[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kto? - odpowiedział mu policeman. i nagle z gwałtownym szlochem rzucili się sobie w
ramiona. - Idz-że, idz-że - zaśpiewał z krakowska Władek.
- Ja nie myślołżem, żeś ty się na policjanta wykierował - klepał brata po plecach.
- Ale nie bój nic! Ja rodzince ani słowa nie powiem! - A czemuż to masz nie gadać? -
dopytywał się policeman.
- Bo u nas gliniarzem być to wstyd!
- Bo u was musisz się starać, żeby nim nie być - rzeczowo wyjaśnił policeman.
- A u nas, żeby nim zostać! U nas możesz być wszystkim, Władek, byleś nie był loser
czyli przegrany! Pawlak czuł na sobie wyczekujące spojrzenie Kargula i Ani. Przypomniał
sobie teraz, jak to oni w Rudnikach całą rodziną wybrali się na stację, by powitać Jaśka:
wszyscy byli w nowym odzieniu; Kazmierz nawet sobie na tę okazję kupił białą nylonową
koszulę. Tadeusz Budzyński, zwany w Rudnikach i okolicy Warszawiakiem, wiózł swoją
taksówką na spotkanie z amerykańskim gościem becik z Anią; czekali z jej chrztem na
przyjazd Jaśka; na jego cześć Kazmierz z Kargulem żytni bimber przyszykowali, żeby się
Jaśkowi Polska przypomniała; teraz wiezli mu w swoich bagażach własnej roboty kiełbasy,
rydze w słoiku i czarny chleb, o który prosił. I po co te starania, kiedy on nawet powitać ich
nie wyszedł? - Oj, usłyszy Dżonu ode mnie litanię, że jemu w pięty pójdzie! - z rozpaczą
rozglądał się wokoło: - To tak się brata na wygnaniu wita?! Kargul zmierzył Kazmierza
spojrzeniem, które nie pozostawiło wątpliwości, że widzi w nim całą przewrotność świata. -
Twoja krew!
- Ty prosto niemożliwy stał sia! - nastroszył się Kazmierz.
- Ty se lepiej w spodniach mieszaj, jak w mojej rodzinie! - A gdzie ty tu rodzinÄ™
widzisz? - Kargul zatoczył ramieniem krąg, obejmując tym gestem pustoszejący hall a przy
okazji całą Amerykę.
- Twój Jaśko gorzej z nami postąpił, jak Ruscy w czterdziestym piątym, ze swojego
siedliska nas wypędziwszy! -Ot, czort łabajowaty! - Pawlak poczerwieniał, słysząc to
porównanie.
- To ty jego do NKWD równasz?!
- Będziem się bili czy godzili? - Kargul zrozumiał, że ta wymiana ognia zaraz zamieni
siÄ™ w prawdziwÄ… wojnÄ™.
- Ot, życie sobacze. Należy sia telefona spróbować. Może jemu dni i godziny
pomachlaczyły sia? Ania znalazła numer telefonu, ale oczekiwała, że teraz dziadek Kazmierz
wydobędzie z woreczka pieniądze. Nie wiedział, co ma zrobić. Jak się przyznać, że zwisający
na troczkach od kalesonów woreczek jest pusty jak na przednówku pusta była spiżarnia
Kacpra i Leonii Pawlaków. Czuł na sobie wyczekujące spojrzenia Kargula i Ani. - A coż tak
stoją, jak w kościele przy podniesieniu?
- Dawaj dolary na telefon!
- A skąd mi ich brać? Czy ja milioner jaki?! Zniecierpliwiony Kargul chwycił
zwisające z szyi Pawlaka troczki od kalesonów i starał się wyciągnąć spod koszuli woreczek.
Daremnie! Pawlak odpychał jego rękę. Wydobyty na wierzch woreczek wyglądał smętnie jak
dziurawa skarpetka. - To ty cały majątek sprzeniewierzył?! Ty koniosraju jeden! - A coż on
oczy wypuczył jak ta czerepacha?! Mój majątek i moje prawo było jego przemarnować! -
%7łeby jemu moja krzywda bokiem wylazła! - dudnił Kargul, szarpiąc Pawlaka jak snopkiem
jęczmienia. Widząc, że przygląda się temu czarnoskóry policjant, Ania porwała walizkę i
ruszyła ku wyjściu. Stanęła jak wryta, kiedy szklana ściana rozsunęła się przed nią
bezszelestnie. Wystarczyło zrobić krok, by jak Kolumb postawić stopę na ziemi, którą
przyjechali odkryć...
ROZDZIAA 20
Ale John Pawlak nie czekał na nich przed wyjściem. Stali przy stosach bagaży,
rozglądając się bezradnie. Na niebie krążyły samoloty, czekając na swoją kolej do lądowania.
Na ziemi krążyły samochody wielkie jak karawany. I Kazmierz Pawlak znów poczuł się
zagubiony jak wówczas, gdy w towarowym wagonie toczył się przez nieznane ziemie nie
wiedząc, gdzie postawić swoją nogę. Wówczas pomogły mu bystre oczy Witii, które
wypatrzyły wśród pasących się krów Kargulową Mućkę z obłamanym rogiem. Teraz Ania,
córka Witii, rozglądała się naokoło licząc, że gdzieś dostrzeże jakiś znak od Johna Pawlaka...
Zwróciło to uwagę młodego, nie ogolonego człowieka z włosami sięgającymi łopatek; ubrany
był w luzną koszulę z indyjskiej bawełny, pod pachą trzymał plik jakichś broszurek. Zmierzył
czujnym spojrzeniem Anię, a do jej dziadków pomachał życzliwie dłonią. Pawlak odstawił
walizę i uśmiechając się zachęcająco do młodzieńca, wyraził półgłosem nadzieję że może
Jaśko wysłał tego pierekińca po nich na lotnisko'... Młodzieniec wręczył Ani kolorową
broszurkę, żywo ją do czegoś zachęcając po angielsku; gestami dawał do zrozumienia, że jego
życzliwość obejmuje także Kargula i Pawlaka; Kazmierz zawisł spojrzeniem na jego ustach w
nadziei, że pojmie intencje młodzieńca; Ania tłumaczyła jego słowa, ale w miarę jak tamten z
coraz większym żarem do czegoś ją przekonywał, ona coraz bardziej sztywniała. - On gada,
że możemy za jedyne dwa dolary przystąpić do jego klubu, jeżeli... jeżeli jesteśmy za... za
legalizacjÄ… marihuany i homoseksualizmu oraz... za seksualnym wyzwoleniem kobiet...
Młodzieniec z uśmiechem gestem głowy potwierdzał te słowa.
- %7łeby jego piekło pochłonęło! %7łeby jego koń w podogonie kopnął! Pawlak zmełł w
ustach następne życzenie pod adresem młodzieńca. Porwał w popłochu walizę, wyskakując na
jezdnię tuż przed nad jeżdżającym plymouthem. Wielki jak kombajn 'Vistula' samochód zarył
się w miejscu. Rozległ się ryk klaksonu, pisk opon. Uderzona zderzakiem waliza otworzyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]