[ Pobierz całość w formacie PDF ]
punktu nie powinna sprawić problemów. Zapomnę o tym związku
a raczej braku związku w przeciągu paru tygodni. A jeśli nie, to
w maju kończymy szkołę i już nigdy nie będę musiała patrzeć na ten
bezczelny uśmieszek.
Tak to przynajmniej wyglądało w teorii.
Niestety, nim wybrzmiał ostatni poniedziałkowy dzwonek,
zrozumiałam, że mój plan jest do dupy. To, że nie patrzyłam na
Wesleya, wcale nie oznaczało, że o nim nie myślałam. Właściwie to
przez cały dzień skupiałam się tylko na tym, żeby na niego nie
spojrzeć. Albo myślałam, dlaczego nie powinnam o nim myśleć. To nie
miało końca. Na niczym innym nie potrafiłam skupić uwagi.
Aż do wtorkowego przedpołudnia.
Tuż po wyjątkowo wlokącej się lekcji nauk politycznych ruszyłam
prosto do jadalni, gdy nagle wydarzyło się coś, co odwróciło moją
uwagę od Wesleya. Coś niewiarygodnego. Wręcz niesamowitego.
Toby odezwał się do mnie na korytarzu.
Cześć powiedział.
Cześć. Nadałam swojemu głosowi co najmniej przyjemne
brzmienie. Co tam, harwardczyku?
Uśmiechnął się szeroko i zaszurał nogami.
W sumie nic. Tak tylko się zastanawiam, jaki wybrać temat pracy
zaliczeniowej. Pan Chaucer dał dość ogólne wytyczne, celowo nie
precyzował. A ty o czym chcesz pisać?
Nie jestem pewna przyznałam. Chyba o małżeństwach
homoseksualnych.
Za czy przeciw?
Pewnie, że za. Władza nie ma prawa dyktować, kto może kogo
pokochać.
Romantyczka zakpił Toby.
Parsknęłam śmiechem.
Wręcz przeciwnie. To czysta logika, a nie żaden romantyzm.
Blokowanie praw małżeńskich dla gejów i lesbijek narusza ich
wolność oraz zasadę równości. I jest to totalnie popieprzone.
Też tak myślę zgodził się. To pewnie nie jedyny temat, w jakim
siÄ™ zgadzamy.
Pewnie nie.
Szliśmy chwilę w milczeniu, gdy nagle zapytał:
Myślałaś już, z kim pójdziesz na bal?
Nie. W ogóle nie idę odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dwie
stówki za kieckę, trzy dychy za bilet, kolejne czterdzieści za fryzjera
i kosmetyczkę, do tego jakaś kasa na jedzenie, z którego uszczkniesz
tylko kawałek sałaty, no bo przecież nie chcesz wyglądać na opasłą
w swojej wyelegantowanej kiecce. To przecież idiotyzm.
Rozumiem. Trochę szkoda& bo właściwie miałem nadzieję, że
poszłabyś ze mną.
Dobra, tego się nie spodziewałam. W ogóle. Nigdy, przenigdy.
Chłopak, w którym się potajemnie kocham od lat, zaprasza mnie na
bal? Jezu! Matko Boska! A ja właśnie zjechałam tradycję szkolnych
tańców jak jakaś snobistyczna idiotka. Właściwie to go spławiłam,
zanim zdążył się odezwać. Co za dupa. Zachowałam się jak totalna
kretynka. A teraz kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Mam go
przeprosić, jakoś się wykręcić, czy co&
Ale nic się nie przejmuj dodał Toby. Zgadzam się z tobą, że bal
absolwentów to tylko taki bezużyteczny rytuał przejścia.
No właśnie potwierdziłam bez przekonania, myśląc, że ktoś
w tym momencie powinien mnie pieprznąć w głowę.
Toby jednak nie przestawał naciskać.
A co myślisz o zwyczajnych randkach? Wiesz, takich bez super
ekstra kiecek i sałaty?
Z tym nie mam żadnego problemu. Poczułam, że kręci mi się
w głowie. Toby chciał mnie zaprosić na randkę. Prawdziwą randkę.
Nikt mnie nie zaprosił od& O ja cię! Właściwie nigdy nie byłam na
randce! Chyba że liczymy te obmacywanki z Jakiem w ciemnym kinie.
Nie liczymy.
Tylko dlaczego Toby wybrał akurat mnie? Byłam przecież duffem.
Takich jak ja nie zaprasza się na prawdziwe randki. Zagrał jednak
wbrew regułom. Może faktycznie był lepszy niż większość ludzi.
Dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałam w moich naiwnych
dziewczyńskich marzeniach. %7ładnych banałów. %7ładnego
wyrachowania. Zero arogancji i próżności. Idealny dżentelmen.
To dobrze. W takim wypadku& Widziałam, że jest
zdenerwowany. Jego policzki poczerwieniały i nie odrywał wzroku od
swoich butów, bawiąc się jednocześnie okularami. Może piątek?
Wybrałabyś się gdzieś ze mną w piątek?
Chętnie&
I wtedy stało się nieuniknione. Pomyślałam o tym dupku. Playboyu.
Casanovie. Jedynej osobie, która mogła mi zrujnować tę perfekcyjną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]