[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyprowadziła mnie na schody przed plebanią. Tam zdą\ył tymczasem uzbierać się
stos plecaków. Ksiądz w sutannie dreptał ście\ką w kierunku zakrystii. Ktoś
śpiewał Serdeczna Matko". A ja ju\ wiedziałam, co zrobić.
Atak ksiÄ™\nej
Podwoje ksią\ęcej willi otworzyła przede mną nieznajoma pokojówka. Ani Emilka,
ani Pedro. Ta była łysa jak kolano i nosiła sumiaste wąsy. Zresztą mo\e trafiłam
na kamerdynera wieczornego? Kto ich rozró\ni w tym dziwacznym domu?
164
- Była pani umówiona z księ\ną? - zapytał, zanim zdą\yłam otworzyć usta.
- Nie byłam. W \yciu nie zamierzam umawiać się z księ\ną! - odpowiedziałam mu z
przekonaniem. - Nie chcę jej widzieć. A teraz proszę mnie wpuścić!
Tak zdębiał na moje słowa, \e dopiero w połowie schodów, ju\ w środku, dopędził
mnie i wyjąkał:
- Ale ale ale po co?
- Do Pedra!
- On w tej chwili jest zajęty u księ\nej.
Wzruszył mnie, \e tak bez namysłu powiedział o Pedrze on", a nie \adna
pokojówka dzienna" albo coś równie kretyńskiego, tote\ złagodziłam ton.
- Proszę go zawołać. Niech pan mu powie, \e siostra Pameli przybyła w
niecierpiącej zwłoki sprawie.
Poszłam za nim i dyskretnie zajrzałam przez drzwi, które pozostawił uchylone. We
wnętrzu księ\na z Pedrem siedzieli przy oknie nad małym stoliczkiem z ustawioną
na nim szachownicą. Księ\na akurat przestawiała białą królową.
- Szach i mat! - oznajmiła głosem uradowanej mumii. Naturalnie. Lojalna
pokojówka daje się ogrywać swojej
ukochanej pani. Niczego innego nie mogłam się po Pedrze spodziewać. Ale
widocznie nie znałam go do końca, mimo \e mieliśmy wspólną ulubioną reklamę,
choć on trochę inną, bo oto Pedro z kolei sięgnął na drugi koniec szachownicy po
czarnego skoczka. Przestawił go z uśmiechem.
- Niezupełnie. Teraz dopiero jest szach i mat.
- Sacrebkul - Księ\na zamknęła oczy. - Idzie mi coraz gorzej!
- Pozwolę sobie być innego zdania: to mnie idzie coraz lepiej. Zdecydowanie
podciÄ…gnÄ…Å‚em siÄ™ w grze przy ksiÄ™\nej pani!
No proszę, jednak lojalna pokojówka. A mo\e przemawia przez niego zacna
grzeczność klechy? Pokojówka z wąsami nachyliła się nad Pedrem, zaszeptała mu do
ucha. Zerknął ku drzwiom i dostrzegł mnie na korytarzu. Wstał, powiedział coś'do
księ\nej, a ta bezczelna baba odwróciła się ku mnie, \eby pomachać mi ręką.
Pomachałam jej tez, niech sobie nie myśli!
165
- Co takiego pilnego? - zapytał Pedro, całując mnie w policzek.
- Czy mo\emy gdzieś wejść, gdzie będziemy sami? Tylko szybko, błagam cię!
Mina mu zrzedła. Bez słowa uchylił drzwi obok. To była ciasna pakamera z meblami
w pokrowcach. Otworzyłam wielką torbę, którą przytaszczyłam ze sobą.
- Pedro, chodzi o moje \ycie! - wyznałam. - Musisz choć na pół godziny przebrać
się za Pamelę! Natychmiast! Koniecznie! Przyniosłam rzeczy!
- Za PamelÄ™? Znowu? Teraz? Co to za bzdura?
- Pedro, chodzi o moje \ycie! - wrzasnęłam z prawdziwymi łzami w oczach. - Masz
pół minuty na przebranie się! Potem na wszystko ci odpowiem. Tylko nie zwlekaj,
proszÄ™!
Rzuciłam mu moją pla\ową sukienkę.
- To nie jest Pameli! - zaprotestował.
- Złapałam, co było pod ręką! Nie wybrzydzaj! Nie rób teraz rewii mody! Czy nie
wszystko ci jedno? Byle szybko! - Niecierpliwie spojrzałam na zegarek. - Ju\
pięć sekund minęło! Zpiesz się, Pedro! Czy w ogóle ci nie zale\y na moim \yciu?
Wreszcie zrozumiał, \e to nie \arty. Błyskawicznie ściągnął spodnie i chwycił
sukienkę. Kiedyś kupiłam ją sobie na pla\ę. Na powrót z pla\y. Przypominała
kąpielowy szlafrok do ziemi, tylko nie miała kaptura i była rozpinana.
Histerycznie popędzany przeze mnie Pedro borykał się z guzikami. Było ich ze
trzydzieści na całej długości i wybierając się tutaj, wszystkie skrupulatnie
pozapinałam.
- Pedro, masz jeszcze trzy sekundy! - krzyknęłam. - Ubierz-\e się w końcu w nią
bez bawienia siÄ™ guzikami! Bo ja tu zwariujÄ™ ze strachu!
Naprawdę się bałam, chocia\ nie tego, o czym myślał Pedro. Zresztą nie wiem, o
czym myślał. Po rozpięciu guzików pod szyją sukienki wło\ył rękę w otwór u góry,
potem zmienił zamiar, dobrał się od dołu, ale ręka wyszła mu tamtędy, którędy
powinna wyjść głowa. Wycofał się jeszcze raz i podejrzliwie obejrzał tkaninę,
która w trakcie ubierania wywróciła się na lewą stronę. Ju\ go nie popędzałam.
Minęło czterdzieści sekund, pięćdziesiąt, a Pedro szamotał się bezradnie z moją
najprostszÄ… pla\owÄ… sukienkÄ…. TrzasnÄ…Å‚ rozrywany szew.
166
- W porządku, daj ju\ spokój, Pedro! - powiedziałam radośnie i teraz ja
pocałowałam go w spocony z wysiłku policzek. -Przepraszam cię za ten eksperyment.
Uwierz mi, \e to było konieczne, \eby rozwikłały się splątane wątki. Nie
potrafisz zagrać na tej trąbce, Pedro! Ani w ząb! Fałszujesz od początku do
końca. A to znaczy, \e w \yciu nie wkładałeś na siebie sutanny! Nie jesteś
księdzem, Pedro!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]