[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brudnej wodzie.
Sięgała mu po szyję, kiedy poczuł błotnisty grunt pod nogami. W głębi duszy
był już zdecydowany zawrócić. Nie popłynąłby, gdyby nagle znalazł się nos w
nos ze szczurem, albo gdyby poziom wody sięgał powyżej jego głowy. „Szczęście
mi dopisuje" — pomyślał, przypominając sobie chwile, kiedy był jeszcze
chłopcem, i jego dziadek — Indianin z plemienia Navajo — naznaczył mu czoło
specjalną farbą, aby zawsze wychodził cało z wszelkiego rodzaju
niebezpiecznych sytuacji.
120
Poczuł pojedyncze szarpnięcie liny owiniętej wokół pasa. Barnes sprawdzał, czy
wszystko było w porządku. Elias pociągnął jeden raz w odpowiedzi i utkwił
wzrok w kręgu światła na końcu tunelu. Usłyszał głośny syk... jak gdyby nie
wyłączone radio. Elias wyczuł obecność innego człowieka, zanim zobaczył
oficera armii północno wietnamskiej. Zajrzał do środka przez otwór w tunelu i
natychmiast zdał sobie sprawę, że trafił w dziesiątkę. To był punkt
dowodzenia! Syk brał się z potężnego radioodbiornika, w sowieckim stylu,
stojącego w kącie. Operator odwrócił się i na widok Eliasa na jego twarzy
pojawiło się przerażenie. Zanim zdążył zdjąć słuchawki i wstać, Elias wpakował
mu w pierś dwie kule kalibru 45.
Odgłos wystrzału w podziemnym pomieszczeniu był niemal ogłuszający.
Porucznik Wolfe ściągnął swojego radiooperatora przez krótkofalówkę do wejścia
do tunelu, gdzie siedzieli Barnes i Hoyt pilnujący liny Eliasa. Barnes słyszał
strzały, ale bynajmniej nie był nimi poruszony.
— Podejrzewam, że Elias zobaczył tam gdzieś szczura albo żółtka, poruczniku.
Napięty jak cięciwa łuku, Wolfe zdał sobie nagle sprawę, że zanim zdołał
ugryźć się w język, wypowiedział na głos swoje przypuszczenia.
— Gówno, to prawdopodobnie żółtek. Paleniska są wciąż jeszcze gorące. Dopiero
co opuścili to miejsce, a Szóstka rozkazuje nam, żebyśmy tu zostali i zrobili
pełny spis broni i sprzętu. Wysyłają nam nawet jakiegoś korespondenta z
aparatem fotograficznym. Jesteśmy tu nazbyt odsłonięci.
121
Barnes spokojnie zapalił papierosa. — A co z flankami, poruczniku? Ma pan tam
kogoś?
Wolfe przeklinał w duchu swoją głupotę w kwestiach taktycznych. Byli okrążeni
ze wszystkich stron gęstą dżunglą, a on nie pozostawił nikogo na warcie.
Wietnamczycy mogli tu wrócić w każdym momencie, a wtedy byliby ugotowani!
Widząc Taylora i Manny'ego przeszukujących rząd plecaków należących do
Wietnamczyków, Wolfe uznał, że ma szansę naprawić swój błąd. — Manny, zajmij
pozycję jakieś trzydzieści metrów stąd z prawej flanki. Taylor, ty będziesz
krył z lewej i jakbyś coś zobaczył albo usłyszał, to daj znać.
Wolfe ruszył w stronę centrum kompleksu bunkrów, modląc się w duchu, aby Elias
jak najszybciej wyszedł z tunelu, a on mógł czym prędzej wynieść się z tego
miejsca.
Sanderson i Sal siedzieli obok siebie w szerokim, niskim bunkrze, oglądając
plakaty i materiały reklamowe wiszące na ścianach. Sanderson rozpoznał na
jednym z plakatów Ho Chi Minha i uznał, że musieli natrafić na jakieś
stanowisko polityczne albo propagandowe. Sal zgodził się z jego opinią i
wskazał na stary powielacz stojący w kącie:
— Przypomina mi ten, na którym pracowałem w Ne-wark.
Sanderson przekopywał stos pamfletów w języku wietnamskim, ale opatrzonych
rysunkami, przedstawiającymi żołnierzy amerykańskich.
— Czy robiąc coś takiego, naprawdę można się urządzić?
— Tak, Sandy. Czasami zarabiasz dwieście, trzysta tygodniowo... albo i więcej,
jeżeli masz w sobie dość ikry.
122
A teraz wynośmy się stąd. To wszystko przyprawia mnie o dreszcze.
— Spoko, spoko. Sal. To tylko papier i kupa bzdur. No to powiedz. Sal,
przyjmiesz mnie do roboty, jak już opuścimy Wietnam?
—— Załatwię ci wszystko, co zechcesz, chłopie. Tylko wynieśmy się stąd, póki
jesteśmy cali i zdrowi. Oni lubią podkładać ładunki wybuchowe pod różne takie
gówna.
Sanderson był z natury złośliwy i bawił go widok Sala, wielkiego twardziela,
trzęsącego portkami.
— Nie, chłopie. Musimy to przejrzeć. Spójrz na ten stos papierów w tej skrzyni
na amunicję. To mi wygląda na mapy i inne takie pierdoły.
Opierając się niepewnie o opleciony winoroślami pień drzewa na lewym skrzydle
kompleksu bunkrów, Chris poczuł, że w jego żołądku zapowiada się poważna
rewolucja. Uznał, że najprawdopodobniej jest to efekt działania dzikich
szalotek, którymi poczęstował go rano Elias i które urozmaiciły mu śniadanie
złożone z szynki i jakiegoś niestrawnego świństwa. Uniósł rękę i wyczuł pod
palcami elastyczny materiał maskujący, pokrywający jego hełm. Zwitek papieru
toaletowego tkwił na swoim miejscu.
Oparł karabin o drzewo, żeby mieć go w zasięgu ręki, spuścił spodnie i
przykucnął, aby sobie ulżyć. „Wygląda na to — myślał — że nerwy zawsze
sprawiają, iż człowiek jest podjarany i spięty, i nie może zrobić tego, co
powinien. Musi się rozluźnić". Chris spuścił wzrok i przypatrywał się
pokrytemu zielenią poszyciu dżungli.
Początkowo sądził, że to zwykłe pnącze. Dopiero po chwili Chris dostrzegł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]