[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gadać osobiście z każdą z zaproszonych osób. Musiał mieć
pewność, że nikogo nie zabraknie o wyznaczonej godzinie.
Z komendy wyjechał około godziny jedenastej. Do domu
wrócił przed północą. Jeszcze tylko zimny prysznic i - spać.
Jutro musi być wypoczęty.
Rozdział 29
Skarbek, zawsze opanowany i cierpliwy, nie mógł docze-
kać się wieczora. Jeszcze raz przestudiował zebrane materiały.
Porównywał fotografie i analizował protokóły ekspertyz. Do-
starczono mu wreszcie informacje, z jakiej przychodni lekar-
skiej korzystała Irmina. Dysponował fotokopią jej dokumenta-
cji lekarskiej. Dokumentacja ta nie była zbyt obszerna. Irmina
nie korzystała często z lekarskich porad. Trzy wizyty u lekarza
podczas pobytu w Warszawie. Ostatnia na dwa tygodnie przed
śmiercią. Studiował właśnie ten zapis i zalecony jej zestaw
leków, gdy zadzwonił telefon.
Zgłosił się Bristol . Z informacji o Małyszu od dnia wczo-
rajszego do chwili obecnej nie wynikało nic szczególnego.
Skarbka ucieszyła wiadomość, że Małysz z automatu telefo-
nicznego na ulicy Kruczej połączył się z jakąś Anną. Na zakoń-
czenie rozmowy powiedział: no to do wieczora .
156
W kilka minut pózniej zadzwoniła Anna, by zakomuniko-
wać, że telefonował Robert i że, zgodnie z umową, będzie u niej
o dziewiątej. Korzystając z okazji Skarbek chciał wyjaśnić jesz-
cze jedną okoliczność, której, jak się zorientował, dotychczas
nie ustalił.
- Pani Anno, proszę powiedzieć, jak pani poznała Roberta.
- Nie jest pan zbyt delikatny, kapitanie. To sÄ… bardzo oso-
biste sprawy. Ale trudno, skoro już zdecydowałam się nie mieć
przed panem tajemnic... Nikt nas sobie nie przedstawiał. Kie-
dyś po wyjściu z domu, w drodze do przystanku tramwajowe-
go, starałam się złapać taksówkę. W tymże czasie i miejscu
polował na taksówkę Robert. Pojechaliśmy razem do Warsza-
wy. Po drodze rozmawialiśmy. Wysiedliśmy także razem. Za-
proponował kawę. Podobał mi się. Przyjęłam zaproszenie. Czy
jeszcze coś pana interesuje z tego zakresu? - w głosie pani
Anny wyczuł ironię.
- Nie, dziękuję. To mi wystarczy. A więc do zobaczenia dziś
wieczorem.
Sięgnął do notatek. Dokonał paru uzupełnień w scenariu-
szu.
Do pokoju wszedł porucznik Sikora. Zameldował, że wraz z
trzema ludzmi został przez pułkownika Walewicza odkomen-
derowany do dyspozycji Skarbka. Kapitan poprosił, żeby zgło-
sili siÄ™ do niego wszyscy czterej.
Kiedy Sikora wrócił z trzema funkcjonariuszami, Skarbek
rozłożył przygotowany specjalnie dla nich plan sytuacyjny
posesji Kościanków. Wskazał miejsca, w których mieli się
ustawić, określił zadania.
- Musicie mieć na oku te, zakreślone czerwonym ołówkiem
punkty. - Wręczył plan Sikorze. On miał dowodzić grupą za-
bezpieczajÄ…cÄ… teren.
Zadzwonił jeszcze do sekretarki prosząc, aby dziś, wyjąt-
kowo, została w pracy dłużej oraz przygotowała kawę. Spako-
wał się. Do przygotowanej teczki włożył dokumentację sprawy,
157
dowody rzeczowe i mały magnetofon. Zapakował w papier
karabinek. Teraz dopiero uznał, że jest gotów. Poszedł na
obiad. Potem wybrał się na krótki spacer do Saskiego Ogrodu,
żeby się trochę odprężyć.
Wrócił do komendy około siedemnastej. Zaszedł do puł-
kownika Walewicza. Uzgodnili, że obaj wraz z zaproszonymi
gośćmi pojadą nysą. Inne wozy wyruszą kilka minut wcze-
śniej.
