[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głosy. Zatrzymałam się, by posłuchać.
Joe Hawkins. Męski głos. Chwilę pózniej znowu Hawkins.
Unosząc do góry odziane w rękawiczki dłonie, pchnęłam drzwi pośladkami i
wyjrzałam na zewnątrz.
Naprzeciwko sali do analiz histologicznych stali pogrążeni w rozmowie Hawkins i Tim
Larabee. Lekarz sądowy wydawał się czymś wyraznie poruszony.
Miałam zamiar wrócić do pracy, kiedy Larabee dostrzegł moją obecność.
Tempe. Dobrze, że jesteś. Dzwoniłem do ciebie na komórkę. Miał na sobie dżinsy i
tweedową koszulkę do gry w golfa, z czarnym kołnierzem i wykończeniami, jego włosy
były mokre, jak gdyby chwilę temu wyszedł spod prysznica.
Nie zabieram torby do pomieszczeń sekcyjnych.
Spojrzał na widoczny za moimi plecami stół.
To ten materiał z lasów nieopodal Cowans Ford?
Tak.
ZwierzÄ™?
Aha.
To dobrze. PotrzebujÄ™ twojej pomocy w innej sprawie.
O nie.
Godzinę temu dostałem telefon z departamentu policji w Davidson. Tuż po pierwszej
rozbił się tam mały samolot.
Gdzie?
Na wschód od Davidson, w miejscu, gdzie hrabstwo Mecklenburg łączy się z
hrabstwami Cabarrus i Iredell.
Tim, jestem naprawdÄ™...
Samolot rozbił się o skalną ścianę i eksplodował.
Ilu ludzi było na pokładzie?
Nie wiemy.
Czy Joe nie może ci pomóc?
Jeśli ofiary są spalone i rozczłonkowane, będziemy potrzebowali wprawnego oka,
żeby zebrać wszystko do kupy.
To nie działo się naprawdę.
Spojrzałam na zegarek. Druga czterdzieści. Dziewięćdziesiąt minut do lądowania.
Larabee popatrzył na mnie smętnym wzrokiem.
Muszę się umyć i wykonać kilka telefonów. Słysząc to, wyciągnął rękę i uścisnął moje
ramiÄ™.
Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Powiedz to detektywowi przystojniakowi, który za półtorej godziny będzie łapał
taksówkę. Sam.
Mogłam mieć tylko nadzieję, że dotrę do domu, zanim mój gość zaśnie.
Rozdział 6
O czwartej po południu temperatura wzrosła do trzydziestu sześciu stopni Celsjusza.
Wilgotność bez zmian. Prawdziwa gratka dla rekordzistów.
Miejsce katastrofy znajdowało się na północ od miasta, w północnozachodniej części
hrabstwa. Aby tam dojechać, potrzebowaliśmy przeszło godziny. W przeciwieństwie do
zachodniej strefy Lake Norman, w której królowały skutery wodne, katamarany i jachty J-
32, ta część hrabstwa Mecklenburg była zdominowana przez; kukurydzę i soję.
Joe Hawkins był już na miejscu, kiedy Larabee wyleczył silnik swego landrovera.
Komisarz palił cygaro, opierając się o maskę vana.
Gdzie dokładnie się rozbił? spytałam, wieszając plecak na ramieniu.
W odpowiedzi Hawkins machnÄ…Å‚ cygarem.
Jak daleko stąd? mówiąc to, czułam spływające po szyi pierwsze krople potu.
Jakieś dwieście metrów.
Zanim, niosąc sprzęt, przedarliśmy się przez trzy pola kukurydzy, byliśmy wykończeni,
pokąsani przez robactwo i doszczętnie zlani potem.
Na miejscu zastaliśmy pełen komplet graczy, choć tym razem wydawał się on znacznie
mniejszy. Gliniarze. Strażacy. Dziennikarz. Miejscowi, którzy gapili się na rutynowe
czynności, niczym stłoczeni w piętrowym autobusie turyści.
Ktoś rozwinął wokół miejsca katastrofy policyjną taśmę. Gdy popatrzyłam na to, co
ochraniała, dotarło do mnie, jak niewiele ocalało z samolotu.
Poza obszarem żółtej taśmy zaparkowano dwa wozy strażackie, których drogę znaczyły
połamane łodygi kukurydzy. Choć silniki były wyłączone, nikt nie miał wątpliwości, jak
wiele wody zużyto, by ugasić pożar.
W przypadkach, kiedy należy znalezć i zidentyfikować spalone kości, nie jest to dobra
wiadomość.
Nad wszystkim czuwał mężczyzna w policyjnym mundurze. Przyczepiona do koszuli
mosiężna plakietka mówiła, że człowiek ten nazywa się Wade Gullet.
Larabee i ja przedstawiliśmy się.
Oficer Gullet miał kwadratową szczękę, czarne oczy, prosty rzezbiony nos i
przyprószone siwizną włosy. Z jego zachowania można było wnioskować, że lubił
dowodzić i rozstawiać ludzi po kątach. We wszystkim przeszkadzał mu jedynie wzrost
marne 158 centymetrów.
Przez chwilę wymienialiśmy uściski dłoni.
Cieszę się, że przysłano lekarza sądowego. Mówiąc to, Gullet skinął głową w moim
kierunku. Lekarzy poprawił się.
Następnie wysłuchaliśmy krótkiej opowieści o tym, co, jak przypuszczał Gullet,
wydarzyło się na miejscu katastrofy. Jak się okazało, jego wiedza niewiele różniła się od
tej, którą posiadał Larabee.
Właściciel ziemi zadzwonił na policję o pierwszej dziewiętnaście. Powiedział, że
wyglądając przez okno salonu, zauważył samolot, który, jak to określił, zachowywał się
dość dziwnie .
Dość dziwnie? powtórzyłam.
Według mężczyzny maszyna leciała nisko nad ziemią, kołysząc się na boki.
Spoglądając ponad głową Gulleta, oceniłam wysokość skały, która niczym
wyszczerbiony ząb sterczała na samym końcu pola. Na oko nie mogła mieć więcej jak
dwieście metrów. Półtora metra od szczytu skałę pokrywały błękitno-czerwone smugi. Pas
nadpalonej lub całkiem spalonej roślinności, ciągnął się od miejsca, w którym samolot
[ Pobierz całość w formacie PDF ]