[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapobiec temu, by kolejni wędrowcy wydostawali się poza obszar
blokady, a po drugie pragnie utrzymać spokój na całym obszarze.
Mam do was prośbę, nie utrudniajcie pracy policji, postarajcie się
zachować spokój i rozwagę. Wiem, że nie jest wam łatwo i rozumiem
wasze obawy i gniew, ale mamy nadzieję, że niedługo nastąpi przełom
i pewien postęp w tej sprawie. Policja i miejscowe władze
przygotowują spotkanie z przywódcami wędrowców, by spróbować
nakłonić ich do dobrowolnego opuszczenia tego terenu.
- Po co tracić czas na rozmowy z nimi? Chcemy się ich jak
najszybciej pozbyć...
Dyskusja stawała się coraz bardziej burzliwa, a Mollie pracowicie
pisała.
- Kiedy dokładnie mają się zacząć rozmowy z tymi włóczęgami? -
spytał ktoś Aleksa, chcąc go najwyrazniej sprowokować.
- Mam nadzieję, że niebawem - odparł spokojnie.
Kiedy zebranie wreszcie się skończyło, było już pózno.
Mollie musiała poczekać, aż sala opustoszeje, by móc przedostać
się do wyjścia. Aleks, jak zauważyła, był pogrążony w rozmowie z
nadinspektorem. Nie chodziło jej zresztą wcale o zwrócenie na siebie
uwagi. No bo niby z jakiej racji? Chciał mieć z nią tyle samo
wspólnego, co ona z nim. Zastanawiała się, co pomyśleliby o nim jego
zaślepieni dzierżawcy i inni wielbiciele, gdyby wiedzieli, jak ją
wykorzystał. Chyba już nie mieliby o nim tak wysokiego mniemania,
nieprawdaż?
W czasie spotkania uparcie odmawiał jednoznacznego potępienia
wędrowców. Prosił również rozgniewanych ludzi, by nie uciekali się
do użycia przemocy. No cóż, gdyby go nie poznała bliżej, sposób jego
zachowania wzbudziłby jej niekłamany podziw. Tylko że ona poznała
go jak zły szeląg. A zresztą, nikt z pozycją, pieniędzmi i koneksjami
Aleksa nie mógłby być tak wspaniałomyślny i szlachetny, to po prostu
niemożliwe. Naprawdę to był hipokrytą i nienawidziła go...
Nienawidziła...
- Mollie...
Pogrążona w rozmyślaniach nie zauważyła, że Aleks dostrzegł jej
próbę wymknięcia się chyłkiem z ratusza. %7łeby ją dopędzić, musiał
przebiec przez całą salę. Robi z siebie widowisko, pomyślała ze
złością. Szczęściem mrok, który zapadł na zewnątrz, skrył litościwie
jej rumieniec.
Serce łomotało jej jak po ciężkim biegu, gdy dłoń Aleksa
zacisnęła się na jej ramieniu. Poczuła bijące od niego ciepło. Nic nie
mogła poradzić na to, że jej ciało nie chciało słuchać głosu rozsądku.
- Właśnie rozmawiałem z nadinspektorem Jeremim Harrisonem.
Powiedział mi, że zamierzasz przeprowadzić wywiad z Wayne'em.
- Tak. Istotnie mam taki zamiar - przyznała Mollie, dzielnie
usiłując zignorować niemiłe ukłucie w sercu, gdy zorientowała się, że
Aleks nie zatrzymał jej z powodów osobistych. - Tylko skąd, u licha,
dowiedział się o tym?
- Dowiedział się, bo taką ma pracę - odparł cicho Aleks. - Mollie,
nie wydaje mi się, żeby przeprowadzanie wywiadu z tym ptaszkiem
było dobrym pomysłem...