- Od chwili wejścia do nysy, jestem twoim podkomendnym
- przypomniał mu pułkownik.
Jako pierwsi stawili się w komendzie sędzia Karpowicz i
mecenas Kotlarski. W chwilę pózniej zgłosiła się Wanda Ra-
plewicz, a potem kolejno Jacek Morga, Marta Bońko i Maria
Witak.
Zebrał ich w swoim gabinecie. - Dziękuję państwu, że ze-
chcieliście wszyscy tu przybyć. Pojedziemy na miejsce, gdzie
zamierzam przeprowadzić pewien eksperyment, mogący przy-
czynić się do wyjaśnienia sprawy gwałtownej śmierci młodej
kobiety. Większość z państwa jej nie znała, nie wszyscy znacie
też teren, gdzie rozegrała się ta tragedia. Przekazane mi przez
państwa informacje, dotyczące różnych epizodów, stanowią
ogniwa w łańcuchu wydarzeń, związanych ze śmiercią tej ko-
biety. Proszę nie zadawać mi teraz żadnych pytań.
Na twarzach obecnych widoczne było niekłamane zaintere-
sowanie.
Najbardziej przejęty wydawał się najmłodszy, Jacek Morga.
Z wypiekami na twarzy wiercił się na krześle. Ale nawet tak
doświadczeni ludzie, jak sędzia Karpowicz i mecenas Kotlarski,
także nie kryli ciekawości. Może każdy z nich liczył na to, że
wyjaśni się nurtująca ich od lat sprawa Butryma? Na twarzy
Marii Witak ciekawość i nadzieja. Zapewne myśli, że sprawcę
nieszczęścia jej rodziny dosięgnie wreszcie ręka sprawiedliwo-
ści. Osobą najbardziej zaskoczoną niezwykłością sytuacji była
158
Wanda Raplewicz. W jej spokojnym, unormowanym życiu
prowincjonalnej nauczycielki wydarzenia, w których miała
odegrać jakąś rolę, urastały do rangi sensacji. Jedynie Marta
BoÅ„ko zachowywaÅ‚a powÅ›ciÄ…gliwość. Ów pozorny spokój byÅ‚
zapewne wynikiem umiejętności aktorskich. Niemożliwe prze-
cież, by nie interesowało ją, kto zabił jej przyjaciółkę.
Skarbek spojrzał na zegarek. Dziewiętnasta trzydzieści. Za-
dzwonił do pułkownika Walewicza.
- Już wychodzimy - zameldował.
Nysa stała na podjezdzie. W tyle wozu siedział już pułkow-
nik Walewicz w cywilnym ubraniu. Skarbek usadowił swoich
gości . Sam zajął miejsce obok kierowcy. W milczeniu przeby-
li całą drogę. O godzinie dwudziestej dziesięć stanęli przed
bramą posesji. Skarbek wysiadł i nacisnął dzwonek przy bra-
mie.
W domku góralskim odchyliła się firanka. Po chwili brama
otworzyła się. Nysa wjechała na podwórze. Skarbek poprosił,
aby przez chwilÄ™ jeszcze nie wysiadano z samochodu. Sam
wszedł do willi. W hallu przywitał go Wiktor Kościanko.
- Przywiozłem ze sobą kilka osób. Sądzę, że zgodzi się pan
ich przyjąć.
- Naturalnie. Gdzie zamierza pan dokonać planowanych
czynności? - w głosie Kościanki nutka niepokoju.
- Chciałbym zebrać wszystkich w pokoju stołowym. Na ra-
zie z wyjÄ…tkiem pani Anny.
- Proszę więc wprowadzić swoich gości do stołowego, a ja
zaproszę tam domowników.
Skarbek wyszedł na podwórko. Kierowcy polecił zaparko-
wać nysę za domkiem góralskim, tak by wóz nie był widoczny
ani z ulicy, ani z willi, i poprowadził przybyłych do domu.
Rozdział 30
Skarbek poprosił wszystkich o zajęcie miejsc. Okazało się,
że brakuje paru krzeseł. Przyniósł je Pustak z innych pokoi.
159
Skarbek poprosił go jeszcze o trzy dodatkowe krzesełka.
- Na zapas - wyjaśnił żartobliwym tonem.
Obrzucił zgromadzonych bacznym spojrzeniem. Brakowało
tylko Anny. Skarbek wiedział, że jest na górze w swoim pokoju.
Tam czeka na Roberta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]