[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwątpił w sens katorżniczej pracy. Nic się nie działo, przez żadną z dziurek nie było nic
widać.
I po cholerę nam to było? spytał gniewnie. Nie wiem, z czego jest ten słup, ale
gorszy niż bunkier! I co nam z tego?
Januszek ponownie przyłożył do dziurki oko.
Nie wiem. Myślałem, że coś będzie. Ale przynajmniej widać, że jest pustka.
I co ci z tej pustki?
Też nie wiem&
Oddajcie te narzędzia powiedziała zimno Tereska. Odkuję ścianę pod lustrem.
MogÄ™ sama, skoro wy nie chcecie.
Kto tak powiedział? Wszyscy chcemy!
Ja nie& wymamarotała Okrętka cichutko i z rozgoryczeniem, ale nie pozostała sama
w piwnicy. Usiadła w zrujnowanym oknie komnaty i ponuro przyglądała się, jak Tereska,
Zygmunt i Januszek z zapałem niszczą zabytek.
Słońce zaczęło zniżać się ku zachodowi, kiedy nastrój poprawił się jej radykalnie.
Zagadkowa blacha nie zajmowała całej ściany, roboty rozbiórkowe nie sięgnęły ramy lustra,
kiedy okazało się, że ma swój kres. Pod dwiema ocalałymi taflami odsłonił się stalowy
kwadrat. Nic już nie mogło powstrzymać zemocjonowanej Tereski, w Zygmunta i Januszka
wstąpiły nowe siły, po kwadransie z dziury w murze wyszarpnięto wielkie, żelazne pudło.
Wszyscy czworo otoczyli je, przejęci i głęboko poruszeni. Pudło było ciężkie jak piorun,
dość płaskie, zamknięte na dwa zamki, do których, rzecz jasna, nie było kluczy. Januszek
wypróbował agrafkę, wytrych, kluczyki od walizek, spinacz biurowy i spinkę do włosów, bez
skutku. Od Tereski, mimo to, bił triumfujący blask.
To się dopiero nazywa ślepe szczęście! oznajmiła dumnie i z satysfakcją. Gdyby
on nie stłukł lustra& !
Narobiłem się jak dziki osioł, ale raz przynajmniej wiem po co rzekł Zygmunt.
Co z tym zrobimy?
Otwórzmy! zażądała niecierpliwie rozpłomieniona Okrętka.
Czym? Nic nie pasuje. Nawet podważyć nie sposób, bo cholernie ścisłe&
Powinniśmy właściwie zawiadomić milicję&
Mogą nam zabrać i nie pokazać. Ja chcę zobaczyć, co jest w środku!
Może zawiaski&
Głodny jestem epokowe! oznajmił nagle Januszek. Zabierzmy to do kuchni,
możemy jeść i oglądać.
Słusznie, on ma rację. Tu mi już ręce zgrabiały&
Kończyli jeść spózniony obiad, wciąż oglądając leżące na stole, tajemnicze, zamknięte na
głucho pudło, kiedy dobiegł ich nagle jakiś nowy dzwięk. Zamilkli i nadstawili uszu,
zainteresowani, ale jeszcze bez niepokoju. Syk, czy szum, dobiegał z piwnicy, słabo, niemniej
jednak wyraznie.
Krótką chwilę słuchali w bezruchu, po czym zerwali się i bez słowa popędzili na schody.
Do piwnicy nie zeszli. Tłocząc się na ostatnich stopniach klatki schodowej, z przerażeniem
patrzyli na to, co się tam działo.
Z wywierconych w słupie dziurek z przerazliwym sykiem wydobywały się dwa wąskie
strumienie pary pod potężnym ciśnieniem. Uderzały aż w przeciwległą ścianę, rozpierzchały
się na boki i kłębami wypełniały całe pomieszczenie, zaczynając już płynąć w górę szybem
klatki schodowej. Natężenie strumieni zmieniało się, buchały to silniej, to słabiej, sycząc
również nierównomiernie i produkując tej pary coraz więcej. W końcu nie było tam już nic
widać.
Pierwszorzędnie zgadłeś, że coś będzie pochwalił Januszka oszołomiony nieco
Zygmunt, cofając się ku górze.
Ale nie brzęczy odparł Januszek, blady z wrażenia. Narastające kłęby pary zmusiły
ich do wycofania się na wyższy poziom i powrotu do kuchni. W kuchni był spokój, para szła
w górę klatką schodową i przedostawała się do komnaty.
