[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ani słowa o herezji! Oto jak Kościół katolicki tuszuje porywy wolnego ducha, jak
knebluje prawdziwą dyskusję, która mogłaby przecież zaowocować intelektualnym
ożywieniem i w konsekwencji przełamaniem kryzysu, w którym chrześcijaństwo znalazło
siÄ™ niespodziewanie w ostatnich czasach. Nigdzie w irlandzkich periodykach
teologicznych nie natrafiłem też na artykuły ojca Dignama, które zawierałyby heretyckie
tezy. Widać zadziałała sprawnie cenzura prewencyjna, ktoś w kurii zawahał się z
przybiciem pieczątki nihil obstat i tak obiecująca herezja została stłamszona w zarodku. A
przecież historia Kościoła pokazuje, że nieortodoksyjna myśl zawsze działała ożywczo,
mobilizowała myślenie, wyciągała z apatii i strukturalnej acedii. Ojcu Dignamowi nie
dano tej szansy.
Od tamtej pory jeszcze bardziej szanowałem miejscowego proboszcza, złamanego
przez system i upokorzonego. Przychodził on czasem do pubu starego Toby ego, siadał w
kącie przy samotnym stoliku i pił w milczeniu, tępo patrząc w blat stołu. Kiedyś
postanowiłem nawet dodać mu otuchy, więc podszedłem, uścisnąłem mu rękę i
zapewniłem o swej solidarności i zrozumieniu. Spojrzał na mnie dziwnie oczami
człowieka, który nie ma w życiu żadnej nadziei. Udał, że nie rozumie, i szybko
wyszarpnął swoją irlandzką dłoń z mego szczerego uścisku. Rozglądnął się przy tym
trwożliwie dookoła, a ja nie narzucałem się dalej i wróciłem do swego stolika. Patrzyłem
na niego jeszcze przez chwilę, na tego człowieka, który stracił wszystko bez żadnej winy.
Tak Å‚amane sÄ… najtwardsze charaktery.
O, smutny losie wielkiego finnegańskiego herezjarchy!
O pokucie
Przez trzy dni po wizycie Sadhbh na wszelki wypadek nie wychodziłem z domu.
Tym należy tłumaczyć moją nadmierną aktywność w sieci, która doprowadziła do
ostatecznego wyjaśnienia sprawy proboszcza z Finneganów i potwierdzenia moich
podejrzeń. Jednak mój dobrowolny areszt domowy nie wynikał z zainteresowania
współczesnymi heretykami Kościoła katolickiego, tylko z lęku przed sytuacją, w której się
znalazłem, zresztą nie bez swego aktywnego udziału.
Rozważałem cały czas zagadkowe słowa Sadhbh, które wypowiedziała na
pożegnanie. Czyżby chodziło jej o to, że byt (czyli whiskey) zmienił jej świadomość na
tyle, że uległa słabości ciała i spędziła ze mną noc? Czy chciała mi powiedzieć, że gdyby
nie alkohol, to do niczego by nie doszło? W takich chwilach czułem się jak uczniak, który
nie potrafi zrozumieć słów swych nauczycieli. Niejednokrotnie pózniej doświadczałem
czegoś podobnego: że wielcy intelektualiści z St. Brendan rozmawiają niejako ponad moją
głową. Rzucają w towarzystwie aluzje, które potrafią wyłapać tylko umysły im równe. W
takich chwilach uświadamiałem sobie swoje miejsce w szeregu i wiedziałem, że nie
jestem godzien ich znakomitego towarzystwa. To, że mnie nie odrzucili i pozwolili
przebywać w swojej bliskości czasem bardzo bezpośredniej było dla mnie powodem
nieustannej dumy i wdzięczności.
Czy teraz Sadhbh żałowała swej słabości? Znowu zawiodłem, znowu chuć wzięła
górę! Wtedy, w jej domu, miałem jeszcze siłę wybiec. Tu, kiedy wola została znieczulona
alkoholem, uległem. Wiedziałem, że sobie tego nigdy nie wybaczę. Zastanawiałem się, jak
wybrnąć z sytuacji, i w końcu postanowiłem, że kupię kwiaty i przeproszę profesor
O Sullivan. Takie rozwiązanie uznałem za honorowe.
O ratowaniu cywilizacji Zachodu
Moja pokuta dobiegła końca po trzech dniach. Przez ten czas skazany byłem nie
tylko na własne towarzystwo, wyrzuty sumienia i brak piwa, ale też na kuchnię pani
Magee, którą może zbyt obcesowo, ale szczerze oceniłem w innym miejscu.
Kiedy więc opuściłem swą pustelnię, cieszyłem się jak dziecko z odzyskanego
świata i nie przeszkadzały mi ani ołowiane chmury zaciągnięte po horyzont, ani siąpiący
deszcz, który spływał cienką taflą po Main Street. Szybko jednak natrafiłem na kłopot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]