- Nie wydaje ci się? - obruszyła się Mollie. - A więc miałam rację
- stwierdziła z wściekłością. - Wszystko, co powiedziałeś, było tylko
fasadą, za którą ukrywasz taką samą niechęć i wrogość do
wędrowców, co reszta ludzi - zaatakowała go. - To, co mówiłeś o
tolerancji i potrzebie spojrzenia na wszystko z ich punktu widzenia,
było po prostu kłamstwem... Jesteś...
- To wcale nie były kłamstwa - przerwał jej, przeciągając ręką po
włosach. - Mój Boże, ależ trafiła mi się nieodpowiedzialna bigotka...
- Co... ja mam być nieodpowiedzialną bigotką? - Mollie niemal
zachłysnęła się z wściekłości. - Skoro jesteś taki szlachetny i
liberalny, czemu usiłujesz odwieść mnie od przeprowadzenia
wywiadu z Wayne'em? Pewnie, żebym nie mogła przedstawić
drukiem jego poglądów? Jesteś taki sam, jak cała reszta miasteczka.
Po prostu usiłujesz zachować swój stan posiadania... - zaatakowała go.
- Jesteś w dużym błędzie - odparł posępnie Aleks. - Usiłuję cię
chronić...
- Usiłujesz mnie chronić? Też coś! Nie wierzę ci - zawołała,
gniewnie zaciskając pięści. - Gdyby tak było, nie musiałbyś& - W
porę ugryzła się w język.
- Czego bym nie musiał? - spytał natychmiast, lecz na szczęście
nim zabrnęli zbyt daleko, podszedł do nich ktoś pragnący
porozmawiać z Aleksem. To pozwoliło Mollie uciec i wymigać się od
nieprzyjemnej rozmowy.
Po dziesięciu minutach spaceru w stronę domu przystanęła, by
odetchnąć balsamicznym powietrzem nocy, ciężkim od zapachu
lewkonii, rozkwitłych w ogrodzie pięknego starego domku. Takie
same kwiaty hodowała sąsiadka jej babci i woń lewkonii zawsze
kojarzyła się Mollie z dzieciństwem.
Dziś na zebraniu była podobna starsza pani, która bardzo
elokwentnie opowiedziała o swoim szczęściu, gdy ujrzała zagajnik
doprowadzony wspólnym wysiłkiem mieszkańców do stanu, jaki
pamiętała z dzieciństwa.
Potem dodała, jaką wielką tragedią jest pozostawianie piękna
przyrody na pastwę ludzkiej złości i agresji, przypomniała sobie
Mollie.
Dziwne, lecz zamiast uczucia triumfu, że udało się jej
zdemaskować Aleksa, który w ostatniej rozmowie odsłonił swoje
prawdziwe oblicze, ogarnÄ…Å‚ jÄ… smutek, zaprawiony kroplÄ… goryczy.
Co się z nią dzieje? Na pewno lepiej jest znać prawdę niż wpaść
w pułapkę zaślepienia. Nie powinna wierzyć Aleksowi ani zbytnio go
idealizować, a jednak gdzieś tam, w głębi duszy, czaiły się jakieś
wątpliwości.
%7łe niby co? %7łe myliła się co do niego? Niemożliwe, dobrze
wiedziała, co sądzić o takich, jak on.
Gdy otwierała drzwi frontowe, zerknęła ze smutkiem w ciemne
okna. W holu zatrzymała się na chwilę, nim zapaliła światło.
Drzwi do kuchni były lekko uchylone, a dochodzący przez nie
podmuch wskazywał, że musiała zostawić otwarte okno. Niemożliwe,
na pewno zamknęła je przed wyjściem z domu.
Trochę niepewnie weszła do kuchni i zmartwiała, gdy usłyszała
pod stopami chrzęst stłuczonego szkła. Szybko sięgnęła do
wyłącznika i krzyknęła lekko z przerażenia, widząc, że ktoś wybił
okno w kuchni.
Kto? Dobrze wiedziała, kogo miejscowa opinia publiczna obwinia
o takie wyczyny. Drżąc, podeszła do okna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]