[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wołoszyca i bez żadnych wątpliwości potwierdza, że dzieło wyszło spod ręki samego mistrza.
Nie rozmawiali o wartości malowidła. Aleksander podtrzymał swoją propozycję, a chłopak
oznajmił, że jeszcze musi ją rozważyć.
Decyzja nie należała do łatwych, choć kwota w wysokości dwudziestu tysięcy polskich złotych
nad wyraz kusiła. Byłoby się czym porządzić. Przynajmniej na trochę. Z drugiej jednak strony,
ta suma nie była aż tak wielka. Trochę zabawy i pijaństwa, bo samochodu i tak przecież by
sobie nie kupił, a pózniej kac moralny z powodu zrobienia czegoś niezgodnego z rodzinnymi
ustaleniami. Zresztą fałszerstwo też kłóciło się z jego przekonaniami. Rzecz jasna, nikt go nie
zmuszał. Nikt nie przystawiał mu pistoletu do głowy. Jeśli kogoś chciał za to winić, to tylko
samego siebie i swoje łakomstwo na pieniądze. Sam wszedł w niechlubny układ
z Nadarzewskim i, jeśli chciał z tym skończyć, sam powinien się z niego wyplątać. Tylko czy
rzeczywiście miał ochotę to przerwać? Fakt, coraz częściej dopadały go wyrzuty sumienia, lecz
wystarczyło, że pomyślał o ojcu i wszelkie skrupuły zmieniały się we wściekłość, co i tak nie
dawało żadnego rozwiązania.
Praca u Aleksa oznaczała stały przypływ gotówki, a jednocześnie wpędzała go w poczucie
winy. Była jak gruby sweter z owczej wełny na nagim ciele; ciepły, ale gryzący. Dwadzieścia
tysięcy to duża kwota, ale czy warto było dla niej narażać się na potępienie rodziny? Chyba
że...
Otóż to! pomyślał. Forsa powinna być większa.
Nie mówiąc nic Aleksandrowi, Przemek skontaktował się z Mieczysławem Spychaczem, lecz
oferta czerstwego starca była tylko o pięć tysięcy wyższa od propozycji Nadarzewskiego.
I choć chłopak kilkakrotnie spotykał się z właścicielem mokotowskiej galerii, próbując różnych
negocjacyjnych sztuczek, za każdym razem padała ta sama odpowiedz.
Dwadzieścia pięć tysięcy. Więcej się nie da.
Stęchły staruch!
No cóż! Należało zatem skutecznie zniechęcić Aleksandra, który co pewien czas niestrudzenie
ponawiał swoją propozycję.
Namyśliłeś się już?
JesteÅ› strasznie uparty, szefie.
Upór jest synonimem powodzenia.
Lubię ten obraz. Zżyłem się z nim. I chyba nie chciałbym się z nim rozstawać... za tę kwotę.
Jaka jest zatem twoja cena?
Sześćdziesiąt tysięcy powiedział Przemek bez wahania i spojrzał na swego rozmówcę,
przygotowany co najmniej na wybuch śmiechu. Tymczasem zaskoczyła go dziwnie spokojna
reakcja.
Sześćdziesiąt, powiadasz? Nadarzewski w zamyśleniu podrapał się w głowę i po chwili
zapytał: Wolisz gotówkę, czy mam ci zrobić przelew na konto?
Ja pierdolę! Kacper pokręcił głową. Nie wierzę!
Serio! Przemek był z siebie zadowolony. Jeszcze stawkę podbiłem. O pięćdziesiąt
procent. Co prawda zapłacił mi na razie pięć tysięcy zaliczki, ale resztę mam dostać, gdy
sprzeda obraz. Znalazł najaranego kupca we Włoszech.
Gówno mnie obchodzi, ile wziąłeś za to kasy. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.
Czy ty słyszysz, ile te obrazy są warte? Możemy wziąć za nie kupę forsy. Ojciec zostawił
naszą matkę bez grosza. Nie interesował się, z czego będziemy żyć. Miał nas w dupie. A teraz
my możemy sobie zrekompensować te wszystkie lata. Sam przecież powiedziałeś, że mogę je
sprzedać.
Owszem! Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem tego, co wiem teraz.
Przecież to nic nie zmienia.
Zmienia! Choćby to, że mnie oszukałeś. Pozbyłeś się obrazu bez mojej wiedzy. Nie tak się
umawialiśmy.
Mam do nich takie samo prawo jak ty! krzyknÄ…Å‚ Przemek.
