ułatwiać jej sytuacji. Lekko
zaniepokojona, odsunęła się trochę i próbowała uporządkować myśli.
- Co chciałaś powiedzieć? - zaczął z zaciekawieniem. - Nie chcesz, żebym
myślał, że kupuję ciebie, bo kupiłem ci elegancką sukienkę i coś do jedzenia?
Nie tylko jestem dinozaurem, pozbawionym kontaktu z prawdziwym światem, i
w dodatku obciążonym staromodnym męskim przekonaniem, że kolacja
oznacza seks.
- Nie! Wcale tak nie myślałam!
- Czyżby?
Aby zyskać na czasie, upiła łyk kawy.
- Nie możesz chyba mieć do mnie pretensji? Chcę powiedzieć, że lepiej
od razu wyłożyć karty na stół. W ten sposób nie będzie żadnych nieporozu-
mień, a dziewczyna musi na siebie uważać, nie sądzisz?
Co za tupet, pomyślała ze strachem, odstraszać faceta, któremu większość
kobiet rzuciłaby się na szyję. Nic dziwnego, że na jego twarzy pojawił się wyraz
zaskoczenia i niedowierzania.
- Skąd ci przyszło do głowy, że jesteś w moim typie? - Jej zażenowanie
jeszcze się pogłębiło. Rafael pomyślał, że wyjątkowo ładnie się rumieni.
- Nie bardziej jestem w twoim typie niż ty w moim - zareagowała
błyskawicznie - ale po prostu nie chcę żadnych nieporozumień.
- A jaki jest twój typ? - spytał. - James, jak sądzę?
W ułamku sekundy Amy doznała koszmarnego olśnienia. James nie był w
jej typie, choć szczerze sądziła, że tak jest, choć przypominał chłopaków, do
- 56 -
S
R
jakich miała słabość - takich, którzy nie traktowali życia zbyt serio. Nie tylko
zainteresowała się tym najbardziej nieprawdopodobnym facetem, Rafaelem, ale
ten najbardziej nieprawdopodobny facet mógł się okazać śmiertelnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]