Zdaje się, że wyprodukowaliśmy rekordowego ducha zauważyła niepewnie Tereska,
ogłuszona nieco osiągniętymi efektami.
Czy nie można tego kogoś jakoś powstrzymać? spytała niespokojnie Okrętka.
Jestem pewna, że zaraz tu ktoś przyjedzie i zabiorą nam pudło&
Januszek nagle otrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ z szoku.
Ona ma rację. Jazda, spróbujmy otworzyć, zanim co& !
W dwie godziny pózniej w zamku znajdowała się już milicja, straż pożarna i śmiertelnie
zdumiony Jesionek wraz z całą rodziną, oderwaną od uroczystego przyjęcia. Zamek tonął w
srebrzystych kłębach, święta Katarzyna pokazała, co potrafi. Dwóch hydraulików, jeden
milicyjny, a jeden straży pożarnej, usiłowało opanować sytuację, próbując znalezć
odpowiedni zawór do zakręcenia. Bez rezultatu. Do piwnicy nie sposób było się dostać, a tym
bardziej cokolwiek w niej zobaczyć. Okropne zamieszanie trwało aż do chwili, kiedy
pozostawione własnemu losowi palenisko pod kotłami nieco przygasło i strumień pary
przestał się wydobywać z konstrukcyjnego słupa.
Równocześnie żelazne pudło, dostarczające zajęcia przez cały ten czas, stanęło wreszcie
otworem&
*
Przewierciliśmy ten słup zupełnie niepotrzebnie powiedział z niezadowoleniem
Zygmunt nazajutrz po niesłychanie rozrywkowej nocy, jedząc w kuchni śniadanie, które
zarazem stanowiło obiad. Sam się sobie dziwię, co mi na umysł padło. Już nie mówię, że
życie można było stracić, para pod ciśnieniem, a myśmy do tego przytykali oko& Ale co nam
to właściwie miało dać?
A co, mało ci dało& ? zdziwił się Januszek.
Dać to dało dosyć dużo& Ale nie o to chodzi. Mogliśmy trafić na drugą rurę i w ogóle
nic by nie dało&
Ludzie trafiają w toto lotka, a tam jest więcej możliwości zauważyła beztrosko
Tereska. Tu było tylko jeden do trzech&
Nie w tym rzecz. Po cholerę w ogóle było czepiać się słupa, mogliśmy go zostawić w
spokoju. Papiery z tego pudła załatwiły całą sprawę! Wiedzieliby o słupie i bez naszego
wiercenia.
Myślałam, że tam będzie coś naprawdę nadzwyczajnego powiedziała rozczarowana
Okrętka. Papiery i papiery, i nic więcej!
No wiesz& ! zgorszył się Zygmunt. Przecież to bezcenna rzecz! Cała
dokumentacja tego głupiego grafa! Wszystko już wiedzą i ducha wreszcie szlag trafił,
Jesionek pęka ze szczęścia. Ty, co tam było, w tym słupie? zwrócił się do Januszka.
Byłeś przy tym&
Odkuty w górnej części słup konstrukcyjny okazał się słupem wielce oryginalnym. Składał
się z trzech pionowych rur, przy czym dwie z nich stanowiły element nośny, trzecia zaś
służyła jako przewód centralnego ogrzewania. Odkuwania pilnował Januszek, obsesyjnie
wręcz zaintrygowany zródłem potępieńczych dzwięków. Efekty dokonanej głęboką nocą
próby nie zawiodły jego nadziei.
Strzeliło, mówię wam, jak z lufy armatniej! opowiadał ochoczo. Dwa kawałki
żelaza i jeden kawałek drewna, podkładka i nakrętka, i taki klocek. Na samym spodzie to
leżało i patrzcie, jak ta para fajnie pchała! Zaczynała od podkładki, potem leciał klocek, a na
końcu nakrętka i na górze waliły w ten drugi klocek, co się tam kiwał na jednej śrubie&
Po cholerę mu był ten drugi klocek na górze?
Tego nikt nie wie. Oni też się dziwili. Wszystkiemu się dziwili, takiej instalacji nie
widzieli jeszcze nigdy w życiu. To wcale nie był średniowieczny słup, graf go sam zrobił&
To już wiadomo z dokumentacji. Gdybyśmy im dali te papiery wcześniej, nie musieliby
odkuwać słupa&
Toteż właśnie powiedział Januszek z satysfakcją. I ja bym nie wiedział, co tam
było. A to drewno nie zmurszało, bo było zaimpregnowane czymś, czego w ogóle na świecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]