Nie masz żadnego prawa, rozumiesz? Kacper podszedł do niego, chwycił go za koszulkę
i gniewnie spojrzał mu w oczy. Zawiodłem się na tobie, młody! Pchnął go na kanapę.
Bardzo się zawiodłem.
Przemek poderwał się i uderzył brata pięścią w twarz.
A ty to niby kurwa taki święty jesteś, tak? wrzasnął.
Kacper nie był mu dłużny. Wymierzył precyzyjny cios prosto w szczękę Przemka, usadzając go
z powrotem na kanapie. Na wardze chłopaka pojawiła się krew. Przemek chciał się podnieść,
ale brat przycisnął go do oparcia. Na ich twarzach malowała się wściekłość. Ciężko dysząc,
patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę, po czym Kacper wstał i poszedł do kuchni. Przyniósł
dwa woreczki z kostkami lodu, jeden przyłożył sobie do twarzy, drugi rzucił Przemkowi.
Ty lepiej pomyśl, jak się z tego wyplątać, młody.
Nie da się. Już próbowałem.
Co próbowałeś?
Przemek przyłożył lód do opuchniętej wargi.
Chciałem zamienić obrazy. Uznałem, że skoro tak dobrze mi idzie, Nadarzewski się nie
pokapuje. Dostanie falsyfikat, a autentyk zostanie u nas. Nie pomyślałem tylko, że on to
również wziął pod uwagę. Co prawda przywiozłem mu tylko jeden obraz, więc nie mógł ich
porównać bezpośrednio, ale za to miał dokładne zdjęcia oryginału. Niestety jeden szczegół nie
bardzo mi wyszedł. Miałem mało czasu i się spieszyłem. Może gdybym przewidział, że
wyskoczy z tymi zdjęciami, bardziej bym się postarał. A tak kicha! Zorientował się.
A ty wtedy spanikowałeś, że gość się wycofa z umowy i potulnie oddałeś mu oryginał.
Też byś spanikował, gdyby ktoś wycelował w ciebie pistolet.
Co? Kacper zmarszczył czoło. Nie wymyślaj, młody. W to ci na pewno nie uwierzę.
Prawdę mówię. Twarz Przemka była nad wyraz poważna. O mało nie nasrałem w gacie.
Wiedziałem, że facet nosi broń, nigdy się z tym nie krył, ale nie przypuszczałem, że
kiedykolwiek na jej widok zacznę odmawiać zdrowaśki. A potem postraszył mnie jeszcze
swoimi kolesiami z mafii.
Ja pierdolę! Kacper chwycił się za głowę. W co ty się, gnojku, wpakowałeś? I dlaczego
nie powiedziałeś o tym od razu? Boże! Zuzanna!
ROZDZIAA XX
Miała wszystko zostawić i poczekać, aż sprawa wyjaśni się sama? Nie podejmować żadnych
działań? Tak po prostu? A co, jeśli okaże się, że ten siwy mężczyzna naprawdę jest jej ojcem?
Miałaby zrezygnować z okazji, żeby go poznać?
Wczorajsze uzasadnienia Maksa i Filipa nie przekonywały jej. Nie umiała dać wiary tak
nieprawdopodobnym argumentom. Włoska mafia, gangsterzy, handel dziełami sztuki... takie
rzeczy zdarzają się na filmach, a nie w zwyczajnym życiu. Zresztą, jakim dziełem sztuki był
portret damy ze skrzydłem, namalowany raptem trzydzieści lat temu przez nikomu nieznanego
malarza z Polski? W mniemaniu Zuzanny mógł mieć jedynie wartość sentymentalną... Kacper
twierdził, że ojciec uwielbiał to płótno. Być może teraz Ryszard Wołoszyc zapragnął mieć je
z powrotem i poprosił syna, aby mu je przekazał?
To gdybanie nie ma sensu powiedziała do siebie, wspierając ramiona na barierce tarasu.
Przed nią rozciągało się spokojne morze. Zza horyzontu powoli wyłaniało się słońce, rzucając
na wodę czerwoną poświatę. Ujmujący widok.
Nie przypuszczała, że może tu być tak ładnie. Wczoraj z tego miejsca widziała tylko ciemne
niebo, błyskawice i deszcz. Wczoraj... wiele się wydarzyło. Spędziła upojną noc z mężczyzną,
który wyznał jej miłość. Czy naprawdę ją kochał, czy tylko wykorzystał sprzyjający moment?
W zasadzie wiedziała o nim tylko tyle, że jest dziennikarzem. Maks natomiast wiedział o niej
niemal wszystko. Za jeden pocałunek otworzyła się jak sezam, odsłaniając zawartość swojej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]