[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kontakcie ze swoimi przedmiotami, książkami i ciszą. Spała
do wieczora, wynurzyła się ze snu z jedną jedyną myślą:
Rossetti.
Dla próżniaków działanie jest silnym środkiem wprowa-
dzającym w stan euforii, jak narkotyk nadaje światu dosko-
nałą, rozweselającą spójność. Kiedy zdarza się rzadko, dzia-
łanie jest także lekiem przeciw tyranii rzeczywistości, ma-
gicznym eliksirem. Jednym susem Claire stanęła na nogi;
zdziwiła się, że zapadła noc. Przebrała się, zadzwoniła do
Dietricha, wprosiła się na spanie, Przedtem muszę coś zała-
twić , po czym zeszła do Antoine'a.
Drzwi otworzyła Lucie. Wstrętny zapach topionego sera
gruyère Å›wiadczyÅ‚ dobitnie o definitywnym wyjezdzie Louise,
atakował człowieka już przed drzwiami, gdzie właśnie stanę-
ła Claire. Podała dziewczynce torbę z targu ulicznego.
193
Lucie zaśmiała się jak dawne, nakręcane kluczykiem zabaw-
ki, i oddaliła, oglądając jej zawartość.
- Przyszła Claire! - krzyknęła.
Antoine wyjrzał z kuchni. Miał na sobie czerwony, trochę
przybrudzony fartuch, na którym duże litery tworzyły napis:
Jestem szefem! Posmakuj mnie! Opowiedział jej o błyska-
wicznej wyprowadzce Louise.
- Niczego właściwie nie zabrała. Tylko ubrania i biżute-
rię. Tak jakby się bała, że to, co tu jest, mogłoby zanieczyścić
jej nowe życie. Może to taki przesąd. Lucie nie wydaje się
specjalnie przejęta.
Akurat, pomyślała Claire. Nie chciała powiedzieć temu
mężczyznie, że jego córka umiera wewnętrznie od kilku dni,
od chwili gdy zobaczyła matkę wyjeżdżającą z pudłami peł-
nymi perfumowanych szmatek. Jak wytłumaczyć temu face-
towi, że Lucie na zawsze jest Louise, ale Louise nie ma w
sobie nic z Lucie.
- Może się przeprowadzę - powiedziała Claire, która
odkryła to w tym samym czasie co Antoine. - Zbyt dużo tu się
wydarzyło - dodała.
- Pani bardzo lubiła tego człowieka - stwierdził Anto-
ine, wyglÄ…dajÄ…c przez okno.
Claire wstała. Nie przyszła opowiadać o swoim życiu, a
Antoine drażnił ją, bo stanowił zbyt łatwą ofiarę kobiet. Da-
wała mu nie więcej niż dwa miesiące na znalezienie sobie
kogoś. Nie poszła zobaczyć się z Lucie, nie wiadomo dlacze-
go, a już przy drzwiach poprosiła Antoine'a o nowy numer
telefonu Louise. Zrobił zaniepokojoną minę, przypuszczając,
że może Claire jest po jej stronie.
- Mam coś do załatwienia - oświadczyła, kiedy on ba-
zgrał adres na świstku wyrwanym z notesu.
194
Na drzwiach wejściowych wisiała mała, samoprzylepna
karteczka przypominająca, że Antoine musi zapisać Lucie na
zajęcia pozaszkolne i umówić się na wizytę u dentysty. Claire
zbiegła pędem po schodach, jakby gonił ją jakiś potwór.
Mieszkanie Antoine'a, ten jego idiotyczny fartuch, kartka na
drzwiach jakby odebrały jej wszystkie siły. W ulicznym zgieł-
ku pomyślała - jakby kilka obrazów nakładało się na siebie -
o łóżku Dietricha, o Stabat Mater Pergolesiego, o piżmowym
zapachu ciała tego mężczyzny, niczym o jej własnym eldora-
do, wyjątkowo cennym, do którego natychmiast powinna się
udać.
Tak jak się obawiała Claire, telefon odebrała Louise. Lot-
niskowy głos tej Delphine Seyrig z bożej łaski sprawił, że
krew uderzyła jej do głowy. Złapała się telefonu, żeby nie
zatoczyć się z nienawiści.
- Daj mi go - zażądała lodowato.
Usłyszała szelest muślinu, jakby Louise była drzewem z
leciutkimi listkami. Zarejestrowała jakieś szepty.
- Halo - odezwał się Rossetti.
- Muszę natychmiast się z panem zobaczyć - oświad-
czyła Claire.
Umówili się godzinę pózniej na placu des Vosges. Czy Ros-
setti i sama Claire podejrzewali, że ich spotkanie zadecyduje o
dominującej barwie, jaką przybierze przyszłe życie tej młodej
kobiety? Szła tam, mając zamęt w głowie, w drodze wyobraża-
ła sobie zjawisko naczyń połączonych. Cierpienie powinno się
rozpraszać, dzielić, aby było do zniesienia. Jeśli policzę do
pięciu i światło zmieni się na zielone, to znaczy, że wyrzucił go
przez okno, pomyślała, czekając przy pasach. W powietrzu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]