[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Andrea, poczekaj na mnie przy windzie.
Usiadł na nowo obok łóżka i nachylił się w jego stronę.
- O co chodzi? Potrzebujesz czegoÅ›?
- Miałem tutaj sporo czasu na przemyślenie różnych rzeczy
i zastanowienie się nad samym sobą i... - zawiesił na chwilę
głos starając się znalezć właściwe słowa - Chciałbym żebyś
zabrał ode mnie komputer, zniszczył wszystkie pliki, zeszyty i
wycinki.
Phil odchylił się jakby chciał spojrzeć z innej
perspektywy na to, co właśnie usłyszał.
- Czy ty mówisz poważnie?
- Nigdy w życiu nie byłem bardziej poważny.
- Ale... dlaczego? Przecież zbierałeś to wszystko przez
20
tyle lat!
- I właśnie dlatego wolałbym, żebyś to ty je zniszczył.
Ja mógłbym wdać się w niepotrzebne sentymenty.
- Ale powiedz mi dlaczego mam to zrobić?
Mick uniósł wzrok i wpatrzony w sufit zaczął mówić tak
cicho, że Phil musiał się na nowo pochylić by słyszeć jego
głos.
- Pamiętasz jak kiedyś ci mówiłem, że znalazłem pierwszy
wzór?
- Pamiętam. Od katastrof lotniczych, tak?
- Tak. Wtedy jeszcze to wszystko było w powijakach, ale
sądziłem, że sporo już osiągnąłem... - przerwał na chwilę -
Tydzień pózniej Helen miała wypadek.
Phil patrzył na jego spokojną twarz nie tylko zaskoczony
jego słowami, ale też tym bezosobowym głosem.
- Przedwczoraj skończyłem sprawdzanie wzoru do katastrof
lotniczych i zrobiłem drugi, do wyliczania wypadków na terenie
Nowego Jorku, a wczoraj...
- Co ty chcesz przez to powiedzieć?
Spojrzał mu w oczy i powiedział jeszcze ciszej:
- Tak będzie najlepiej.
- Ale... Co to może znaczyć?
- To może znaczyć, że posunąłem się już za daleko.
Phil nie bardzo mógł poukładać sobie w głowie jego słowa.
- Nie bardzo rozumiem. Myślisz, że to wszystko jest...
przez kogoś sterowane? To jest przecież niemożliwe!
- Nie, nie przez kogoÅ›.
- Więc...
- Nie zastanawiałeś się nigdy dlaczego czasami kiedy ma
miejsce jakaÅ› wielka katastrofa, gdzie ginie kilkadziesiÄ…t
osób, potem okazuje się, że ktoś jednak cudem przeżył? Ktoś
nie zdążył na samolot, albo w ostatniej chwili się
rozchorował...
- I co twoim zdaniem to znaczy?
- Wydaje mi się, że zabrnąłem już za głęboko i jakaś siła
Natury chce, żeby te wzory pozostały tajemnicą.
Phil patrzył na niego z dosyć niewyrazną miną.
- Co to za siła?
- Nie wiem. Może Chaos, Przeznaczenie, czy cokolwiek
innego. Nie wiem. I chyba nie chcę już wiedzieć.
Phil westchnął ciężko i poklepał go po ramieniu.
- PrzyjdÄ™ jutro.
Ruszył do wyjścia ponownie zatrzymany głosem Micka.
- Zrobisz to dla mnie?
Odwrócił się i po chwili pokiwał głową.
Mimo twardego gorsetu opasujÄ…cego jego brzuch spacer
sprawiał mu przyjemność. Zwieciło słońce, wiał lekki wiaterek,
było raczej ciepło - było po prostu pięknie. Nie pamiętał już,
kiedy ostatni raz tak wcześnie wracał do domu. I nie pamiętał
też, kiedy ostatni raz tak chętnie wracał do domu. Z
przyzwyczajenia zatrzymał się przy stoisku z gazetami, ale tym
razem rozejrzał się po okładkach.
- Co się z tobą działo tyle czasu, Mick? Chorowałeś?
- Tak, coÅ› w tym rodzaju.
- To co zwykle?
Gdzieś z tyłu usłyszeli pisk opon. Gdy obejrzeli się w
tamtym kierunku zobaczyli samochód hamujący przed toczącym się
powoli przez środek ulicy wózkiem z hot-dogami. Zgrzyt
zgniatanego pojemnika rozniósł się wokół przykuwając uwagę
przechodniów. Właściciel wózka ubrany w fartuch i białą
czapeczkę stał na chodniku z otwartymi ustami nie mogąc
21
uwierzyć w to, co się stało. Mick mruknął tylko do siebie
"B24" i wrócił do przeglądania gazet.
- Dzisiaj wezmę to - powiedział wyciągając ze stosiku
egzemplarz "National Geographic".
Gazeciarz trzymał już w ręku zwykły zestaw dzienników.
- A co z tym?
Mick uśmiechnął się i pokręcił głową.
- Nie, od dzisiaj żadnych dzienników.
Pat uniósł brwi.
- Jak to? To znaczy, że straciłem najwierniejszego
klienta?
- Chyba tak.
- I za co ja teraz poślę dzieci na studia?
- Nie martw się, może ci to jakoś wynagrodzę. Do jutra,
Pat!
Nawet schody wydawały się jakieś krótsze, ujadanie psa
cichsze, a mieszkanie o wiele większe. Z zadowoleniem zajrzał
do pustych szafek, gdzie przez ostatnich kilkanaście lat
zalegały zeszyty z wycinkami i zestawieniami. Poszedł do
sypialni i rozsiadł się w fotelu. Otworzył gazetę i przeczytał
pierwszą linijkę. "Zazwyczaj ludzie myśląc o Kenii kojarzą ją
jedynie z rozległymi sawannami pełnymi antylop, zebr i żyraf,
a niewielu spośród nich w swoich planach wakacyjnych
uwzględnia zwiedzenie niesamowitej kenijskiej rafy
koralowej..."
Przerywał lekturę tylko po to, aby przyjrzeć się
dokładniej wspaniałym zdjęciom przyrody. Po prawie pół
godzinie usłyszał dzwonek. Otworzył drzwi i wpuścił Andreę do
środka.
- Tu ma pan zakupy.
- Dziękuję. Mówiłem ci przecież, że sam dałbym sobie radę.
- Nie szkodzi, nie powinien siÄ™ pan jeszcze zbytnio
przeciążać - postawiła paczki na stole i zaczęła wypakowywać z
nich jedzenie - Niech pan siada, a ja przygotujÄ™ obiad.
- Dam sobie radÄ™ sam!
- Nie dzisiaj! - wyszła na chwilę z kuchni, a on
posłusznie zajął miejsce przy stole.
- Gdzie jest komputer? - zapytała po powrocie.
- Już go nie ma.
- Jak to nie ma go?
- Nie jest mi już potrzebny.
- Rozwiązał pan już wszystko?
Otworzył gazetę i rozłożył na stole.
- A słyszałaś kiedyś o kenijskiej rafie?
listopad 2000 r.
KONIEC KSI%7Å‚KI
22
[ Pobierz całość w formacie PDF ]