[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozgoryczonÄ… starÄ… kobietÄ….
Ludzie rozmawiają ze sobą, często jednak nie słyszą się nawzajem. Ogórki całkiem
dobre , mówi mąż. Obrus, co obrus? , pyta żona. Coraz mniej na plaży ogórków kiszonych.
Moja mama opowiada o swych bólach głowy. Na to moja córka: Wiesz co, to twoje ciało
krzyczy. Mama wybucha śmiechem. Dzielą ich światy, ale potrafią się z tego śmiać.
Przechodzą nad przepaścią smugą tęczy. W przepaści zostaję ja.
Mówi się dzisiaj, że dzienniki, podobnie jak wszelka literatura, to przejaw autokreacji.
To dziś bardzo modne słowo. Media niemieckie z upodobaniem stosowały je w odniesieniu
do umierającego papieża. I o ile zwykle dobrze znoszę krytyczne podejście do papieży, o tyle
tym razem nie. Papież podobno kreował swe cierpienie, jego wystąpienia publiczne nazywano
inscenizacją. Także i o pisaniu tekstów autobiograficznych nie mówi się dzisiaj, że jest
64
mozolnym poszukiwaniem własnej prawdy, odczytywaniem znaczeń, nadawaniem sensu
egzystencji, tylko autokreacją, nakierowaną na zewnątrz konstrukcją własnego wizerunku.
Musimy bardzo uważać, jakich używamy słów. Słowa nie są niewinne.
Nie sÄ… niewinne i sny. Dla mnie sny sÄ…, jak mówi Anselm Grün, jÄ™zykiem Boga
podświadomości, intuicji, czasem wewnętrznej mądrości. Dla nich, moich ukochanych, są
przede wszystkim ciemnÄ… wyroczniÄ…, ponurÄ…, samosprawdzajÄ…cÄ… siÄ™ przepowiedniÄ….
Ciągle to samo ćwiczenie: koncentrować się na terazniejszości, nie gubić się we
własnych myślach, kontaktować. Zuzia zwykle dwa razy musi coś powtarzać, zanim to do
mnie dotrze.
Nie lubię wieczorami chodzić promenadą w Międzyzdrojach, nie lubię tego, że ludzie
ubrani są tak strasznie na pokaz. Nie lubię wczasowych atrakcji, żmii wokół szyi, świec
gaszonych komuś batem na głowie, ludzi-posągów, gabinetów figur woskowych,
zaprzęgniętych w kierat kucyków. Najmniejszym złem są tu jeszcze Meksykanie z
pióropuszami na głowach. We wrześniu, wraz ze mną, wrócą na berliński Kudamm.
65
Kolej na PragÄ™
Jestem
Jestem w Czechach, sem pierwszy raz w życiu w Pradze. Wysłana z Berlina na placówkę
niedyplomatyczną będę reprezentować Niemcy i prowadzić tu zajęcia z polonistyki. Nie, nie
muszę prowadzić ich po czesku, sorry, jeszte ne umim. Już nie pamiętam, w jaki sposób z
dworca Holeaovice kolejÄ… podziemnÄ… dotarÅ‚am na Kolej Komenského, do
postsocjalistycznego akademika. Minęły dopiero trzy dni, a mnie się zdaje, że to miesiąc tak
wydłuża się czas, gdy wkrada się weń przygoda. Kobieta podróżująca samotnie. Taka się
sobie podobam. Mnie se to opravdu libi. Najpierw przeraziło mnie metro, zjeżdża się do niego
schodami całe wieki, jak do piekła, aż się w głowie kręci, nie wiadomo, w którą patrzyć
stronę, żeby nie runąć w dół razem z walizami na kółkach, które tylko na to czekają, żeby
gdzieś się potoczyć w nieznane. A w dodatku jeszcze trzeba dawać pozor na kradieże.
Jazda
Nie to co Berlin. Tam U-Bahn sunie chyba tuż pod powierzchnią ziemi, stopy przechodniów
czują puls pociągów na chodnikach, i jest w tym jakiś czuły moment, jakieś współgranie z
walącym sercem miasta. Brzydkiego, pokawałkowanego, brzemiennego straszną historią,
którego nie sposób nie kochać w jakiś oschły, chropowaty sposób. Praga może jest piękna,
Berlin za to jest cool. W Berlinie metrem nie zjeżdżamy do piekła, mamy je tutaj na co dzień
na powierzchni ziemi i wszyscy się w nim smażymy i pławimy.
Strasznie dużo ci Czesi mówią. Zamiast jak w Berlinie, krótko i węzłowato przed
zamknięciem drzwi kolejki szczeknąć najpierw einsteigen, a potem zurueckbleiben bitte,
melodyjny głos na taśmie za każdym razem uprzejmie i cierpliwie tłumaczy podróżnym, jakie
operacje i dlaczego należy wykonać. Wszystkie dederony wiedzą już od dziesiątek lat, co to
znaczy, a ja dopiero teraz. Bo one uwielbiały jezdzić do Pragi, bo to był jedyny ich Zachód.
Namiastka przygody i podróży. Nocowały na dworcu głównym hlavni nadrażi. Leżały tam
rzędem na ławkach dopóki nocą nie przyszła z pałą policja i nie zaczynała walić ich po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]