[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wkrótce będzie się rozkoszować, kiedy wszyscy ludzie, zaczną pełzać u jego stóp, a przywódcy
wszystkich państw będą składać hołd na dworze wielkiego supermocarstwa - Wołoszczyzny. Takie były
myśli Borysa, gdy wyciągnął ostatnie łańcuchy. Wyprostował się i oddychał ciężko. Patrzył w ciemność,
na rozwarstwionÄ…, rozdartÄ… ziemiÄ™.
Zaśmiał się, gdy przypomniał sobie, jak do niedawna trudno było mu dojrzeć cokolwiek w mroku,
nawet kocimi oczyma. A teraz, było jasno jak w dzień! Kolejny dowód, że wampir zagniezdził się na
dobre, tuczył się w jego ciele. Nekromanta wiedział, że obietnica wyrwania nasienia dana przez Tibora,
nie jest warta garści gleby z jego grobu. Skoro musi żyć ż tą pijawką - trudno, niech i tak będzie. Ale to
on miał zamiar zostać jego panem.
Skończył pracę, srebrne łańcuch leżały dookoła.
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
- Masz - powiedział. - Skończone. Nic cię już nie trzyma Tiborze Ferenczy.
- Niezle się spisałeś, Dragosani. Jestem zadowolony. Teraz muszę się pożywić i odpocząć. To nie takie
łatwe powrócić z grobu. Proszę o twoją daninę. Wierzę, że zostawisz mnie teraz, bym mógł się nią
nacieszyć w spokoju. Jutro będę jej też potrzebował, zanim powstanę. Wtedy i tylko wtedy będziesz
wolny...
Borys kopnął jagnię, zwierzę ożywiło się. Chwycił drżącą owcę pomiędzy nogi. Błyszczące ostrze
przesunęło się gładko po przedniej części szyi, zniknęło w niej. Pierwszy bryzg krwi trysnął na ciemną,
niepoświęconą ziemię. Nekromanta podniósł wierzgające jagnię, jak kota za fałd skóry na karku.
Zakręcił i rzucił na sam środek koła. Zwierzę padło głucho, skąpane we krwi. Resztka życia uchodziła z
ciała.
Dragosani odszedł, w głowie usłyszał westchnienie zadowolenia, potwornego nasycenia.
- Niewyszukane, Borys, ale zadowala - bez wątpienia. Winien ci jestem podziękowanie, mój synu, ale
poczekaj do jutra. Teraz żegnaj. Jestem zmęczony i głodny. Samotność to nałóg, który muszę jak
najprędzej porzucić.
Dragosani odwrócił się od kręgu, od martwego kształtu aa środku tajemnego miejsca. Kiedy już
odchodził, jego oczy uchwyciły znak nowej wolności Wampira. Tak, Tibor Ferenczy poruszał się.
Nekromanta czuł to pod stopami, czuł jak Wampir przeciąga się, słyszał zgrzyt twardych mięśni,
skrzypienie starych kości Ziemia chłonęła krew.
Wtem...
Ciało jagnięcia wygięło się, zgłębiło w nasiąkniętej posoką ziemi, jakby jakieś ssanie wciągało zwierzę,
jakby sama ziemia była rozwartą paszczą. Coś poruszyło się pod zarżniętą owcą... a może tylko tak się
Dragosaniemu zdawało. Ruszył, oparł się o drzewo, pień trochę zasłaniał widok. Patrzył na ciało
jagnięcia.
Zwierzę było duże i ciężkie. Borys zauważył, że zmniejszyło się trochę, skurczyło, zapadło. Oderwał się
w myślach od Potwora - słyszał tylko rozpustne sapanie bestii. A jagnię kurczyło się, znikało...
Zwierzę zostało pożarte, ziemia dymiła mgłą, gęstniejącą dookoła. Coś oddychało w głębi - coś, co
posiadało niezwykłą moc i mogło eksplodować upiorną energią.
Dragosani obrócił się i szybko dołączył do Maksa Batu. Zeszli na przecinkę, ruszyli do samochodu.
Tego samego dnia, siedemset mil od krzyżowych wzgórz Harry staÅ‚ nad grobem A. F. Möbiusa. ZmarÅ‚
w 1968 roku dwudziestego szóstego września. To był zły dzień dla nauki, bardzo nieszczęśliwy dzień dla
topologii i astronomii.
Jeszcze przed chwilą byli tu studenci, głównie Niemcy z NRD. Studenci jak wszyscy inni. Długowłosi, w
luznych ubraniach, ale pełni szacunku. Tak powinno być, pomyślał Harry. On także czuł respekt wobec
Möbiusa, obawiaÅ‚ siÄ™ obecnoÅ›ci tak wielkiego czÅ‚owieka. Nie chcÄ…c zwracać na siebie uwagi, Harry
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
poczekał, aż zostanie sam. Potrzebował czasu, by zastanowić się jak najlepiej podejść uczonego. To nie
był zwykły człowiek, ale myśliciel, który przetarł dla nauki wiele nowych dróg.
W końcu zdecydował się na bezpośredni kontakt. Usiadł, pozwolił swoim myślom sięgnąć do umysłu
martwego geniusza. Uspokoił się, jego oczy przybrały dziwny, szklisty wyraz. Było niesamowicie zimno,
a mimo to pot wystÄ…piÅ‚ nad jego brwiami. Powoli zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™, że Möbius, czy to, co z niego
zostało, było tutaj - istniał.
Wzory, tabele pełne liczb, odległości astronomiczne, konfiguracje geometrii Riemanna docierały do jazni
Harry'ego jak potok znaków z monitora komputerowego. Ale... czy to wszystko mogło się mieścić w
jednym umyÅ›le, umyÅ›le, który operowaÅ‚ tyloma myÅ›lami jednoczeÅ›nie? Harry domyÅ›liÅ‚ siÄ™, że Möbius
nad czymś pracuje, wertuje stronice pamięci, uczy się, zbiera w całość kawałki układanki zbyt
skomplikowanej dla niego, w ogóle nie do pojęcia przez umysł żywego człowieka. Wszystko poprawne,
dokładne.
- Proszę pana? Przepraszam, nazywam się Harry Keogh Przebyłem długą drogę, żeby spotkać się z
panem.
Widmowy potok liczb i wzorów zniknął natychmiast jak wy łączony monitor komputera.
- Co? Kto?
- Harry Keogh, proszÄ™ pana. Jestem Anglikiem.
- Anglik? Możesz być Arabem - dla mnie jesteś natrętem. O co chodzi? Nie przywykłem do odwiedzin.
- Jestem nekroskopem - wyjaśnił Harry jak tylko mógł najlepiej. - Rozmawiam z umarłymi.
- Umarłymi? Rozmawiasz z umarłymi? Myślałem o tym... Dawno temu doszedłem do wniosku, że nie
żyję więc pewnie rzeczywiście potrafisz. Zmierć przychodzi do wszystkich. I ma swoje zalety.
Prywatność, po pierwsze - tak przynajmniej dotąd myślałem. Mówisz, nekroskop? Czy to nowa nauka?
Harry uśmiechnął się.
- Można tak to nazwać. Tylko, że ja jeden ją uprawiam. Spirytualiści to zupełnie co innego.
- Z pewnością! To zgraja szalbierzy, No, dobrze, w czym mogę ci pomóc, Harry? Przypuszczam, że
masz jakiś powód, że mi przeszkadzasz. Rozsądny powód, czy tak?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]